Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Płaskoń: Temida, Korwin i złote rybki

0
Podziel się:
Płaskoń: Temida, Korwin i złote rybki

Strasznie nudno musi być w prokuraturach i dużo muszą mieć tam czasu, skoro zajmują się tak groźnymi przestępcami, jakJanusz Korwin-Mikke.

Rzeczniczka warszawskiego aparatu ścigania zawiadomiła triumfalnie opinię publiczną, że jej urząd przystępuje niezwłocznie do czynności wyjaśniających w sprawie wykonania publicznie przez wyżej wymienionego faszystowskiego pozdrowienia.

Na początek prokuratura ściągnie z TV nagranie z zarejestrowanym występem. Potem pewnie przesłucha dziennikarza, który z Korwinem rozmawiał, a także inne obecne w studiu osoby. Żeby procedurom stało się zadość, powoła też biegłych w zakresie semantyki faszystowskich gestów. A na koniec ogłosi, że żadne przestępstwo nie zostało popełnione, ponieważ do takiej konkluzji musi dojść każdy, kto oglądał audycję z udziałem niestrudzonego piewcy liberalizmu w postaci najczystszej.

Wyciągając prawicę w hitlerowskim geście Korwin-Mikke posłużył się jedynie manualnym cytatem, ilustrującym jego słowa. Ścigane jest natomiast propagowanie faszyzmu. Takie, jakie miało miejsce na Górze św, Anny, gdy narodowcy podczas majowych uroczystości wyraźnie i w wiadomym celu wykonali znali _ hail _, za co następnie zostali uniewinnieni przez sąd.

To właśnie jest polska Temida. W jednym mieście puszcza wolno za ewidentne naruszenie prawa, w innym nadgorliwie ściga zabawnych publicystów.

To, że w instytucjach podległych pani z przepaską na oczach trwa akurat akcja protestacyjna, wskazane byłoby powiedzieć społeczeństwu, ile musi płacić za puste przebiegi w rodzaju ścigania Korwina-Mikke.

Sędziowie i prokuratorzy strajkują dlatego, że chcą więcej zarabiać i zarazem mniej pracować. Może więc minister Ćwiąkalski powinien postarać się o prostą kalkulację, która pozwoli oszacować, ile czasu w jego resorcie przeznacza się na faktyczną pracę, a ile traci się na bezsensowne bicie piany.

W dniach protestu stanąłem przed sądem w charakterze świadka z powodu, który sam w sobie jest kuriozalny. Rozszczelniło mi się akwarium i woda zniszczyła mieszkanie sąsiadki z niższego piętra. Podałem jej numer polisy ubezpieczeniowej, kobieta wymieniła tapety i odebrała odszkodowanie. Po mniej więcej roku zostaliśmy wezwani przez sąd w Gdyni, gdyż mające tam siedzibę moje towarzystwo ubezpieczeniowe wystąpiło przeciwko towarzystwu, w którym ubezpieczona jest sąsiadka.

Skoro miałem jechać na drugi koniec Polski, zatelefonowałem do sądu i zapytałem, czy mogę wiedzieć, o co chodzi. Gdzież tam! Tajemnica! Poprosiliśmy więc z sąsiadką o przesłuchanie nas w drodze pomocy prawnej na miejscu.

Na pierwszą rozprawę nie przybyła żadna z procesujących się stron, co specjalnie nie dziwi, biorąc pod uwagę odległość z Gdyni do Opola. Pełnomocnicy nawet się nie usprawiedliwili. Bez ich obecności sąd nie mógł nas przesłuchać, bo tak stanowi kodeks postępowania cywilnego. Dwa miesiące później już mógł, mimo że strony również nie dojechały.

Pani sędzia zadawała pytania, które przesłano z Gdyni i z minuty na minutę była coraz bardziej rozluźniona. Trudno bowiem zachować powagę, gdy trzeba się poruszać w obszarze tematycznym bliskim bajkom o złotych rybkach, które mogły zdetonować moje akwarium w celu wyłudzenia przez sąsiadkę tysiąca złotych od ubezpieczalni. Koszty tego procesu już dawno przekroczyły sporną kwotę, a sędzi z pewnością brakuje czasu, żeby zając się poważnym sprawami.

Można to zmienić tylko w jeden sposób. Zreformować wreszcie skutecznie i raz na zawsze kodeksy, tak aby pracownicy Temidy nie musieli ślęczeć nad błahostkom. Ci natomiast, którzy uwielbiają duperele - aby nie mogli roztrząsać ich w nieskończoność.

tor jest wiceprezesem Krajowego Klubu Reportażu i redaktorem naczelnym _ Panoramy Opolskiej _.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)