Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jarosław Jakimczyk
|

Polska polityka zagraniczna nadal jest w powijakach. Jeżeli chodzi o sprawy, w których nie możemy liczyć na wsparcie sojuszników, nie umiemy sobie radzić lepiej niż kilkanaście lat temu.

0
Podziel się:
Polska polityka zagraniczna nadal jest w powijakach. Jeżeli chodzi o sprawy, w których nie możemy liczyć na wsparcie sojuszników, nie umiemy sobie radzić lepiej niż kilkanaście lat temu.

Chociaż od objęcia stanowiska przez pierwszego niekomunistycznego szefa polskiej dyplomacji Krzysztofa Skubiszewskiego mija właśnie 16 lat, polska polityka zagraniczna nadal jest w powijakach. Osiągamy realne sukcesy tylko tam, gdzie cele polityki zagranicznej RP zbieżne są z interesami innych państw (wejście Polski do NATO i UE, powtórzenie wyborów prezydenckich na Ukrainie). Jeżeli natomiast chodzi o sprawy, w których nie możemy liczyć na wsparcie sojuszników, nie umiemy sobie radzić lepiej niż kilkanaście lat temu. Dotyczy to szczególnie zagadnień gospodarczych, w których jak na dłoni widać brak wspólnej dla całego rządu długofalowej strategii działań.

Weźmy świeży przykład projektu budowy tzw. gazociągu północnego, który ma w założeniu transportować rosyjski gaz po dnie Bałtyku bezpośrednio do Niemiec, z pominięciem Polski. Realizacja tego przedsięwzięcia, lansowanego przez Moskwę i Berlin mimo niezwykle wysokich kosztów, będzie oznaczała marginalizację Polski, która utraci zyski z tranzytu rosyjskiego gazu przez terytorium naszego państwa na Zachód. Budowa gazociągu północnego pociągnie bowiem za sobą – o czym mówi się już otwarcie - rezygnację z budowy drugiej nitki rury jamalskiej przez Rosjan.

Nasi wschodni sąsiedzi zobowiązali się swego czasu zbudować Jamał II do końca 2001 r. Wygląda na to, że zaciągniętych niegdyś zobowiązań nie zamierzają dotrzymać. W dniu 8 września bowiem planowane jest podpisanie w Berlinie rosyjsko-niemieckiej umowy o budowie pod dnem Bałtyku gazociągu. Rozwiązanie to popierają prominentni politycy niemieckiej chadecji, która jest faworytem zapowiedzianych na jesień wyborów parlamentarnych. Kandydat CDU/CSU na szefa berlińskiej dyplomacji Edmund Stoiber powołując się na źródła rosyjskie stwierdził, że sprawa budowy bałtyckiego gazociągu była konsultowana z Polakami. W podobnym duchu wypowiedział się też wiceszef chadeckiego klubu parlamentarnego Wolfgang Schaeuble informując, że po ewentualnym przejęciu władzy jesienią CDU/CSU nie będzie podważało krytykowanego przez Warszawę projektu budowy gazociągu, który ma połączyć bezpośrednio Rosję i Niemcy. "Projekt jest już uzgodniony" - oświadczył Schaeuble po powrocie z Moskwy w wypowiedzi cytowanej przez PAP. "Pacta sunt
servanda" (umów należy dotrzymywać) - dodał.

Słowa niemieckich chadeków dowodzą, że po oddaniu steru władzy w Berlinie przez rządzących od dwóch kadencji socjaldemokratów zmienić się mogą na lepsze co najwyżej relacje pomiędzy Niemcami a USA. Natomiast mało prawdopodobne wydaje się przeorientowanie polityki wschodniej Republiki Federalnej w zakresie zaopatrzenia w surowce energetyczne, zwłaszcza gaz. Tutaj możemy raczej spodziewać się kontynuacji polityki prowadzonej przez kanclerza Gerharda Schroedera. Bo jak inaczej traktować pozornie obiektywne wypowiedzi niemieckich chadeków, oparte wyłącznie na informacjach ze źródeł moskiewskich.

Jak więc odpowiedzieć na pytanie, czy i w jaki sposób Polska może wpłynąć na zmianę stanowiska Berlina w tak istotnej dla naszej gospodarki sprawie?

Nie wiadomo nic, jakie propozycje rozwiązań tego problemu przygotowały partie opozycyjne PiS i PO, które liczą na zwycięstwo w tegorocznych wyborach do Sejmu i Senatu.

Jeden z możliwych do rozważenia modeli to nieoficjalna, pełzająca wojna gospodarcza z Niemcami, która polegać by mogła na wyraźnym, choć niezadekretowanym pogorszeniu klimatu dla inwestorów niemieckich Polsce, szczególnie w sferach cieszących się dużym zainteresowaniem kapitału znad Renu i Łaby jak np. energetyka, budownictwo, handel. Seria porażek znanych koncernów w prestiżowych przetargach, powtarzające się co pewien czas kontrole administracyjne w firmach działających na polskim rynku czy kłopoty z uzyskaniem pozwolenia na pracę dla menedżerów z Berlina, wszystko to razem zmusiłoby polityków w Bundestagu czy urzędzie kanclerskim do zastanowienia się nad przyczynami popsucia się atmosfery wokół niemieckiego biznesu w Polsce.

Naszkicowana powyżej z grubsza koncepcja ma oczywiście charakter roboczy i może być traktowana wyłącznie jako punkt wyjścia do analizy możliwości odwrócenia niekorzystnych dla naszego kraju trendów w stosunkach niemiecko-rosyjskich. Jak każdy pomysł w fazie wstępnej, obarczona jest wieloma błędami. Nie słychać jednak, żeby istniał konkurencyjny dla niej scenariusz w kręgach politycznych III RP. A to oznaczać może jedynie, że polityką w Polsce nie zajmują się dojrzałe jednostki obdarzone wizją rozwoju państwa, lecz skupieni na kwestiach drugorzędnych duzi chłopcy, których radują fetysze władzy.

Autor jest dziennikarzem tygodnika "Wprost"

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)