Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Winiecki
|

Winiecki: Nieoczekiwana zmiana miejsc

0
Podziel się:

Aktualną politykę gospodarczą w USA i Europie Zachodniej można określić najkrócej tak, jak w tytule (amerykańskiego filmu Trading Places).

Winiecki: Nieoczekiwana zmiana miejsc

W minionym ćwierćwieczu obserwowaliśmy w gospodarce światowej różne działania i w efekcie różne wyniki. Mówiło się nawet niekiedy o _ Zachodzie dwóch prędkości _.

Z jednej strony mieliśmy ociężałą Europę kontynentalną, z jej majsterkowaniem makroekonomicznym, przeregulowaniem, a jeszcze bardziej z ogromnymi wydatkami publicznymi. W efekcie miała ona m.in. nieco wolniejszy wzrost gospodarczy i dużo wyższe bezrobocie.

Z drugiej mieliśmy kraje kultury anglosaskiej (USA, Wielka Brytania za rządów Margaret Thatcher i wczesnego Tony'ego Blaira, Irlandia, Nowa Zelandia, Australia). Kraje niskiego bezrobocia i znacznie niższej inflacji. Są to też gospodarki dające większe szanse awansu (zawodowego i materialnego) ambitnym i pracowitym jednostkom wywodzącym się niższych, gorzej wykształconych warstw społecznych.

Patrząc na scenę gospodarczą, nie widać większych zagrożeń dla szybszego rozwoju krajów tej ostatniej grupy w dłuższym okresie, chociaż rozbuchane wydatki publiczne Wielkiej Brytanii w ostatnich kilku latach mogą obciążyć dynamizm tego akurat kraju. Gdy ograniczymy się tylko do polityki ekonomicznej, obraz wygląda inaczej.

Jeszcze parę lat temu analitycy biadali - i słusznie - że eurosklerotyczne kraje kontynentu, włącznie z Francją, Niemcami i Włochami, _ rozmiękczają _ Pakt Stabilizacji i Rozwoju, m.in. zezwalając na dłuższe okresy powrotu do dozwolonego poziomu deficytu budżetowego.

Tymczasem koniec długiej fazy ekspansji obecnego cyklu gospodarczego przyniósł diametralnie różne zachowania. W Stanach Zjednoczonych, najsilniej dotkniętych nadmierną stymulacją gospodarki przez FED po kryzysie giełdowym dot.com'ów i ataku terrorystycznym na WTC oraz - będącym po części jej konsekwencją - kryzysem substandardowych kredytów hipotecznych, politykę makroekonomiczną zdominowały reakcje graniczące z histerią.

Dotyczy to nie tylko polityki FED, wspierającej system finansowy zwiększaniem płynności, a także pospiesznym (i jest to raczej eufemizm!) cięciem stóp procentowych w warunkach rosnącej inflacji, lecz również stymulacyjnej polityki fiskalnej rządu.

Okazuje się, że w obecnym klimacie polityczno-psychologicznym - powszechnej niecierpliwości i oczekiwań pozytywnej zmiany - większość Amerykanów nie jest w stanie zaakceptować nawet stagnacji (rozumianej jako wzrost w granicach 0,5-1,5% rocznie), nie mówiąc już o prawdziwej recesji!

Z cyklem koniunkturalnym jednakże nikt nie wygrał w dłuższym okresie i za przyspieszającego wzrost gospodarczy _ kopniaka _ w 2008 r. gospodarka amerykańska zapłaci wyższą i bardziej długotrwałą inflacją oraz dłuższym okresem wolnego wzrostu. Paradoksalnie, takie zachowania polityczne i społeczne charakteryzowały przez ostatnie dziesięciolecia właśnie eurosklerotyczne kraje kontynentalnej Europy Zachodniej.

Tymczasem, gdy Amerykanie zachowują się jak Europejczycy, wpadając w histerię w obliczu nadciągającej recesji, Europejczycy w końcówce obecnego cyklu koniunkturalnego zachowują się jak wolnorynkowo nastawieni Anglosasi. Z filozoficznym spokojem akceptują, że nie warto ingerować w cykl koniunkturalny, gdyż cena za takie nerwowe i mało skuteczne posunięcia jest wysoka.

Autor jest profesorem ekonomii.
W latach 1994-2003 był profesorem i kierownikiem Katedry Ekonomii na
Europejskim Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą.
Wykładał na uczelniach m.in. w Danii, Holandii i Stanach Zjednoczonych.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)