Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Wójcikowski: Pozorny sukces demografii

0
Podziel się:

Znowu nas ubyło. Tym razem wg oficjalnych danych jest nas mniej o 35 tys. osób. Wg GUS Polska liczy obecnie 38 mln 122 tys. osób. Przyrost naturalny netto wyniósł +6 tys. osób, po raz pierwszy od czterech lat urodziło się nas więcej niż umarło.

Wójcikowski: Pozorny sukces demografii

Znowu nas ubyło. Tym razem wg oficjalnych danych jest nas mniej o 35 tys. osób. Wg GUS Polska liczy obecnie 38 mln 122 tys. osób. Przyrost naturalny netto wyniósł +6 tys. osób, po raz pierwszy od czterech lat urodziło się nas więcej niż umarło. Ale to tylko pozorny sukces.

Oficjalne statystyki wykazują emigrację netto na poziomie -41 tys. osób. Wyjechało na stałe zaledwie 51 tys. osób, zaś przyjechało 10 tys. Jakoś nie chce mi się w te dane wierzyć, obserwując z miesiąca na miesiąc wzbierającą falę emigracji ekonomicznej. Cóż, można sobie poprawić humor także „odpowiednio" redagując statystykę. Co prawda, za kilka lat trzeba będzie przełknąć gorzką pigułkę wstydu, gdy kolejny spis powszechny zweryfikuje te „nieścisłości". Ostatnio zweryfikował przecież aż o ponad 300 tys. osób, w dół oczywiście. A wtedy nie było jeszcze w pełni otwartych granic, w sensie ekonomicznym. Teraz korekta grubo przekroczy pół miliona.

Dodatni przyrost naturalny, wynoszący +6 tys. osób, to efekt powolnego wzrostu liczby urodzeń. Dotychczas obserwowaliśmy w latach 1984 - 2003 ciągły spadek liczby urodzeń z ponad 720 tys. aż do 350 tys. osób. Obecnie od trzech lat liczba ta rośnie, jednak jest to wzrost pełzający, w odróżnieniu od poprzedniego spadku, który był dość dynamiczny.

W 2006 roku urodziło się 374 tys. dzieci. Tak więc posuwamy się w dynamice urodzin o mniej więcej 6 tys. osób na rok. Dzięki nie rosnącej jeszcze lawinowo liczbie zgonów - w 2006 było ich 368 tys., udało się znów wyjść na minimalny plus, bliski błędowi statystycznemu.

Dlaczego zatem zamiast cieszyć się i podskakiwać pod sufit, chwaląc rząd za pierwsze jaskółki odwrócenia się niekorzystnego trendu demograficznego, ciągle kraczę i wieszczę katastrofę? Bo katastrofa nadchodzi, a wyniki które obecnie osiągamy są zasłoną dymną - owocem nałożenia się dwóch tendencji w czasie.

Obecny wzrost urodzeń to nie efekt stopniowej poprawy chęci posiadania i rodzenia dzieci, to nie polowanie na becikowe, czy też nagły wzrost poczucia zagrożenia wyginięciem. To nie zwiększona religijność, rodzinność, zamożność czy też spadek bezrobocia. Liczba urodzin rośnie, bo obecnie lawinowo przyrasta liczba potencjalnych matek w wieku rozrodczym. W fazę rozrodu wkracza wyż demograficzny lat osiemdziesiątych. Skoro było wtedy 720 tys. urodzeń rocznie to znaczy, że rodziło się ok. 350 tys. obecnie wkraczających w potencjalne macierzyństwo matek. I tak będzie gdzieś do roku 2012 - wówczas liczba potencjalnych matek zacznie systematycznie spadać.

Liczba ta rośnie pomimo emigracji ekonomicznej i pomimo katastrofalnego spadku dzietności - czyli ilości dzieci przypadających na jedną matkę. Dzietność wynosi obecnie 1,26 i jest wyższa od minimum z roku 2003 o 0,03. Żeby osiągnąć poziom zastępowalności pokoleń musimy w takim tempie czekać ok. 85 lat - nie doczekamy.

Odwrotnie natomiast jest ze zgonami. Obecne pokolenie umierających to pokolenie sprzed i z czasów wojny - niezbyt liczne i w dodatku ostro wyselekcjonowane wojną - a więc długowieczne. Ale za kilkanaście lat nadejdzie czas na umieranie pierwszego wyżu demograficznego - osób urodzonych w latach 40-tych i 50-tych. Co się wówczas stanie ? Zacznie jednocześnie lawinowo spadać liczba potencjalnych matek oraz rosnąć liczba zgonów - jeśli dołożymy do tego obecny poziom emigracji - załamanie demograficzne staje się pewne.

Żeby uzmysłowić Państwu dno prokreacyjne, jakiego sięgnęliśmy, podam jeszcze jeden przykład. Otóż pierwszy wyż demograficzny, w swoim szczycie osiągający rocznie 450-530 tys. urodzeń, z przełomu lat 40-tych i 50-tych, urodził wyż lat 80-tych na miarę 660-720 tys. urodzeń. Obecnie drugi wyż demograficzny z lat 80-tych, chociaż o 50% liczniejszy od pierwszego, urodzi maksymalnie 400-450 tys. dzieci rocznie - czyli o 1/3 mniej niż pierwszy wyż.

Pozostaje więc pytanie - co urodzi niż demograficzny pierwszej dekady XXI wieku w latach 2025-2035, a więc w wieku kiedy będę szykował się na emeryturę, o ile ZUS dotrwa do tych czasów. Wg mnie czeka nas wówczas maksimum 150 tys. urodzeń rocznie, przy zgonach przekraczających 600 tys. Jaka więc będzie musiała być skala importu ludzi, aby nie załamać podstaw systemu ekonomicznego państwa? Ale co tu mówić o imporcie, jak póki co, w tej dziedzinie akurat kwitnie nam piękny eksport.

I tym „optymistycznym" akcentem kończę.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)