Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Winiecki
|

Winiecki: Groźne pochrząkiwania - i nic nie będzie...

0
Podziel się:

Tyle mamy siły związków zawodowych, ile państwowej własności. Tak samo wypłacania poborów za okres strajku.

Winiecki: Groźne pochrząkiwania - i nic nie będzie...

Ostatni wielki strajk niemieckich metalowców trwał 3 dni i 4 godziny. Dlaczego? Bo związkowych funduszów starczało tylko na tyle czasu, a członkom związku ani nie śniło się strajkować bez - opłacanych ze składek - zasiłków strajkowych. Bo o płaceniu z funduszów przedsiębiorstwa za czas strajku w Niemczech nie słyszano.

Kiedyś ugrzęzłem w Warszawie, na ul. Marszałkowskiej, w korku spowodowanym przez najazd autobusów i busików, którymi przyjechali związkowcy. Ponieważ mijanie pojazdów strajkowiczów trwało długo, więc urozmaicałem sobie jazdę w żółwim tempie odczytywaniem napisów, by dowiedzieć się z jakich to firm przyjechali strajkowicze. Tylko z państwowych!
Jedynie bowiem w specyficznych polskich warunkach patologii politycznej działacze związkowi opłacani są z pieniędzy przedsiębiorstwa, a przedsiębiorstwo godzi się na opłacanie czasu pracy... spędzonego na strajku. Ta patologia musi zostać usunięta. Związki zawodowe muszą utrzymywać się ze składek członkowskich i z tychże składek finansować zasiłki dla strajkujących, zastępujące utracone w wyniku strajku zarobki.

Na szarogęszenie się związkowców w prywatnych przedsiębiorstwach właściciele firm nie pozwolą. W odróżnieniu od państwa, które straty państwowych przedsiębiorstw może pokryć sięgając do naszych kieszeni, prywatny właściciel do niczyjej kieszeni - poza własną - sięgnąć nie może bez obawy bankructwa.

Dlatego zmiana statusu własnościowego jest jednocześnie początkiem końca związkowych patologii. Strajki w celu zmiany nie dającego się zastraszyć dyrektora, czy inne nie przewidziane prawem, nie będą tolerowane przez prywatnego właściciela. Doskonale przerobili tę lekcję warszawscy hutnicy, którzy próbowali coś wymusić na nowym, włoskim właścicielu. Mimo pokrzykiwania ówczesnego solidarnościowego szefa, pana Krzaklewskiego, aby państwo przejęło z powrotem hutę, bo ... właściciel wyjechał za granicę (pogratulować stosunku do praw własności!), prawo zwyciężyło. I był to ostatni strajk w tym przedsiębiorstwie.

Podobnie będzie w Stoczni Gdańskiej, sprzedanej ukraińskiemu koncernowi ISD. Chociaż potrwa to zapewne trochę dłużej, bo Stocznia Gdańska już dawno przestała by zakładem produkującym statki, a stała się zakładem produkującym demonstracje, protesty i inne szopki polityczne (jak za PiS owe niesławne _ wiece nienawiści _). W związku z tym nie tylko działacze żyją w świecie pozaekonomicznym, ale i spora część załogi zachowuje się, jakby nadal pracowała w socjalistycznym przedsiębiorstwie, w którym _ czy się stoi, czy się leży, to i tak swoje się należy _.

Dlatego właśnie nowi właściciele narzekają na wysoką absencję, a zwłaszcza na to, że część ludzi _ dorabia _ podczas zwolnień lekarskich w innych firmach. Narzekają także na kradzieże, w wyniku czego musieli zbudować nowy płot utrudniający wynoszenie majątku zakładu. Zwolnienia kradnących i biorących lewe L4 na pracę w innym miejscu wcześniej czy później będą konieczne. I związkowcy mogą sobie groźnie pochrząkiwać, ale nic z tego nie będzie. Część załogi, która jednak chce zachować swoje miejsca pracy, zaakceptuje (może i z trudem) normalność. Czas szarogęszących związków już się skończył. Nikt przez nowy płot nie przeskoczy, żeby zatrzymać marsz ku normalności...

Jan Winiecki jest profesorem ekonomii. W latach 1994-2003 był profesorem i kierownikiem Katedry Ekonomii na Europejskim Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Wykładał na uczelniach m.in. w Danii, Holandii i Stanach Zjednoczonych.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)