W niemieckim prawie nie ma sztywnych parytetów dotyczących pełnienia przez kobiety funkcji publicznych. O względnie duży udział kobiet w polityce dbają jednak niektóre partie, które ustalają wewnętrzne zasady.
Jako pierwsi parytet w swojej partii wprowadzili Zieloni, rezerwując dla kobiet co najmniej połowę funkcji partyjnych oraz miejsc na listach wyborczych. Ważne stanowiska w partii, np. przewodniczącego ugrupowania albo frakcji parlamentarnej, zawsze obsadzane są podwójnie - przez kobietę i mężczyznę.
W 1988 r. Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD) zobowiązała się do zagwarantowania kobietom co najmniej 40 proc. stanowisk i mandatów przysługujących partii.
Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU)
długo wzbraniała się przed parytetem i w końcu w 1996 r. wprowadziła jego osłabioną wersję - tzw. kworum kobiece (Frauenquorum). Rozwiązanie to opiera się na niewiążącym zaleceniu, że kobiety powinny sprawować co najmniej jedną trzecią funkcji partyjnych oraz mandatów.
W obecnej kadencji Bundestagu zasiadają 194 posłanki (na 614 miejsc); kobiety stanowią 31,8 procent wszystkich członków tej izby parlamentu. Wraz z kanclerz Angelą Merkel w rządzie Niemiec jest siedem kobiet (na 15 ministerstw).
Wciąż bardzo niewiele kobiet zasiada jednak w kadrach kierowniczych niemieckich koncernów. Według różnych danych stanowią one około 6 do 8 procent członków rad nadzorczych spółek notowanych na giełdzie, a władze w koncernach notowanych w indeksie DAX pełnią wyłącznie mężczyźni. W marcu wprowadzenie stałego parytetu dla kobiet na poziomie 40 proc. do 2013 r. w koncernach notowanych na giełdzie zaproponował szef SPD Franz Muentefering. Kanclerz Merkel stanowczo odrzuca jednak podobne inicjatywy.
Ustawy o równouprawnieniu, obowiązujące w poszczególnych landach, zalecają preferowanie kobiet na stanowiska w administracji, jeżeli kandydaci mają takie same kwalifikacje oraz po przeanalizowaniu indywidualnej sytuacji poszczególnych osób starających się o pracę.
Anna Widzyk (PAP)
awi/ ksaj/ mc/ ura/ dym/