Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Podatek płacony dziećmi

0
Podziel się:

Od kilkunastu lat Polska przeżywa niespotykanej siły regres demograficzny. Polską bombę demograficzną zbudowaliśmy sobie sami. Jest to w dużej mierze konsekwencja systemu podatkowego, który traktuje dzieci jak luksusową konsumpcję, na którą stać niewielu.

Podatek płacony dziećmi

Od kilkunastu lat Polska przeżywa niespotykanej siły regres demograficzny. Zdecydowanie większość interpretacji i poszukiwań przyczyn tego zjawiska leży po stronie przemian społeczno-ekonomicznych zapoczątkowanych w 1989 r.

Skutkom tych przemian w demografii nadaje się dziejową moc sprawczą, na którą nie mamy prawie wpływu. Na pierwszym planie eksponowane są zmiany we wzorcach rodziny i zachowań społecznych. Choć nie neguję znaczenia tych procesów, to nie podzielam opinii, że są one odpowiedzialne za wszystko. Polską bombę demograficzną zbudowaliśmy sobie sami. Jest to w dużej mierze konsekwencja systemu podatkowego, który dyskryminuje rodziny świadomie decydujące się na dzieci i ich wychowanie. Polski system podatkowy dzieci traktuje jak luksusową konsumpcję, na którą stać niewielu.

Nie będzie nas więcej

Na przestrzeni ostatnich 20 lat w świadomości Polaków utarło się przekonanie, że jesteśmy czterdziestomilionowym społeczeństwem. Do celu zabrakło nam niecałe 1,5 mln osób. Od sześciu lat liczba ludności w Polsce nieustannie spada. Na razie dzieje się to jednak bardzo powoli. Zdecydowanie gorzej wypada ta statystyka, jeżeli zobaczymy, że tak mały spadek zawdzięczamy przede wszystkim wydłużeniu się oczekiwanego średniego czasu życia o prawie 4 lata na przestrzeni ostatnich 15 lat. Jednocześnie dramatycznie spadła liczba urodzeń. I właśnie to jest głównym powodem do niepokoju. W 2003r. urodziło się 351,1 tys. dzieci, podczas gdy w 1983r. było to 723,6 tys. Jak widać, w ciągu 20 lat liczba urodzeń spadła o połowę.

Wahania liczby urodzeń są w części konsekwencją II wojny światowej, w wyniku której następują po sobie kolejne niże i wyże demograficzne. W Polsce nie mamy proporcjonalnej struktury wieku ludności. Zatem nie zawsze nominalne wielkości demograficzne można w prosty sposób ze sobą porównywać. Dlatego lepszym wskaźnikiem do porównań jest tzw. współczynnik dzietności, czyli to ile przeciętnie każda z kobiet rodzi dzieci. Prosta zastępowalność pokoleń ma miejsce przy współczynniku dzietności na poziomie około 2,11. Wartość ta została przekroczona w Polsce po raz ostatni w 1988r. W 2003r. współczynnik ten wyniósł zaledwie 1,24 i jest nadal w wieloletniej tendencji spadkowej.

Obecnie odległość, która nas dzieli od prostej zastępowalności pokoleń jest na tyle duża, że nie jesteśmy w stanie do niej powrócić przez najbliższe 5 lat, nawet jeżeli państwo złagodziłoby już w najbliższym czasie dyskryminację podatkową osób wychowujących dzieci. Z drugiej strony, gdyby w dłuższym okresie czasu utrzymał się przeciętny współczynnik dzietności zbliżony do 1,24, to każda kolejna generacja będzie o 40% mniej liczna od generacji swoich rodziców.

Pokolenia regresu demograficznego

Załamanie demograficzne w Polsce jest bardzo duże na tle wysokorozwiniętych gospodarek Unii Europejskiej. Co gorzej, niekorzystne zmiany demograficzne w Polsce może dodatkowo pogłębić emigracja. Tymczasem liczne kraje UE już wyszły z okresu depresji demograficznej i charakteryzują je rosnące wskaźniki dzietności. W wielu przypadkach czynnikiem, który wsparł te zmiany były uwarunkowania ekonomiczne. Zatem i w Polsce problem powinien zostać podjęty przez gremia rządzące. Paradoksalnie, wydaje się coraz bardziej prawdopodobne, że długofalowy ubytek ludności Polski w wyniku trwających niekorzystnych procesów demograficznych może być większy niż w wyniku II wojny światowej. We względnie optymistycznym wariancie możliwy jest ubytek ludności o 5,5 mln osób do roku 2050. Pesymistyczny wariant może spowodować obniżenie się liczby ludności Polski nawet poniżej poziomu 30 mln osób.

Sytuacja demograficzna, jaka może powstać w Polsce w przyszłości, może mieć bardzo niekorzystne skutki dla gospodarki. Ilustracją tego była niedawna kilkunastoletnia stagnacja w gospodarce japońskiej, którą wywołał wprawdzie jednoczesny krach na giełdzie w Tokio i na japońskim rynku nieruchomości w 1990r., ale utrwaliła ją niewątpliwie niekorzystna struktura wieku japońskiego społeczeństwa.

Zaczną pojawiać się sytuacje, gdy na rynku pracy będą dominowały pokolenia z niżu demograficznego, a jednocześnie liczba osób w wieku emerytalnym nieproporcjonalnie wzrośnie. Będzie to skutkiem wydłużającego się czasu życia oraz przejściem w wiek emerytalny wcześniejszych wyży demograficznych. Poziom obciążeń przypadających na utrzymanie osób w wieku emerytalnym, może być tak nieproporcjonalnie duży, że doprowadzi do wyhamowania wzrostu gospodarczego Polski. Dotknęłoby to zarówno pracujących jak i emerytów, deprecjonując nie tylko środki wypłacane z funduszy publicznych, ale także zasoby zgromadzone przez nich w funduszach emerytalnych, inwestycyjnych, czy na rachunkach bankowych. Wystąpienie tego mechanizmu bynajmniej nie neguje sensu przeprowadzonej w Polsce reformy emerytalnej. Może się jednak okazać, że nawet nowy system emerytalny, który opiera się na indywidualnym gromadzeniu emerytury, też może okazać się niewystarczający.

Chcesz być biedny? Miej dzieci!

Ponieważ procesy demograficzne są rozłożone w bardzo długim okresie czasu, istnieją liczne mechanizmy m.in. ekonomiczne i prawne, którymi można na nie oddziaływać. Jedną z metod globalnego pośredniego oddziaływania na zachowania społeczne jest stosowana filozofia podatkowa. O ile pozostaje polemiczne, jak dalece system podatkowy powinien pomagać, premiować, stymulować, etc., o tyle system podatkowy zdecydowanie nie powinien nadmiernie dyskryminować.

Przyglądając się polskiemu systemowi podatkowemu możemy znaleźć co najmniej kilka obszarów, gdzie ma miejsce osłabianie pozycji ekonomicznej osób świadomie decydujących się na posiadanie i wychowanie dzieci.

„Zapewnienie wszystkich potrzeb dziecka od urodzenia do ukończenia dwudziestego roku życia kosztuje aż 510 tys. zł. Rezygnując z opłacenia niańki, drogich ubrań, czy szkoły społecznej, możemy zredukować tę kwotę do 280 tys. zł, natomiast minimalne potrzeby wychowawcze pochłoną 160 tys. zł” (źródło: Rzeczpospolita, 1 czerwca 2004). Nawet tak zestawione koszty nie uwzględniają jeszcze alternatywnego kosztu czasu poświęconego przez rodziców, a nie jest wykluczone, że odpowiada on podobnej kwocie. Decydując się na kolejne dzieci, ponosi się coraz mniejszy koszt krańcowy. Jednak przy podobnych założeniach drugie dziecko nie będzie kosztować mniej niż 70% pierwszego, a trzecie ok. 50% kosztów pierwszego. Zatem nie mając nawet wygórowanych wymagań, wychowanie trójki dzieci to bezpośrednie łączne wydatki rzędu miliona złotych.

Z punktu widzenia przeciętnej rodziny te właśnie bezpośrednie koszty są najbardziej dokuczliwe. Jest oczywiste, że dodatkowe wyżywienie, ubranie etc. większej liczby osób, to wyższy wydatek. Rodzina, osoba, etc., która wychowuje dzieci płaci również zdecydowanie wyższe podatki niż osoby samotne. Dotyczy to w szczególności podatków pośrednich, które przynoszą budżetowi państwa dwie trzecie dochodów. Podatki te obciążając konsumpcję w pewnej mierze pełnią rolę podatków od luksusu zgodnie z zasadą, masz więcej – konsumujesz więcej – płacisz więcej. Nie ulega wątpliwości, że rodzina z dziećmi zapłaci większy podatek niż osoba samotna. Parafrazując, dochodzi do sytuacji, że podatek ten jest w przenośni „płacony dziećmi”, czyli mniejszą liczbą dzieci, na które decydują się rodzice. Prawo podatkowe traktuje więc dziecko jak w gruncie rzeczy zbędną konsumpcję (wystarczy choćby przypomnieć wprowadzenie stawki 22% VAT na niemal wszystkie środki dziecięce). Wydatki na dzieci są zatem w ten sam sposób traktowane jak
wydatki na telewizory i samochody.

Z drugiej strony system podatków dochodowych jest również ślepy na problem kosztów utrzymania. Interesujące jest, że w Polsce problem opodatkowania osób utrzymujących dzieci został dostrzeżony już w okresie międzywojennym. Wówczas podatnik do kosztów uzyskania przychodów wliczał też wydatki na wyżywienie członków rodziny. Dziś ten argument przez ustawodawców nie jest podnoszony.

Równie ważne jak bezpośredni koszt wychowania dzieci, są koszty pośrednie i alternatywne. W przypadku większych rodzin (np. z trójką dzieci) jest niemal koniecznością, aby jedno z małżonków zajmowało się ich wychowaniem. Wtedy całe przychody rodziny musi zapewnić drugi z małżonków. Jednak nawet w rodzinach z jednym czy dwojgiem dzieci rodzice angażują w to bardzo dużo czasu. Czas ten można traktować jako swego rodzaju koszt alternatywny do wypoczynku, czy dalszego rozwoju zawodowego. Szczególnie w przypadku tego drugiego ponownie dochodzimy do kwestii braku równego traktowania przez państwo.

Osoby poświęcające swój czas jedynie rozwojowi zawodowemu szybciej zdobywają wyższe stanowiska, jak również osiągają lepsze zarobki. Są zamożniejsze w czasie aktywności zawodowej. Przekłada się to również na większe zasoby odłożone na poczet przyszłych świadczeń emerytalnych. Osoby wychowujące dzieci osiągają gorszy status materialny w czasie aktywności zawodowej. Jednocześnie, gdy ich dzieci dorosną i rozpoczną pracę zawodową będą one finansowały tych, którzy niegdyś wybrali jedynie ścieżkę rozwoju zawodowego.

Co można zmienić

Względy ekonomiczne są zaliczane do najważniejszych i najczęściej społecznie eksponowanych przyczyn niedecydowania się na dzieci, ewentualnie odraczania w czasie tej decyzji. Jak pokazuje praktyka również zbyt przewlekłe odraczanie kończy się na zaniechaniu. Szczególnie niepokojące jest, jeżeli to wadliwy system podatkowy jest w grupie stymulatorów negatywnych procesów społecznych. Szczególnie mocno uderza to w liczne odpowiedzialne, ale mniej zamożne młode osoby.

Warto przypomnieć, że zasadniczą cechą systemu podatkowego powinna być jego neutralność. Powinien się on również wyróżniać powszechnością i prostotą. Obecny system podatkowy nie spełnia ani jednego z tych założeń. Nie jest ani neutralny społecznie – przeciwnie dyskryminuje osoby decydujące się na posiadanie dzieci, ani prosty czy powszechny (ma liczne wyłączenia i podatki partykularne). W tym względzie najbardziej paląca wydaje się kwestia uwzględnienia liczby dzieci. Wprowadzenie takiego rozwiązania jest możliwe zarówno w obecnym systemie, jak i w systemie opartym np. na podatku liniowym. Podatek dochodowy od osób fizycznych powinien bowiem uwzględniać kwotę wolną od podatku przypadającą na każdego członka rodziny, względnie pozwalać na łączne opodatkowanie rodziny, gdzie podstawa opodatkowania uzależniona byłaby od liczby osób w rodzinie. Kwota wolna od podatku powinna być zbliżona do tzw. minimum egzystencji.

Ta konstrukcja mogłaby być szansą dla wszystkich rodzin (w tym niezamożnych), aby miały szansę na świadome podjęcie decyzji o posiadaniu dziecka i były w stanie to dziecko utrzymać. Prawo – w tym prawo podatkowe – nie może wymagać od ludzi decydujących się na dzieci nadmiernych ofiar i ponadprzeciętnego trudu. Wprowadzenie takiego systemu daje szansę na zwiększenie współczynnika dzietności (choć dziś szczególnie ważne jest przełamanie jego spadkowego trendu). W długim horyzoncie czasowym rezultaty tych rozwiązań przyniosą wymierne korzyści dla całej gospodarki.

Rozwiązania te wcale nie są egzotyczne. Stosowane są np. w Austrii, Francji, Hiszpanii, Holandii, Niemczech, Estonii, Węgrzech, a wprowadza je nawet Bułgaria.

Wyż demograficzny z lat 1979-85 właśnie wszedł w wiek dorosły. To ostatni dzwonek, aby podjąć się naprawy systemu podatkowego, tak aby nie był uciążliwością dla procesów demograficznych. Zbyt późne podjęcie działań może spowodować przejście tego wyżu, a kolejnego już nie będzie. Nie wolno dopuścić, aby osoby obecnie wychowujące dzieci obciążone były ponad miarę podatkami, a w przyszłości dodatkowo nie mogły w proporcjonalny sposób korzystać z redystrybucji obciążeń fiskalnych nakładanych na ich dzieci. Bardzo często jest tak, że w odpowiednim momencie niewiele robiąc można wiele pomóc, nie robiąc nic można wiele zaszkodzić.

Autor jest głównym ekonomistą Banku Gospodarki Żywnościowej S.A.

gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)