Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jarosław Jakimczyk
|

Sposób, w jaki polski rząd rozdał warte setki milionów euro limity praw do emisji dwutlenku węgla przez krajowy przemysł, pokazuje blaski i cienie wspólnego rynku.

0
Podziel się:
Sposób, w jaki polski rząd rozdał warte setki milionów euro limity praw do emisji dwutlenku węgla przez krajowy przemysł, pokazuje blaski i cienie wspólnego rynku.

W okresie kampanii wyborczej Ministerstwo Środowiska w nieczytelny sposób rozdysponowało przyznane polskim przedsiębiorstwom unijne limity praw do emisji dwutlenku węgla. Skutkiem niefrasobliwości urzędniczej może być wzrost cen energii dla części krajowych odbiorców przy jednoczesnych ponadplanowych zyskach jednego z koncernów zagranicznych, który może wykorzystać przyznane nadwyżki w dowolnym miejscu, np. w swoim macierzystym kraju.

Rok 2005 jest pierwszym rokiem obowiązywania unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla. Za prawo do emisji jednej tony tego gazu na rynku płaci się ponad 24 euro, podczas gdy kara za przekroczenie przyznanego limitu wynosi 40 euro za tonę.

Przyznawane poszczególnym krajom przez Komisję Europejską limity są towarem deficytowym. Do podziału pomiędzy 882 polskie przedsiębiorstwa przypadło – jak wynika z danych cytowanych niedawno przez „Rzeczpospolitą” – jedynie 239 mln ton dwutlenku węgla zamiast oczekiwanych 286 mln.

Limity dzielone są m.in. pośród producentów energii elektrycznej, stali, stali, szkła, papieru i cementu. Najwięcej kontrowersji wywołała dystrybucja wspomnianych uprawnień w grupie elektrowni systemowych. Niektórzy producenci prądu elektrycznego otrzymali prawa znacznie przekraczające ich zdolności produkcji dwutlenku węgla, podczas gdy dla innych zabrakło drogocennych limitów.

Elektrownia Połaniec została np. potraktowana wyjątkowo szczodrze przez Ministerstwo Środowiska. Spółka , która w ubiegłym roku wyemitowała 5,85 mln ton dwutlenku węgla, teraz otrzymała od resortu środowiska uprawnienia do emisji 7,14 mln ton. Jeszcze wyższą pulę, bo liczącą ok. 45 proc. w stosunku do wielkości ubiegłorocznej emisji gazu, otrzymał Zespół Elektrowni Dolna Odra. W grupie sześciu firm, które złożyły oferty na zakup od Skarbu Państwa 85 proc. akcji ZE Dolna Odra, jest wspomniany wyżej Połaniec. Gdyby oferta Połańca została uznana za najlepszą przez Skarb Państwa, oznaczałoby to, że belgijski koncerny Electrabel, który jest właścicielem tej elektrowni, otrzyma gigantyczne nadwyżki limitów produkcji dwutlenku węgla. Electrabel mógłby je sprzedać na wolnym rynku lub wykorzystać w swoich elektrowniach w innych krajach obniżając tym sposobem koszty produkcji.

W niekorzystnej sytuacji znalazła się natomiast. należąca do Skarbu Państwa Elektrownia Kozienice, która postawiła na wzrost produkcji energii szybszy niż w innych elektrowniach. Ambitnym Kozienicom Ministerstwo Środowiska przydzieliło zbyt małe limity praw emisji dwutlenku węgla. Elektrownia będzie w tej sytuacji musiała dokupić brakującą część uprawnień, co oznaczałoby konieczność podwyższenia cen energii, albo zmniejszy produkcję. W lepszym położeniu jest państwowa również Elektrownia Turów: chociaż otrzymała za małe limity może liczyć na uposażoną w nadwyżki Elektrownię Bełchatów, należącą do tego samego koncernu BOT.

Oby okazało się, że kontrowersyjny rozdział limitów unijnych
w Ministerstwie Środowiska był wynikiem przyjęcia przez urzędników błędnego algorytmu wyliczeń. Gorzej, jeśli okazać by się miało, że za nieprzejrzystymi zasadami dystrybucji wartych miliony euro uprawnień stoją np. interesy rządzącej partii, która potrzebowała pieniędzy na kampanię wyborczą i porozumiała się z zagranicznym inwestorem w myśl zasady „daję, byś dał”.

Autor jest dziennikarzem tygodnika "Wprost"

ekologia
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)