Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Suwerenność? Nie rozumiem, o co chodzi opozycji

0
Podziel się:

Była minister finansów, przypomina, co oznacza członkostwo w UE.

Suwerenność? Nie rozumiem, o co chodzi opozycji
(PAP/Grzegorz Jakubowski)

Money.pl: Czy słusznie emocjonujemy się w Polsce tym, co postanowią przywódcy strefy euro na szczycie unijnym?

Halina Wasilewska-Trenkner, była minister finansów, była członkini Rady Polityki Pieniężnej: Słusznie, bo dla nas to trochę jak określenie, jaki będzie rodzaj finansowej pogody przez najbliższe tygodnie, miesiące, a być może i lata. A to przecież nas dotyczy.

Zakładając, że na szczycie zapadną decyzje, dotyczące wprowadzenia mechanizmu karzącego kraj za brak dyscypliny budżetowej, Polska mimo, że nie należy do strefy euro, powinna przyjąć takie zobowiązanie?

To jest coś w rodzaju zapisu, mówiącego o tym, że człowiek będący w dobrym towarzystwie, jeśli chce uchodzić za dobrze wychowanego i być do takiej grupy zaliczany - musi przestrzegać pewnych reguł gry. Jeżeli chcemy być zaliczani do tej grupy, to musimy reguł przestrzegać. Respektowanie części z nich wyjdzie nam na zdrowie, ponieważ dyscyplina finansowa jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła.

Mówię o części, bo innych elementów jeszcze nie znamy. Może się okazać, że niektóre z nich również okażą się dla nas niezbędne i wtedy też będzie trzeba ich przestrzegać, a inne będzie można traktować fakultatywnie. Wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądał układ zasad przyjętych przez Unię.

Pomijając to, co postanowią unijni przywódcy, co polski rząd może zrobić, żeby poprawić naszą sytuację budżetową? Niektórzy ekonomiści twierdzą, że nie powinniśmy się oglądać na Unię.

Rząd jest w takiej sytuacji, że musi wybierać mniejsze, większe lub maksymalne zagrożenie. Mniejsze zagrożenie to jest konserwatywna prognoza dochodów, możliwie stabilne albo nieznacznie zwiększające się wydatki. To jest margines, którym rząd poszedł, ale pozostawił sobie coś w rodzaju poduszki amortyzującej, jeżeli sytuacja ulegnie pogorszeniu. A w Polsce takie pogorszenie może być właśnie następstwem sytuacji międzynarodowej. Wtedy trzeba mieć pewne zapasy.

*Czytaj analizę Money.pl *[

Oto budżet na 2012 rok. Sprawdź jak uderzy cię po kieszeni ]( http://www.money.pl/gospodarka/raporty/artykul/oto;budzet;na;2012;rok;sprawdz;jak;uderzy;cie;po;kieszeni,143,0,983183.html )

Tym zapasem są moim zdaniem po trosze bardzo konserwatywna prognoza dochodów i do pewnego stopnia też rezerwy celowe w budżecie - można je wydać, ale niekoniecznie. Pewną rezerwą mogą jeszcze być zapisy, dotyczące wydatków na obsługę długu publicznego. W zależności od tego, co się stanie w strefie euro, być może stopy procentowe pójdą w dół i wtedy koszty obsługi długu będą tańsze.

Rząd ma w tej chwili jedno ograniczenie w szukaniu sposobów działania - mocniejsze cięcie wydatków albo mocniejsze przyciśnięcie dochodów podatkowych - jedno i drugie skutkowałoby dalszym spowolnieniem tempa wzrostu. Dlatego rząd nie chce tego robić i idzie bardzo powoli, żeby utrzymać dodatnie tempo wzrostu gospodarczego. Bo to jest ważne nie tylko na najbliższe miesiące, ale również w przyszłości.

Jest to więc wybór może nie najbardziej pożądanego sposobu, ale drogi która pozwoli uniknąć zagrożeń po stronie finansowej i po stronie gospodarki realnej.

Większe cięcia wydatków budżetowych odbiłyby się spadkiem PKB?

Spadek PKB odczulibyśmy potężnie, ale mielibyśmy jeszcze na przykład wolniejszy wzrost PKB, co wywołałoby negatywne skutki.

Przecież gdy 1 maja 2004 roku wstępowaliśmy do Unii, nasz rząd w imieniu nas wszystkich, bo przecież poparcie dla przystąpienia było wysokie i większościowe, zadeklarował, że Polska będzie jej członkiem. Być członkiem Unii to nie znaczy tylko, że będziemy łaskawie przyjmowali pieniądze pomocowe, ale też, ze będziemy krajem który podporządkuje się pewnym zasadom obowiązującym we Wspólnocie. I będziemy solidarni z celami Unii. Unia dała nam pewien czas na przystosowanie się do tej sytuacji i ten czas już minął w 2007 roku.

Jednocześnie przyjęliśmy wtedy deklarację, że na pewno kiedyś przyjmiemy euro jako walutę. Więc jak się powiedziało _ A _, to potem trzeba mówić cały alfabet.

Nie rozumiem dlaczego w tej chwili mówimy o tym, że to jest łamanie naszej praworządności i suwerenności, skoro świadomie z pewnej części tej suwerenności zrezygnowaliśmy, w zamian za zwiększone bezpieczeństwo finansowe i nie tylko finansowe.

Jak w takim razie podchodzić do zapowiedzi agencji ratingowych, które grożą obniżeniem ocen dla całej UE w związku z brakiem decyzji jak wyjść z kryzysu zadłużeniowego?

Nacisk ze strony tych agencji, żeby władze UE podjęły w końcu wiążące decyzje to jest jedno, ale jest i drugie. Agencje pokazują jak są silne. Przed 2008 rokiem i wybuchem pierwszej części kryzysu finansowego, agencje myliły się trochę w swoich ocenach, zwłaszcza bezpieczeństwa, i teraz usiłują to trochę nadrobić.

Czytaj raport Money.pl

Pomysł na reformę Unii. Ukarać Polskę i 15 krajów

A nie są w tym zbyt nadgorliwe?

To Pan powiedział. To nie jest nadgorliwość. To raczej sytuacja podobna do tej, gdy ktoś raz zrobił coś, co przyniosło fatalne skutki, teraz panicznie się boi i nie zauważa, że warunki w których się to dzieje są inne. Jest to trochę dmuchanie na zimne, trochę demonstracja własnej siły, a trochę ostrzeżenie. W każdym razie, wychodzi z tego bardzo dobry mechanizm do zapędzania paniki na rynku.

_ Per saldo _taka presja na przywódców Unii jest dobra? Będzie mobilizować do podejmowania wiążących decyzji?

Dokładnie.

A czy sugestie Amerykanów, że Europejski Bank Centralny powinien postępować jak Fed i dodrukowywać pieniądze, to byłoby wyjście z sytuacji dla strefy euro?

Gospodarka amerykańska jest zdrowa i prześlicznie się rozwija, a to, że dodrukowano dolarów zupełnie nic nie zmieniło na świecie, z wyjątkiem cen surowców, a przede wszystkim ropy naftowej. W ogóle to nie miało żadnego wpływu na tę inflacje, która panuje na świecie.

Gdy Stany były w swojej części kryzysu, Europa radziła co innego, ale nie zauważyłam, żeby Amerykanie tego posłuchali.

Wydaje mi się jednak, że dodrukowywanie pieniędzy w Europie nie mogłoby się sprawdzić, ponieważ kraje Eurolandu, choć mają tę sama walutę i są podobieństwa między nimi a Stanami Zjednoczonymi, to trudno byłoby się dopatrzeć takiej analogi między całą Unia a Stanami. Po drugie prawo bankowe i finansowe inaczej jest skonstruowane w Europie, a inaczej w Ameryce.

Czyli ustrojowe różnice są zbyt poważne, żeby rozpatrywać takie rozwiązanie?

Są różnice, które w sytuacji, gdyby dosypano euro po to by kraje unijne rozwijały się szybciej, spowodowałby _ moral hazard _ z którym właśnie walczy Europa. Obawiam się, że takie lekarstwo mogłoby mieć bardzo poważne skutki uboczne.

Więcej opinii na temat walki z kryzysem w strefie euro w Money.pl
[ ( http://static1.money.pl/i/h/68/t129092.jpg ) ] (http://www.money.pl/archiwum/mikrofon/artykul/pomysl;na;ratowanie;eurolandu;niemcy;maja;racje,77,0,984141.html) Pomysł na ratowanie Eurolandu. Niemcy mają rację Profesor Stanisław Gomułka mówi o tym, czy czeka nas Eurogedon.
[ ( http://static1.money.pl/i/h/113/t94065.jpg ) ] (http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/prof;winiecki;dla;money;pl;rozwazania;na;brzegu;lozka,77,0,981069.html) Do tego bankructwa nikt nie chce się przyznać Rozważania o losie Eurostrefy i drogach wiodących do zażegnania kryzysu przypominają stary żart.
[ ( http://static1.money.pl/i/h/114/t132210.jpg ) ] (http://www.money.pl/archiwum/mikrofon/artykul/daje;30;procent;szans;ze;jutrzejszy;szczyt;uratuje;euro,139,0,983435.html) Daję 30 procent szans, że jutrzejszy szczyt uratuje euro Prof. Noga uważa, że powinniśmy założyć sobie finansowy kaganiec.
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)