Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Winiecki
|

Winiecki: Obama na zdrowie. Czyli lekcja wolności wyboru

0
Podziel się:

Mamy ciągle jeszcze sezon ogórkowy i niewiele spraw poważnych dociera do naszych mediów ze świata zewnętrznego. A tymczasem warto zastanowić się przez chwilę nad reakcjami Amerykanów w sprawach dotyczących systemu ochrony zdrowia, który administracja Prezydenta Obamy i jego zwolennicy w Kongresie usiłują przepchnąć przez parlament.

Winiecki: Obama na zdrowie. Czyli lekcja wolności wyboru

Mamy ciągle jeszcze sezon ogórkowy i niewiele spraw poważnych dociera do naszych mediów ze świata zewnętrznego. A tymczasem warto zastanowić się przez chwilę nad reakcjami Amerykanów w sprawach dotyczących systemu ochrony zdrowia, który administracja Prezydenta Obamy i jego zwolennicy w Kongresie usiłują przepchnąć przez parlament.

Ekonomia jest w tym felietonie tylko tłem. Spór ideowy toczy się bowiem o zaufanie do władz publicznych. Polakom nie tylko ostrość tego sporu ale i sam jego przedmiot może wydać się dziwny. W końcu administracja amerykańska chce, z grubsza rzecz biorąc, wprowadzić europejski model powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, zamiast obecnych programów cząstkowych.

Ostrość krytyki - i to nie tylko opozycyjnych Republikanów - zaskoczyła rządzących, którym się wydawało, iż mają nieograniczony niczym mandat przeprowadzenia zmian systemowych. W końcu Obama doszedł do władzy pod enigmatycznym i niewiele mówiącym hasłem:_ Change! _, czyli _ zmiana _.

Ale trzeba brać poprawkę na historyczny indywidualizm Amerykanów. Umysłowość Amerykanów ukształtowały pokolenia tych, którzy emigrowali z Wielkiej Brytanii szukając wolności: w owych czasach przede wszystkim religijnej - od dominacji oficjalnego wyznania anglikańskiego - ale też wolności od hierarchicznego społeczeństwa, które choć mniej opresyjne niż w kontynentalnej Europie owego czasu, dostatecznie _ dopiekło _ niespokojnym duchom potrzebującym swobody działania. I chociaż po nich przybywali inni, to najczęściej _ połykali _ oni owego bakcyla swobody.

Dlatego dla wielu protestujących podczas mityngów w siedzibach burmistrzów miast amerykańskich ochrona zdrowia jest kwestią_ ich własnego wyboru _, którego to wyboru chce ich pozbawić administracja Obamy, wprowadzając przymusowe ubezpieczenie zdrowotne.

Tylko część Amerykanów, podejrzewam, że mniejsza część, rozumie to, co napisał niedawno prof. Martin Feldstein z Uniwersytetu Harwardzkiego, były przewodniczący Rady Doradców Ekonomicznych prezydenta Reagana. Mianowicie, że system, który chce wprowadzić nowa administracja, to w warunkach zwykłego zawsze i wszędzie niedoboru środków w relacji do potrzeb, będzie systemem racjonowania. Dokładnie tak, jak to się dzieje w Europie.

Poza tym, czego zdaje się nie doceniają zwycięzcy niedawnych wyborów, niechęć Amerykanów, do nienajlepszego poprzedniego prezydenta, nie przekłada się na nieograniczone zaufanie do słownych zapewnień obecnego prezydenta.

Prezydent Reagan, co niedawno przypomniał felietonista Wall Street Journal, Daniel Henninger, zwykł był mawiać, że najbardziej niepokojące zwykłego Amerykanina zdanie brzmiało: _ Jestem z rządu i przyszedłem Wam pomóc _.

Kiedy teraz prezydent Obama obiecuje, że _ obetnie o setki miliardów obecne wydatki na Medicare i Medicaid _ (dwa obecne programy publicznej ochrony zdrowia), ludzie zachowują wobec takich obietnic zdrowy sceptycyzm. I ten sceptycyzm ma za sobą setki lat wcześniejszych doświadczeń z wydatkami publicznymi.

W końcu Adam Smith już w 1776r. napisał:_ Jest w najwyższym stopniu impertynencją i zarozumialstwem ze strony królów i ministrów udawanie troski o wydatki osób prywatnych i nakładanie na nie ograniczeń . Oni sami są zawsze największymi marnotrawcami w społeczeństwie _.

ZOBACZ TAKŻE:

Autor jest profesorem ekonomii. W latach 1994-2003 był kierownikiem
Katedry Ekonomii na Europejskim Uniwersytecie Viadrina we Frankfurcie nad Odrą.
Wykładał na uczelniach m.in. w Danii, Holandii i Stanach Zjednoczonych.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)