Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Prof. Kuźniar w poniedziałek wraca do Polski

0
Podziel się:

#
dochodzi szersza wypowiedź prof. Kuźniara
#

# dochodzi szersza wypowiedź prof. Kuźniara #

25.07. Warszawa (PAP) - Doradca prezydenta prof. Roman Kuźniar, który razem z towarzyszem w czwartek zaginął na Elbrusie, wraca w poniedziałek do Polski. Zapewnił, że byli dobrze przygotowani do wyprawy. Jak dodał, ratownicy, którzy ich znaleźli, bardzo ucieszyli się na ich widok, bo "sądzili, że idą po ciała".

"Ponieważ lekarze na miejscu uznali, że możliwa jest kontynuacja leczenia w systemie ambulatoryjnym, to uznałem, że wracam w normalnym terminie, który wcześniej ustaliliśmy, do kraju; lekarze sugerowali, żeby zostać jeszcze dwa dni" - powiedział w poniedziałek PAP Kuźniar. Jak powiedział, odmrożone palce będzie dalej leczył w kraju. Razem z nim do Polski wraca Krantz.

W piątek szefowa prezydenckiego biura prasowego Joanna Trzaska-Wieczorek poinformowała PAP, że prof. Kuźniar i jego towarzysz Jacek Krantz zostali odnalezieni przez ratowników; byli w dobrym stanie zdrowia, przetransportowano ich do szpitala w Piatigorsku.

Kuźniar tak relacjonował przebieg wypadków: "Wspólnie z kolegą ruszyliśmy na Elbrus o godz. 2 w nocy (ze środy na czwartek), tak jak się wychodzi w góry wysokie. Wcześniej przez kilka dni mieliśmy aklimatyzację w górnym obozie. Siedem, osiem innych zespołów również przygotowywało się do wejścia".

Jak mówił, czwartek - czyli dzień, kiedy postanowili wejść na Elbrus - "był przez wszystkich podawany jako optymalny z punktu widzenia warunków pogodowych". "Prognozy mówiły, że od czwartku będą dwa dni dobrej pogody" - powiedział. Podkreślił, że "jest to ważne, bo Elbrus jest górą niesłychanie kapryśną pod względem pogody; potrafi tam być burza trzy razy dziennie, raz deszcz, raz grad, raz śnieg".

Jak dodał, razem z nim i jego towarzyszem w czwartek na Elbrus wyszło siedem-osiem innych zespołów. "Dwa z nich, niemiecko-rosyjski i angielski, poszły na zachodni wierzchołek, który był także naszym celem - nieco wyższy; pozostałe zespoły poszły na wierzchołek wschodni" - powiedział. Jak opowiadał, "zachodni wierzchołek Elbrusa jest nie tylko wyższy, ale też bardziej oddalony i ma po drodze pewne niebezpieczeństwa w postaci szczelin w lodowcu górnym oraz stromej ściany, skalno-lodowo-śnieżnej".

Przyznał, że gdy wychodzili, padał deszcz. "Ale pokonaliśmy go po jakichś około dwóch godzinach, czyli około 600 m n.p.m. Później chmury deszczowe się skończyły, były poniżej nas i kontynuowaliśmy wspinaczkę w normalnych warunkach, bez deszczu".

Prof. Kuźniar relacjonował, że na wysokości około 5 tys. m n.p.m. pogoda ponownie zaczęła się psuć. "Zaczął posypywać śnieżek, podniósł się wiatr, ale to były warunki jeszcze znośne, widoczność była nie najgorsza i te trzy zespoły, w tym nasz, ostro kontynuowały podchodzenie" - powiedział.

Jak mówił, "około 200 m pod szczytem pogoda załamała się zupełnie". "Rzeczywiście było kiepsko, ale te trzy zespoły uważały, że można dokończyć drogę. Dało się iść. Rosjanie i Niemcy trochę nas wyprzedzili, bo myśmy się posilali z kolegą, oni poszli do przodu. Brytyjczycy zostali z kolei za nami. Faktem jest, że w końcówce te trzy zespoły straciły ze sobą kontakt" - przyznał.

Jak dodał, pierwszy na szczycie był zespół rosyjsko-niemiecki. "Myśmy weszli jakieś 25 minut po nich, widzieliśmy, jak Niemcy i Rosjanie schodzą. Brytyjczycy zostali z tyłu, wydawało się, że oni sobie darowali, że jednak się wycofali" - powiedział.

Przy schodzeniu - relacjonował - widoczność załamała się zupełnie. "Był silny wicher, silny śnieg i mgła. To specyficzne zjawisko w górach wysokich, nie bardzo wiadomo wtedy, gdzie jest góra, gdzie dół, gdzie jest lewo, prawo, kompletnie traci się orientację. Każdy krok to jest krok w nicość, nie wiadomo, na co się napotka" - mówił.

Jak zaznaczył, zdawał sobie sprawę, że "Elbrus to góra, która zabija przy załamaniu pogody przy zejściu". "Około 30 osób rocznie ginie na Elbrusie właśnie w takich warunkach" - dodał. Z tego powodu - mówił - wspólnie z towarzyszem uznali, że lepiej będzie schronić się w jamie śnieżnej około 100 m pod szczytem, niż ryzykować schodzenie.

"Pogoda jednak zupełnie się nie poprawiała, zrobiła się noc, wiedzieliśmy już, że nie będziemy schodzić" - powiedział. Jak relacjonował, około godz. 21-22 niebo się oczyściło, zrobiło się bardzo zimno i spadła duża ilość suchego śniegu. "Wiedzieliśmy, że to grozi zamarznięciem, że czeka nas ciężka noc. Pogłębiliśmy więc jamę, żeby mieć osłonę przed mrozem i czekaliśmy aż się rozjaśni, żeby można było cokolwiek dalej zrobić" - powiedział.

Między godz. 4 i 5 - opowiadał - kiedy zrobiło się widno, obaj opuścili jamę śnieżną. "Odczuwaliśmy problemy związane z brakiem tlenu, ale było to do opanowania. Delikatnie zaczęliśmy schodzić po ścianie i później przez pole lodowcowe" - powiedział. Dodał, że dodatkowym utrudnieniem była duża ilość świeżego śniegu, który zakrył szczeliny, sprawiając, że droga stawała się niebezpieczna.

"Posuwaliśmy się długim trawersem wzdłuż wschodniego niższego wierzchołka Elbrusu, kiedy schodziliśmy z niego napotkaliśmy ratowników" - powiedział prof. Kuźniar. Jak dodał, ratownicy bardzo ucieszyli się na ich widok, bo "sądzili, że idą po ciała". Następnie Kuźniar oraz jego towarzysz z ratownikami zeszli do dolnego obozu, po czym obu przetransportowano helikopterem do szpitala w Piatigorsku. "Lekarze byli bardzo uprzejmi, cała obsługa bardzo sympatyczna, kompetentna" - zachwalał prezydencki doradca.

O sprawie zaginięcia prezydenckiego doradcy i jego towarzysza pierwsza poinformowała rosyjska agencja RIA Nowosti. Jak podała, przewodnicy znaleźli w piątek dwóch polskich alpinistów, którzy zaginęli w czwartek na Elbrusie. "Około 5.20 czasu moskiewskiego w piątek przewodnicy znaleźli obu alpinistów w rejonie skał Lenza. Obaj żyją, obecnie ratownicy transportują ich do obozu" - informował agencję RIA Nowosti rzecznik regionalnego wydziału Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych Rosji Kantemir Dawydow.

Sygnał o ich zaginięciu nadszedł w czwartek ok. godz. 19.50 czasu moskiewskiego. Agencja RIA Nowosti pisała w nocy z czwartku na piątek, że ostatni raz obu mężczyzn widziano w czwartek ok. 8. rano w rejonie skał Lenza razem z trzecim - 69-letnim Markiem Głogoczowskim, który odmówił kontynuowania wspinaczki i zawrócił wraz z inną grupą alpinistów

"Dwóch innych Polaków, ignorując ostrzeżenia o pogarszającej się pogodzie, kontynuowało wspinaczkę. Zaginieni alpiniści nie mieli ciepłej odzieży i żywności" - donosiła rosyjska agencja.

Prof. Kuźniar podkreślił, że nie może się zgodzić z opinią, iż decydując się na wejście na Elbrus, on i Krantz zignorowali warunki pogodowe. "Jesteśmy ludźmi doświadczonymi. Mam na koncie kilkanaście czterotysięczników w Alpach, w Górach Skalistych, mam tzw. koronę Tatr" - zaznaczył. Jak zapewnił, obaj byli bardzo dobrze przygotowani do wyprawy i oswojeni z trudnymi warunkami atmosferycznymi.

"Byliśmy wystarczająco dobrze ubrani. Oczywiście nie wzięliśmy rzeczy na nocny biwak na wysokości 5500 m n.p.m., ale nikt ich nie bierze na wyprawę, która jest jednodniowa. Wychodzi się zwykle o godz. 2 w nocy i wraca się około godz. 17-18" - powiedział.

Podkreślił też, że od dnia przyjazdu wszyscy przekonywali ich, że czwartek jest najlepszym dniem na wspinaczkę, jeżeli chodzi o warunki pogodowe. "Gdyby nikt inny nie szedł, tylko ja z Jackiem Krantzem, to oznaczałoby to, że dwóch szalonych Polaków się wybrało. Jednak w ocenie wszystkich zespołów warunki były odpowiednie" - podkreślił.

Jak dodał, mieli też odpowiednie zapasy żywności, które wróciły z nimi w plecakach. Jak mówił, jedynym problemem był brak wody i tlenu. "To oczywiście miało swój skutek, ale muszę wyraźnie powiedzieć, że gdybyśmy próbowali schodzić w czwartek, to byśmy sobie napytali biedy, nie mogliśmy ryzykować. Ta decyzja uratowała nam życie" - przekonywał.

Odnosząc się do informacji, że Marek Głogoczowski, który pierwotnie miał wspinać się z nimi, zrezygnował z tego, prof. Kuźniar powiedział, że Głogoczowski miał mniejszą motywację do wspinaczki. "Marek po prostu już dwukrotnie był na Elbrusie. Wprawdzie od południa, od tej łatwiejszej strony, dlatego zabrał się z nami, bo chciał zrobić tę północną drogę, ale on nie miał tej motywacji co my" - powiedział.

"On sam się śmiał, że jest już emerytem, że już nie musi. Jak zobaczył deszcz, to rzucił mocne słowo i powiedział: +Jak chcecie, to idźcie, ja nie idę" - relacjonował prof. Kuźniar.

Na masyw Elbrus, który położony jest w zachodniej części łańcucha górskiego Kaukazu, składają się dwa szczyty: zachodni (wyższy) - 5642 m n.p.m. oraz wschodni - 5621. m n.p.m. Oba leżą na terenie Rosji - tuż przy granicy z Gruzją. (PAP)

mzk/ son/ bk/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)