Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Prywatyzacja: lek na całe zło?

0
Podziel się:

Słuszne wydają mi się postulaty zwolenników pozostawienia w rękach państwa firm o charakterze strategicznym, takich jak porty lotnicze czy sieci energetyczne. Nie twierdzę, że nie pomogłaby im przynajmniej częściowa prywatyzacja, jak to ma być na przykład w przypadku słynnej już grupy G8, ale większościowe pakiety powinny pozostać po stronie skarbu państwa. Co z innymi zakładami? Prywatyzować, prywatyzować i jeszcze raz - prywatyzować.

Prywatyzacja: lek na całe zło?

Niedawno miałem przyjemność uczestniczyć w seminarium na temat usług użyteczności publicznej. Jak ważne są one w naszym codziennym życiu przypominamy sobie codziennie rano: myjemy się wodą z publicznych wodociągów, jedziemy do pracy miejskimi tramwajami i autobusami (szczęściarze z Warszawy - metrem), biegamy od urzędu do urzędu po publicznych chodnikach itd.

W czasie seminarium zastanawialiśmy się jak daleko powinna sięgać w Polsce prywatyzacja, takich i wielu innych usług. Słuszne wydają mi się postulaty zwolenników pozostawienia w rękach państwa firm o charakterze strategicznym, takich jak porty lotnicze czy sieci energetyczne. Nie twierdzę, że nie pomogłaby im przynajmniej częściowa prywatyzacja, jak to ma być na przykład w przypadku słynnej już grupy G8, ale większościowe pakiety powinny pozostać po stronie skarbu państwa. Co z innymi zakładami? Prywatyzować, prywatyzować i jeszcze raz - prywatyzować.

Trzeba też znosić - tam gdzie to możliwe - monopole państwowych molochów. Konkurencja i wolny rynek sprzyjają konsumentom. Współzawodnictwo między dostawcami usług czy produktów zawsze skutkuje większą dbałością o zaspokojenie potrzeb klienta. Co jednak zrobić, jeśli monopolu znieść się nie da, a potrzeba pieniędzy na inwestycje?
Wyobraźmy sobie sytuację w której dokonano prywatyzacji i sprzedaży większościowego pakietu akcji prywatnemu inwestorowi firmy, która jest praktycznym monopolistą na rynku usług telekomunikacyjnych. Dzień po uroczystym bankiecie nowy właściciel ma odpowiedzieć na prośbę mieszkańców osiedla w dużym mieście i z małej wioski. Obie dotyczą tej samej sprawy - budowy sieci telekomunikacyjnej i podłączenia telefonów. Jestem pewien, nie tylko jako prezydent Konfederacji Pracodawców Polskich, ale również jako prywatny przedsiębiorca, że prośba mieszkańców miasta zostanie spełniona. I z równą pewnością mogę powiedzieć, że mieszkańcy mniejszej miejscowości będą musieli jeszcze długo poczekać o ile w ogóle doczekają się gniazdek telefonicznych w swoich domach. Dlaczego? Wynika to z prostej kalkulacji - podciągnięcie odpowiednich kabli w mieście będzie na pewno kosztowało zdecydowanie mniej (a i zwróci się szybciej) niż gdziekolwiek indziej. A jak świat światem - prywatni inwestorzy działają przede wszystkim dla zysku,
choć uczciwie trzeba przyznać, że nie brakuje działań pro publico bono, jednak raczej w innych aspektach życia.

Wydawać by się mogło, że z tej lekcji płynie jasny i logiczny wniosek - nie sprzedawać takich firm za żadną cenę. Cóż jednak zrobić, kiedy państwo nie ma pieniędzy na niezbędne inwestycje, które są obowiązkiem firm działających w sektorze użyteczności publicznej? Kiedy istnieje zagrożenie, że ani w dużym, ani w małym mieście nie będzie telefonów? Współdziałać. To słowo klucz, które jest najlepszym lekarstwem na bolączki polskiego sektora usług użyteczności publicznej. Takie współdziałanie sektora publicznego i prywatnych inwestorów nosi nazwę partnerstwa publiczno - prawnego. W Wielkiej Brytanii taka formuła istnieje już od 1993 roku i w ramach takiej współpracy zrealizowano już projekty o łącznej wartości około 50 miliardów euro. Budowa remiz strażackich, szpitali, przejęcie przez prywatnych inwestorów obsługi zakładów karnych - to tylko niektóre przykłady możliwości jakie stwarza PPP.

W tej chwili trwają międzyresortowe konsultacje na temat ustawy o PPP. W kwietniu trafi on prawdopodobnie pod obrady Rady Ministrów. Co z niego wynika? Po pierwsze, żeby w ogóle mogła być mowa o PPP musi ono dotyczyć sfery publicznej. Na przykład budowa centrum spedycyjnego, nawet jeśli będzie prowadzone z udziałem gminy nie jest partnerstwem prywatno - publicznym, bo ustawowym działaniem gminy nie jest działalność na rynku logistycznym. Taka inwestycja to zwykła komercyjna spółka. Po drugie to partner prywatny ma ponieść lub zorganizować nakład finansowy na wykonanie przedsięwzięcia będącego przedmiotem PPP. Po trzecie inwestor dla PPP musi być wybrany w jawnym procesie, na zasadach konkursu.

Już teraz w Polsce mamy przykłady takiego partnerstwa - na przykład budowa autostrad. Daleko nam jeszcze do brytyjskiego ideału, ale cieszy fakt, że wreszcie jest wola polityczna do wprowadzenia nowych przepisów, które pozwolą nam lepiej funkcjonować na rynkach Unii Europejskiej. PPP oznacza bowiem polepszenie jakości życia nie tylko mieszkańców, ale również i przedsiębiorców, choćby poprzez poprawę stanu naszej infrastruktury - dróg i innych. Przypomnę, że ten właśnie czynnik często wpływa na przegraną Polski w wyścigu o zagraniczne inwestycje.
Z partnerstwa publiczno - prywatnego płyną właściwie tylko korzyści, dlatego Konfederacja Pracodawców Polskich apeluje o jak najszybsze uchwalenie konsultowanego teraz projektu ustawy.

Konfederacja Pracodawców Polskich to duża organizacja. Przez 15 lat swojej działalności cały czas aktywnie się rozwijała, a naszą dumą są nasi członkowie. Wśród nich 85 procent stanowią przedsiębiorcy prywatni. Pozostałe 15 procent to duże i bardzo duże firmy państwowe, działające w tak zwanym sektorze publicznym. Myślę o kopalniach, hutach, kolejach. To firmy, które działają na zasadzie przedsiębiorstw komercyjnych, których właścicielem jest państwo lub związki publiczno - prawne o charakterze lokalnym. Zatrudniają około 3 milionów Polaków. Po 15 latach prywatyzacji w Polsce wciąż istnieje ponad 1700 spółek z udziałem skarbu państwa oraz ponad 1600 przedsiębiorstw państwowych. Te liczby dobrze oddają znaczenie własności publicznej w naszej gospodarce. Rządowa strategia gospodarcza zakłada dalszą prywatyzację tych firm. W przyszłym roku udział własności publicznej w gospodarce ma wynosić od 10 do 15 procent.

Nigdy nie będzie tak, że państwo pozbędzie się wszystkich swoich zakładów. Takie myślenie to utopia. Warto przypomnieć zwolennikom całkowitej liberalizacji rynku, że prawdziwa różnica między usługami użyteczności publicznej, a innymi usługami polega na tym, że państwo ma obowiązek zapewnienia każdemu obywatelowi dostępu do pakietu pewnych podstawowych usług. Wychodząc z założenia, że istnieją racjonalne podstawy funkcjonowania obok firm prywatnych i tych które prowadzone będą w systemie partnerstwa publiczno - prywatnego, firm państwowych, należy dążyć do tego, aby te ostatnie zostały w pełni poddane działaniom rynku, ukierunkowane na osiąganie zysków i poddane normalnym siłom konkurencji. Wymaga to zarówno wprowadzenia twardych ograniczeń budżetowych jak i zasady jak najpełniejszego samofinansowania. Konfederacja Pracodawców Polskich takie działania wspierała, wspiera i będzie wspierać, pro publico bono.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)