Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Gomułka: USA grozi gospodarcza mieszanka wybuchowa

0
Podziel się:
Gomułka: USA grozi gospodarcza mieszanka wybuchowa

Money.pl: Dane z USA m.in. o bezrobociu są coraz lepsze. Czy to oznacza, że Amerykanie wychodzą z recesji, czy to tylko krótki efekt programów pomocowych?

Prof. Stanisław Gomułka, ekonomista, były wiceminister finansów: To na pewno oznacza, że wychodzą z recesji i na pewno po części jest to wynik programu rządowego. Bo to nie jest tak, że albo jedno, albo drugie.

Ale mi raczej chodzi o to, czy będzie to tendencja długotrwała, czy tylko chwilowy impuls?

I to jest właśnie istotne pytanie, zresztą ciężko na nie odpowiedzieć. Generalnie przecież chodziło o to, żeby ograniczyć kurczenie się gospodarki i zmniejszyć ryzyko dużych zapaści w sektorze finansowym. I to udało się osiągnąć.

Natomiast teraz decydującą rolę w wychodzeniu z kryzysu będzie odgrywał mechanizm rynkowy. I jeżeli rzeczywiście zmienią się nastroje konsumentów, po części np. dlatego że ceny nieruchomości przestaną spadać, a może nawet zaczną rosnąć, a do tego dołożymy informacje z giełdy, można wnioskować że poprawa będzie trwała.

Ale jest inne niebezpieczeństwo.Deficyt USA jest teraz na niezwykle wysokim poziomie, między 10 a 15 procent PKB. I to jest sytuacja kraju, który ma generalnie małe oszczędności narodowe. W dodatku bank centralny wpuścił bardzo dużo pieniądza do obiegu. I to jest mieszanka wybuchowa.

Która czym może skutkować?

Jest możliwość, że w najbliższym czasie, może jeszcze nie w tym roku, ale za dwa trzy lata, będziemy mieć wzrost inflacji, wzrost stóp procentowych i silny wzrost kosztów obsługi długu publicznego. A to zmusi Amerykanów do zacieśnienia polityki monetarnej i fiskalnej. Czy to ryzyko się spełni, tego nie wiemy.

Amerykański bank centralny w jakimś momencie będzie musiał podjąć decyzję o podniesieniu stóp procentowych. Póki co decyzja jest odwlekana, ale gdyby doszło do osłabienia dolara, to musiałoby się przełożyć na wzrost inflacji. Kiedy to się stanie, nie wiemy, może dopiero w drugiej połowie roku.

Tymczasem rząd amerykański chyba nie walczy za wszelką ceną o zredukowanie deficytu. Senatprzegłosował reformę ubezpieczeń zdrowotnych, co oznacza zwiększenie wydatków.

Tak, to zwiększenie wydatków w granicach 100 miliardów rocznie. I to jest problem z deficytem.

W tej chwili jeszcze rząd amerykański rozpieszczany jest przez rynki finansowe, bo na świecie jest ciągle duży popyt na amerykańskie papiery skarbowe. I nie ma silnego nacisku na rząd, żeby coś robić z deficytem. Ale jeśli to się zmieni i wzrośnie koszt obsługi długu, automatycznie pojawi się presja na władze amerykańskie.

Czy w takim razie Stany Zjednoczone mogą być nadal wyznacznikiem końca światowej recesji. Czy może raczej musimy śledzić wskaźniki krajów Unii Europejskiej?

Stany są oczywiście ważnym krajem, bo to jakaś jedna piąta gospodarki światowej. Podobnie jest z Unią Europejską. Więc powinniśmy patrzeć i na jedno i na drugie.

Chociaż akurat w przypadku rynków finansowych rola USA jest większa, niż wynikało by z udziału w gospodarce światowej. To chociażby dlatego, że rezerwy banków centralnych są denominowane w dolarach, w około 70 procentach. Poza tym instrumenty finansowe denominowane w dolarach są popularniejsze wśród inwestorów niż te denominowane w euro. I dopóki wiarygodność USA i dolara jest taka wysoka, dopóty to co się dzieje, będzie miało dominujący wpływ na gospodarkę światową.

Ale mówi się już o końcu hegemonii dolara.

Bo rzeczywiście mamy do czynienia z erozją ciężaru gospodarki amerykańskiej i roli dolara. Ale to będzie erozja stopniowa, wszystko będzie rozłożone na 10-20 lat. Pozycja dolara jest teraz nienaturalnie wysoka i musi nastąpić tu zmiana.

*Tymczasem zmiana odtrąbiona została w Polsce. Minister Jacek Rostowski chwali się, żedeficyt za 2009 rok będzie mniejszy. Czy to dla nas powód do radości? *

Jeżeli chodzi o deficyt, to tak musi być i to nic niezwykłego. Przecież minister za przekroczenie go byłby karany, dlatego deficyt na koniec roku zawsze jest mniejszy. A jest przecież jeszcze sprawa wielkości. Tu mówimy o tym, że będzie on o jakieś 2 miliardy mniejszy. Ale to nie jest ogromna suma w sytuacji, gdy deficyt sektora finansów publicznych jest w granicach 80 miliardów.

Chciałbym też podkreślić, że w Polsce informacja o deficycie budżetowym przestała być miarodajną na temat stanu finansów państwa. Bo dwa duże wydatki nie są w nią wliczane, czyli transfery do OFE i wydatki funduszu drogowego. Więc deficyt, o którym mówi minister Rostowski, to około jednej trzeciej prawdziwego deficytu sektora całych finansów publicznych.

Czy to oznacza, że rok 2010 dla przeciętnego Kowalskiego nie będzie oznaczał nic dobrego? Nie ma co liczyć na wzrost płac albo zmniejszenie bezrobocia?

Ja dałem swoją prognozę pod koniec roku i utrzymuję, że sytuacja będzie nieco lepsza niż w ubiegłym. Wzrost PKB wyniesie około 2,5 procent. Ale to około 6 punktów procentowych mniej, niż planowaliśmy jeszcze dwa lata temu.

Jest to poziom podobny do tego w Europie Zachodniej. Ale rzecz w tym, że my od lat zakładamy tempo wzrostu wyższe, bo my zachód dopiero doganiamy. Dlatego mylne są porównania ministra Rostowskiego i premiera Tuska, którzy naszą sytuację odnoszą do poziomu zero. Bo w takim układzie u nas 1,5 procentowy wzrost to dobra wiadomość. A tymczasem wobec naszych założeń to bardzo niskie tempo wzrostu, które oznacza wzrost bezrobocia i utrzymanie luki cywilizacyjnej która nadal mamy.

gospodarka
wiadomości
wywiad
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)