O*kazało się, że mieliśmy najlepszą w dziejach minister finansów i najlepszego premiera. Ale dopiero wtedy wyszło to na jaw, gdy zostali oni usunięci ze swoich funkcji.*
Zyta Gilowska była atakowana przez opozycję od dnia, kiedy objęła stanowisko. Platforma miała jej za złe, że zdradziła swoje przekonania i że w barwach PiS jest kiepską minister. Nie tylko na niej, ale również na jej propozycjach opozycja nie zostawiała suchej nitki. Gdy tylko odeszła, nagle nasi politycy wykazali jedność - wszystkie ugrupowania wyrażały żal. Nie tylko było im przykro, że w dość dziwnych okolicznościach odeszła, ale pojawiły się głosy, że nie była złą minister finansów i bez niej to rząd, a przede wszystkim Polska, stracą na wiarygodności.
W piątek okazało się, że premier Marcinkiewicz był najlepszym premierem w ostatnich latach. Do popołudnia krytykowany, złośliwie nazywany premierem Obiecankiewiczem, a wieczorem już wspaniały, gwarantujący Polsce wiarygodność na rynkach finansowych i dobrą prasę za granicą.
Tym samym opozycja przyznaje, że ma schizofrenię. Przeciwnicy Kazimierza Marcinkiewicza powinni przecież pić szampana: odszedł zły premier. Co prawda jego następca może się okazać jeszcze gorszy, ale przynajmniej oficjalnie będzie rządził ten, kto naprawdę rządzi. Jest okazja do wzniesienia toastu. Nie ma złej wicepremier i złego premiera - napijmy się! A tu wręcz przeciwnie - smutek.
Premier Miller też był krytykowany, ale jak odchodził, nikt po nim nie płakał. Jak zresztą po wielu innych premierach i ministrach finansów. Kto płakał po Kołodce?
Tak więc wiele się zmieniło - kto rządzi nie jest lubiany, ale po odejściu zaczyna zyskiwać sympatię. Chyba, że brak radości z ich odejścia można wytłumaczyć tym, iż zostali uznani za politycznie martwych, a jak wiadomo, o zmarłych nie wypada źle mówić.
Swoją drogą to intrygująco przebiega ścieżka kariery w PiS-ie. Z gospodarza Polski na gospodarza gminy... Może takich niespodzianek będzie więcej przed nadchodzącymi wyborami? Obecni prezydenci miast, burmistrzowie i wójtowie zostaną awansowani na sołtysów - w nagrodę za świetnie wykonywaną pracę.
Gdyby premier Marcinkiewicz gorzej sprawował swoją funkcję, pewnie nadal byłby premierem, ale że zdaniem PiS-u był świetny, to został "awansowany" na szefa miasta, a ściślej na kandydata na szefa. Ja rozumiem karierę od prezydenta miasta do prezydenta kraju, ale w drugą stronę?
Jeśli Marcinkiewicz dobrze spisze się jako włodarz Warszawy, troskliwa partia usunie go i zaoferuje ciepłą posadkę w Ustrzykach? Jako dowód uznania oczywiście. Ale co go czeka, jak również i tam dobrze będzie pracował?