Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Bartłomiej Ciszewski
|

Ciszewski: Dobrzy i źli imigranci

0
Podziel się:

Zachodnie demokracje i gospodarki rynkowe mają coraz więcej kłopotów z migracją obywateli i pracowników. Czy jest dobre wyjście z tej sytuacji?

Ciszewski: Dobrzy i źli imigranci
(bci)

*Zachodnie demokracje i gospodarki rynkowe mają coraz więcej kłopotów z migracją obywateli i pracowników. Czy jest dobre wyjście z tej sytuacji? *
USA mobilizuje milicje do powstrzymywania napływu pracowników z Meksyku, Hiszpania błaga o pomoc UE, bo nie może sobie poradzić z hordami Afrykańczyków na łodziach, łódkach i łódeczkach, a Brytyjczycy głowią się nad tym, co zrobić z inwazją Słowian, Bałtów i za niedługo jeszcze bardziej dzikich _ _ Bułgarów i Rumunów. Za to Polska załamuje ręce nad swoimi straconymi duszami, aż serce się kraje: "Nie chcemy patrzeć, jak gniją truskawki, jabłka zostają na jabłoniach" – opłakuje puste pola minister Anna Kalata. Co z tym zrobić? Demokratyczne rządy odpowiadają jednym głosem: potrzeba rozsądnej polityki imigracyjnej.

Poprzedniczki demokracji – monarchie miały cały wachlarz skutecznych narzędzi. Wiadomo, że aby zwiększyć bogactwo swojego królestwa, trzeba było: Po pierwsze, zatrzymać wartościowych poddanych. Jak nie po dobroci, to zabraniając im wyjazdu, np. na przełomie XVIII i XIX wieku prawo zakazywało wyjazdu z Wielkiej Brytanii wykwalifikowanym robotnikom. Po drugie, usunąć _ Przed poszerzeniem Unii w Wielkiej Brytanii mieszkało prawie 90 tys. obywateli nowych krajów członkowskich, jednak tylko 57 proc. miało legalną pracę. _ze swojego terytorium niepożądany element - tak do Ameryki i Australii trafiły dziesiątki tysięcy kryminalistów. Po trzecie powstrzymać nieproduktywnych ludzi przed osiedlaniem się w swoich włościach, a zapraszać tylko tych, którzy mogą podnieść ich wartość. Dlatego w Niemczech pod koniec XIX wieku pojawili się sezonowi pracownicy z Polski, użyteczni tylko przez określony czas, natomiast zupełnie już inną politykę prowadzono przez stulecia względem niemieckich mieszczan, których na wyścigi
zachęcano do osiedlania się na stałe w Rosji, Polsce czy Austrii.

W XX-wiecznych demokracjach, w których państwa stały się własnością publiczną, w polityce migracyjnej nadal chodzi o to samo – optymalizację bogactwa. Teoretycznie egalitaryzm powinien zabraniać jakiejkolwiek dyskryminacji i doboru przyjmowanych obcokrajowców, ale w praktyce państwa wciąż wybierają sobie tych najodpowiedniejszych. Co ciekawe wrażliwi na dyskryminację Europejczycy coraz częściej domagają się, żeby wpuszczać do ich ojczyzn tylko tych najbardziej produktywnych.

Opłaca się brać wszystkich

Najpierw wszystko należy wyliczyć. Wygląda na to, że ostatnio imigracja krajom Unii się opłaca. Eksperci fundacji Caixa Catalunya, finansowanej przez bank z Barcelony, oszacowali, że Hiszpania, która przyjmuje najwięcej obcokrajowców w całej UE, mogła poszczycić się w ostatnich latach_ W ciągu ostatnich 10 lat populacja EU wzrosła o 16 mln, z czego trzy czwarte stanowili obcokrajowcy _ dynamicznym wzrostem gospodarczym tylko i wyłącznie dzięki imigrantom. W latach 1995-2005 PKB na głowę rosło w tym kraju średnio o 2,6 proc. rocznie. Zdaniem banku, gdyby nie obcokrajowcy, gospodarka z roku na rok kurczyłaby się o 0,6 proc. Efekt dotyczy nie tylko Hiszpanów, ale wszystkich państw "Piętnastki". Gdyby nie imigranci, PKB "starej Unii" zmniejszałby się w tym czasie o 0,2 proc. rocznie, zamiast rosnąć w średnim tempie 1,8 proc.

Powód? Przybysze z Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej uzupełnili lukę na rynku pracy. W ciągu tych 10 lat populacja EU wzrosła o 16 mln, z czego trzy czwarte stanowili obcokrajowcy – w dużym stopniu dorośli, gotowi do bardziej wydajnej pracy za niższe wynagrodzenie.

Polacy OK, dla Bułgarów szlaban

Populacja Wielkiej Brytanii też rośnie w galopującym tempie - najszybciej od 40 lat. Głównie za sprawą pracowników z Europy Środkowej. Szacuje się, że od czasu rozszerzenia UE na Wyspy przyjechało ich nawet 600 tys. Jednocześnie statystyki alarmują, że bezrobotnych w Wielkiej Brytanii jest najwięcej od sześciu lat - około 1,7 mln, a ich liczba rośnie najszybciej od początku lat 90! Wszystko przy jednoczesnym wzroście zatrudnienia.

Wniosek prosty – obcokrajowcy kradną pracę. Starczyłoby jej dla wszystkich, za lepsze wynagrodzenie, gdyby przybysze nie psuli rynku. Dlatego, dopóki płace na wschodzie będą wielokrotnie niższe niż na zachodzie UE, trzeba ograniczyć imigrację, a jeśli nie da się już odwrócić niefrasobliwej decyzji o pełnym otwarciu granic dla państw przyjętych w 2004 roku, to powstrzymajmy chociaż najazd jeszcze bardziej wygłodniałych Rumunów i Bułgarów.

Imigranci nie zabierają etatów

Błąd w logice rozumowania przeciwników imigracji polega na tym, że zakłada ograniczoną liczbę miejsc pracy – tort, który trzeba sprawiedliwie podzielić między _ W zeszłym miesiącu przedstawiciele największych brytyjskich pracodawców zrzeszeni w organizacji lobbingowej Business for New Europe Group (BNEG) poprosili, by otworzyć granice dla Bułgarów i Rumunów. Należą do nich: Sainsbury, właściciel supermarketów, Centrica, do której należy British Gas oraz bank inwestycyjny Merrill Lynch. _obywateli. Tymczasem niedawny przykład Francji temu zaprzecza - nie udało się rozwiązać problemu bezrobocia ograniczając tydzień pracy do 35 godzin. Poza tym z brytyjskich danych wynika, że bezrobocie nie rośnie szybciej w regionach, do których przyjeżdża najwięcej imigrantów. Wręcz przeciwnie, to one zwykle rozwijają się najbardziej dynamicznie.

Podobnie z zarobkami. Wydaje się oczywiste, że pojawienie się nowych, wykwalifikowanych pracowników powinno obniżyć płace. Przecież zdecydowana większość imigrantów, prawie 80 proc., zarabia mniej niż sześć funtów na godzinę - to połowa średniej krajowej. Jednak pracują w sektorach, które dzięki nim rozwijają się, i zapotrzebowanie na pracę nie słabnie. Dlatego w Wielkiej Brytanii wynagrodzenia za pracę fizyczną rosną szybciej niż ceny.

Dodatkowa podaż pracy pozwala firmom rozwijać się, a więcej pracowników oznacza dla kraju wyższe przychody z podatków. Nic dziwnego, że Rada Polityki Pieniężnej Banku Anglii przyznała w sierpniu, że ogromna fala imigracji prawdopodobnie przyczyni się do przyspieszenia wzrostu gospodarki.

*Nie chcemy gapowiczów *
Z drugiej strony zalew obcokrajowców budzi zrozumiały sprzeciw lokalnej społeczności. Spróbujmy postawić się w sytuacji Irlandczyków. Są ich zaledwie cztery miliony i od dwóch lat doświadczają inwazji nadlatujących tanimi liniami lotniczymi Polaków. Ich ojczyzna drastycznie zmienia się z dnia na dzień. To może budzić sprzeciw, bo ludzie są przywiązani do rzeczywistości, w której się wychowali.

Nic dziwnego, że zachodnie społeczności sprzeciwiają się dynamicznej _ Populacja Wielkiej Brytanii rośnie w galopującym tempie - najszybciej od 40 lat. _imigracji. Naukowcy dostarczają im badań i ekonomicznych podstaw potwierdzających emocjonalne obawy. Na przykład organizacja Migrationwatch UK skrzętnie wyliczyła, że czterech na pięciu imigrantów, bierze więcej z brytyjskiej gospodarki niż jej daje.

Podważa to szacunki brytyjskiego rządu, który obliczył, że wartość podatków płaconych przez obcokrajowców jest minimalnie wyższa od tego, co biorą z budżetu - imigranci stanowią 10,6 proc. populacji, a przyczyniają się do 10,9 proc. PKB.

Skąd taka różnica? Migrationwatch wzięła pod uwagę cały cykl życia obywatela w państwie opiekuńczym, z uwzględnieniem emerytury. Okazało się, że rachunek za wszystkie publiczne usługi zapłaci tylko niewielka grupa dobrze zarabiających obcokrajowców - wysoko wykwalifikowanych lekarzy, ZOBACZ TAKŻE:
Ponad milion Polaków wyjechało za pracąinżynierów, czy konsultantów, o dochodach sięgających 27 tys. funtów rocznie. Pozostałe 80 proc. to „gapowicze” brytyjskiego państwa opiekuńczego. Nieważne, że emigrujący do Wielkiej Brytanii z krajów „ósemki” w 97 proc. pracują w pełnym wymiarze godzin i płacą podatki. Do tego 82 proc. z nich to single poniżej 34 lat. Wyraźnie usługi demokratycznego państwa są bardzo kosztowne.

Oczywiście najpoważniejsze problemy związane z obcokrajowcami nie dotyczą ani skali ich najazdu, ani rozmiaru biedy, tylko państwa opiekuńczego. Demokracje zdecydowały się otoczyć parasolem każdego, kto znajdzie się w ich granicach. Paradoksalnie, pozwalając milionom zdesperowanych imigrantów bezskutecznie, choć często z narażeniem życia, dobijać się do ich rynku pracy.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)