Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Bartosz Chochołowski
|

Chochołowski: Unia dopuszcza tanie części, aby koncerny nie upadły

0
Podziel się:

Miesiące spekulacji, oczekiwań i wreszcie Komisja Europejska przemówiła: nie będzie odwrotu od dotychczasowej polityki w sprawie części zamiennych do samochodów i zasad obowiązywania gwarancji na auta.

Chochołowski: Unia dopuszcza tanie części, aby koncerny nie upadły

Miesiące oczekiwań, spekulacji i wreszcie Komisja Europejska przemówiła: nie będzie odwrotu od dotychczasowej polityki w sprawie części zamiennych do samochodów i zasad obowiązywania gwarancji na auta.

Już wydawało się, że lobby koncernów samochodowych wygrało. W czerwcu wygasa bowiem rozporządzenie, które między innymi określa, że przeglądów samochodów na gwarancji można dokonywać poza ASO, czyli Autoryzowanymi Stacjami Obsługi (to takie warsztaty, które są drogie, bowiem muszą producentom płacić za to, że naprawiają ich samochody)
.

W dodatku można w autach stosować zamienniki - części produkowane przez niezależne firmy. Są dużo tańsze od części firmowanych markami dużych koncernów. Ponoć zdarza się, że różnicę między zamiennikami a firmowymi częściami można dostrzec tylko w wyglądzie pudełka, a wiadomo, że za pudełko nie warto zbyt wiele płacić.

Krążyły teorie, że Komisja Europejska nie przygotuje nowego rozporządzenia, bo takie kraje jak Niemcy, Francja, czy Włochy chcą wesprzeć swoje koncerny motoryzacyjne nie gotówką (dopłaty na zakup nowych aut już się skończyły lub za chwilę się skończą), ale właśnie korzystnymi przepisami.

Przerzucenie kosztów utrzymywania nierentownych koncernów na kierowców jest wygodne. Nie obciąża to krajowych budżetów. A obywatele niech płacą.

_ - Chodzi o to, by konsumenci mogli naprawiać samochody i kupować części zamienne po jak najlepszej cenie. Nie ma żadnych wątpliwości: chcemy jeszcze lepszych rozwiązań dla konsumentów niż dotychczas, aby mogli kupować części zamienne taniej, a nie drożej _ -tłumaczy cytowana prze IAR rzeczniczka Komisji Europejskiej Amelia Torres.

Jak to się stało, że jednak wygra interes obywateli Unii Europejskiej a nie koncernów motoryzacyjnych? Mam swoją teorię. Komisją nie kierowała troska o kierowców, ale strach przed Hindusami i Chińczykami.

Zaraz opowiem, jak doszedłem do takiego wniosku. Produkcja samochodów, przynajmniej w Europie i USA, dawno odeszła od normalnego - moim zdaniem - modelu biznesowego.

Dawniej produkowało się coś, żeby zarobić na sprzedaży tego towaru. Ta zasada dotyczy większości branż, poza motoryzacyjną. Tu można prowadzić działalność deficytową i wychodzić na plus (z pomocą mecenasa).

Samochód bowiem sprzedaje się klientowi po to, żeby złapać kurę znoszącą złote jajka - klienta który musi regularnie płacić w ASO podatek na rzecz producenta. I z tym Komisja Europejska próbowała zerwać osiem lat temu i deklaruje, że zrywać będzie nadal.

Dlaczego walka o serwisowanie w ASO jest tak ważna? W biznesie motoryzacyjnym gwarancja pełni inną rolę niż gdzie indziej. Zazwyczaj chroni ona interes klienta. W branży motoryzacyjnej istnieje ona po to, aby koncern mógł z klienta wyciągnąć więcej pieniędzy.

W okresie jej obowiązywania, kierowca nie powinien zupełnie nic zrobić w samochodzie. Jeśli zepsuje mu się wtrysk paliwa, to dowie się, że naprawa w ramach gwarancji nie jest możliwa, bowiem w nieautoryzowanym warsztacie wymienił płyn w klimatyzacji. A powszechnie wiadomo, że nieautoryzowany płyn w klimatyzacji może spowodować awarię wtrysku paliwa, bo cokolwiek, od czego koncern nie bierze haraczu, jest trefne i może spowodować wszelkie nieszczęścia, z chorobą teściowej włącznie.

Branża ta ma jeszcze jedną specyfikę. Producentowi nie jest przykro, że jego produkt jest awaryjny. Awaryjność jest źródłem zysku i koncern zamiast przepraszać próbuje zmuszać klientów do przepłacania za naprawy kierując ich do tych warsztatów, które odpalają mu dolę.

Producenci zadbali też o to, żeby osoby po gwarancji również odwiedzały ich warsztaty niezależnie od poczynań Komisji Europejskiej. Nawet banalna czynność wymiany żarówki przestała być banalna. Otóż żeby dostać się do reflektora, trzeba wymontować filtr powietrza z rurą doprowadzającą je do silnika, albo wymontować inne części z komory silnika. Skoro żarówka nie jest droga, to konstruktorzy zadbali o to, żeby jej wymiana wymagała dużo drogiej robocizny.

Marketingowcy zadbali też o to, żeby ludzie kupowali auta z drogimi ksenonowymi reflektorami (przecież to obciach świecić wolframem). A nawet ostatnio widziałem reklamę, że jest promocja, ksenony są bez dopłaty.

To promocja korzystna dla producenta, bo warto dać je za darmo. Jeśli jedna taka lampa się przepali, to za wymianę ASO skasuje tysiąc złotych. A jak się spali przetwornik... Oczywiście producent zapewnia, że żywotność ksenonów jest równa żywotności auta, zatem przez cały okres eksploatacji nie trzeba wydawać na nie ani złotówki.

Kolejny manewr, to zastępowanie poszczególnych - relatywnie tanich - części nierozbieralnymi zespołami. Dawniej wystarczyło wymienić łożysko, teraz jest ono zespolone z piastą, a niedługo przy niewielkiej usterce przyjdzie kierowcom wymieniać całą półośkę. A żeby to zrobić konieczne będzie specjalne oprogramowanie, które kupić będą mogły tylko ASO.

Dlaczego na wyczyny koncernów motoryzacyjnych Komisja nie chce się jednak zgadzać? Bo w końcu doszłoby do sytuacji, że właścicielowi europejskiego auta taniej wyjdzie kupić nowe marki Tata, niż wymienić przepaloną żarówkę w ASO!

Azjatyccy producenci zapewne wyczuliby koniunkturę i mielibyśmy takie reklamy Tata i Ssanyong: _ Przepaliła ci się żarówka? Przyjedź do nas. Do żarówki dajemy gratis silnik, koła i karoserię _.

Gdyby kierowcy zamiast naprawiać europejskie auta masowo zaczęliby kupować nowe, azjatyckie, to unijni producenci szybko by zbankrutowali. Tak więc Komisja Europejska musi chronić swoje koncerny przed ich żądaniami, bo gotowe są same się wykończyć.

Autor felietonu jest dziennikarzem Money.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)