Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Komisja śledcza ubiegłą sobotę spędziła na nauce. Z małymi przerwami na sprawy aferalne uczyła się od marszałka Cimoszewicza, jak się robi poważne interesy na giełdzie.

0
Podziel się:
Komisja śledcza ubiegłą sobotę spędziła na nauce. Z małymi przerwami na sprawy aferalne uczyła się od marszałka Cimoszewicza, jak się robi poważne interesy na giełdzie.

Komisja śledcza ubiegłą sobotę spędziła na nauce. Z małymi przerwami na sprawy aferalne uczyła się od posła Cimoszewicza, jak się robi poważne interesy na giełdzie. Marszałek Sejmu jednak niechętnie dzielił się z kolegami z ul. Wiejskiej arkanami tej trudnej sztuki.

I chociaż rano posłowie śledczy jeszcze mało co o giełdzie i regułach gry wiedzieli, to już wieczorem pomni nauk jakie otrzymali, postanowili zawiadomić prokuratora generalnego o możliwości popełnienia przestępstwa przez posła Cimoszewicza.

A wszystko przez tzw. oświadczenia majątkowe, które mają obowiązek składać wszyscy posłowie raz do roku. Są jednak oni zbytnio skoncentrowani na ważnych debatach i uchwałach, aby pozwolić sobie na ich prawidłowe wypełnienie. Rezultatem tego zapracowania był fakt popełnienia przez 2/3 posłów w 2002 roku „pomyłek” w tychże oświadczeniach. Pan Cimoszewicz pomylił się także – złożył oświadczenie o stanie majątkowym na dzień 30.04.2002, a nie na 31.12.2001.

Gdyby jednak chodziło tylko o zmianę daty, to nie byłoby sprawy. Chodzi jednak o coś zupełnie innego. Otóż w grudniu 2001 roku Cimoszewicz posiadał ponad 30 tys. akcji PKN Orlen, które nabył w ofercie publicznej na rynku pierwotnym w lipcu 2000 roku. W kwietniu po tych akcjach nie było już śladu, podobnie jak po pieniądzach, które poseł uzyskał ze sprzedaży. A zyski z inwestycji? Te także się rozpłynęły.

A czemu właściwie majątek sejmowego marszałka spędza komisji sen ze śledczych oczu? Okazuje się, że poseł Cimoszewicz czekał ze sprzedażą akcji ponad 1,5 roku i zdecydował się na nią na niecały miesiąc przed słynnym aresztowaniem prezesa PKN Orlen - Modrzejewskiego. Przypadek, czy celowe działanie?

Niech sobie komisja śledcza bada ten trop, którego my i tak, nie jesteśmy w stanie zweryfikować. Pogrzebmy za to trochę w zeznaniach posła Cimoszewicza odnośnie jego transakcji na rynku kapitałowym. Wszakże jest osobą publiczną, więc możemy, a w odróżnieniu od komisji nie musimy się trzymać meritum śledztwa.

Otóż Pan Cimoszewicz brał udział w ofercie publicznej PKN Orlen. Postarał się nawet w związku z tym o kredyt w banku, bo spodziewał się dużej redukcji zleceń. Redukcja zleceń w transzy dla indywidualnych inwestorów wyniosła 92,98%. Jeśli poseł Cimoszewicz pomimo takiej redukcji nabył ponad 30 tys. akcji, to musiał złożyć zlecenie na ok. 428 tys. akcji.
Cena sprzedaży wyniosła, uwzględniając dyskonto, 18,35zł za akcję. Poseł Cimoszewicz musiał więc na rachunku inwestycyjnym dysponować kwotą ok. 8 mln zł.

Okazuje się, iż poseł kupował akcje z własnego rachunku. Część pożyczył z banku, jednak musiał mieć wkład własny. Skąd go wziął? Otóż okazuje się, iż jego córka mieszkająca w USA (i mająca amerykańskie obywatelstwo) wraz z zięciem przetransferowała na jego rachunek walutowy ok. 100 tys. USD. Wiemy to, bo poseł Cimoszewicz tak właśnie zeznał przed komisją śledczą. Jeśli byłaby to pożyczka, powinien zawrzeć stosowną umowę cywilnoprawną. Jednak poseł zeznał przed komisją, że o pożyczce nie mogło być mowy. Ponadto poinformował, że dysponuje opinią prawną, której zapomniał przynieść na posiedzenie mówiącą o tym, że działał zgodnie z prawem.

Cimoszewicz zasugerował więc, że jego córka powierzyła mu niejako pieniądze, a wszystkie uzyskane dochody z tytułu inwestycji należą nie do niego, lecz do córki. I tu prawdopodobnie marszałek wkopał się dokumentnie. Przyznał się bowiem, iż za pomocą własnego rachunku i własnej osoby dokonywał inwestycji na rynku publicznym w imieniu osób trzecich i za ich pieniądze. I jeśli nawet nie brał za to gratyfikacji, to jednak robił to chyba niezgodnie z obowiązującym prawem. W Polsce nie można bez stosownych zezwoleń, licencji doradcy inwestycyjnego, oraz odpowiedniej firmy zarządzającej portfelem inwestycyjnym świadczyć tego typu usług.

Wystarczyło, gdyby córka posła Cimoszewicza założyła własny rachunek i ustanowiła swojego ojca pełnomocnikiem, albo żeby po prostu pożyczyła mu pieniądze i sporządziła stosowną umowę cywilnoprawną. Niestety wybrano wariant najmniej korzystny pod względem zgodności z polskim prawem. Czy to też była pomyłka – podobnie jak z oświadczeniem majątkowym – czy też kryło się za tym działaniem coś więcej?

Co by było gdyby córka marszałka Cimoszewicza dokonała tychże transakcji na własny rachunek, czyniąc z ojca pełnomocnika? Musiałaby zapłacić podatek od zysków kapitałowych w USA, tam bowiem zyski z giełdy są łączone z tzw. PIT-em. A w Polsce tata marszałek nie musiał. Ciekawe czy KPWiG zainteresuje się historią inwestycji giełdowych marszałka Cimoszewicza?

Na koniec mała dygresja. Stare przysłowie pszczół mówi: kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada. Po co posłowie uchwalali tak restrykcyjne prawo dotyczące możliwości wzajemnej pomocy w inwestowaniu na giełdzie. Po co te licencje, egzaminy, instytucje. Gdyby ich nie było, nie byłoby sprawy. A tak marszałek musi pilnie biegać po ekspertyzy i opinie prawne na Uniwersytet Warszawski, żeby udowodnić swoją prawość. A sam przecież sobie to prawo uchwalił.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)