Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Rady Federacji, izby wyższej rosyjskiego parlamentu, Michaił Margiełow zaprzeczył w niedzielę, jakoby sobotnie wystąpienie prezydenta Rosji Władimira Putina z na 43. Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium świadczyło o powrocie do zimnej wojny.
"Rosja to nie drugie wydanie Związku Radzieckiego. W naszym społeczeństwie występują różne punkty widzenia na różne problemy międzynarodowe. Prezydent Rosji - to prezydent wszystkich Rosjan, w tym tych, którzy nie bez podstaw są zaniepokojeni rozmieszczeniem systemów rakietowych u naszych granic" - oświadczył Margiełow, którego cytuje agencja Interfax.
W podobnym duchu wypowiedział się przewodniczący Rady Federacji Siergiej Mironow. Jego zdaniem, przemówienie Putina było "apelem o powstrzymanie wspólnymi siłami negatywnych procesów we współczesnym świecie". Według niego, prezydent podkreślił jednocześnie, że "Rosja nie pozwoli, aby rozmawiano z nią z pozycji dyktatu".
"Jesteśmy świadkami tego, jak polityczny egoizm i wygórowane ambicje, a także niechęć do uznania słusznych i naturalnych praw innych krajów, faktycznie prowadzą świat w ślepą uliczkę" - powiedział Mironow. "Prezydent Rosji po raz pierwszy skonstatował, że jednobiegunowy model świata jest nie do przyjęcia" - dodał.
W opinii szefa rosyjskiego senatu, "Putin absolutnie słusznie podjął temat amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej, który coraz bliżej i bliżej podchodzi do granic Rosji". "Prezydent zauważył, że Rosja ma wystarczającą odpowiedź na ten wojskowo- polityczny projekt, za pomocą którego USA wyraźnie chcą odnieść jednostronne korzyści w tej sferze" - wskazał Mironow.
Z kolei doradca Putina ds. polityki zagranicznej Siergiej Prichodźko nie zgodził się z oceną, że wystąpienie prezydenta było konfrontacyjne. "W przemówieniu prezydenta nie było konfrontacyjnego ducha. Wprost przeciwnie - Władimir Putin wykorzystał nieformalny charakter konferencji, a także partnerskie relacje z Unią Europejską, w tym z Niemcami oraz Stanami Zjednoczonymi, aby dać maksymalnie szczerą ocenę obecnej sytuacji na arenie międzynarodowej" - oznajmił Prichodźko.
Jego zdaniem, prezydentowi chodziło o zasygnalizowanie zagrożeń, wobec których stoi wspólnota światowa, i zademonstrowanie zaniepokojenia strony rosyjskiej z tego powodu.
Natomiast kremlowski politolog Gleb Pawłowski ocenił, że wystąpienie Putina w Monachium było "przemówieniem lidera". "Dowodzi ono, że Rosja dojrzała to tego, aby mówić swoje +tak+ lub +nie+ w świecie" - powiedział.
Także według Pawłowskiego, wystąpienie gospodarza Kremla nie było konfrontacyjne. "Była to próba wezwania choćby do minimalnej odpowiedzialności i solidarności wobec zmieniającego się świata" - uznał politolog.
Putin w Monachium ostro skrytykował USA za dążenie do dominacji w świecie, łamanie prawa międzynarodowego i prowokowanie nowej rundy zbrojeń. Zaatakował również NATO za rozszerzenie struktur wojskowych na obszary graniczące z Rosją. Wystąpienie rosyjskiego prezydenta zostało w świecie przyjęte bardzo krytycznie.
Jerzy Malczyk (PAP)
mal/ jo/ woj/