Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

W styczniu - rozprawa w procesie Kobylański kontra politycy i dziennikarze

0
Podziel się:

30 stycznia 2009 r. ma się odbyć pierwsza
rozprawa w procesie o pomówienie, który wytoczył 19 politykom i
dziennikarzom Jan Kobylański, biznesmen z Ameryki Płd., który był
podejrzewany o szmalcownictwo podczas II wojny światowej.

*30 stycznia 2009 r. ma się odbyć pierwsza rozprawa w procesie o pomówienie, który wytoczył 19 politykom i dziennikarzom Jan Kobylański, biznesmen z Ameryki Płd., który był podejrzewany o szmalcownictwo podczas II wojny światowej. *

O terminie poinformował PAP Marcin Lasota z biura prasowego Sądu Okręgowego w Warszawie.

Proces został wytoczony po serii artykułów prasowych, zarzucających szmalcownictwo temu sponsorowi Radia Maryja. Wśród oskarżonych są m.in. redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik, redaktor naczelny "Polityki" Jerzy Baczyński, b. redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" Grzegorz Gauden, b. ambasador Polski w Urugwaju Jarosław Gugała i wiceminister spraw zagranicznych Ryszard Schnepf. Kobylański żąda, by każdy z nich zapłacił 100 tys. zł na cele charytatywne.

Mec. Andrzej Lew-Mirski, pełnomocnik oskarżyciela prywatnego, złożył do sądu akt oskarżenia ponad 3,5 roku temu. Jak dowiedziała się PAP, sąd najpierw zastanawiał się, który sąd jest właściwy do tej sprawy. Ostatecznie warszawski sąd okręgowy zdecydował, że sprawą zajmie się Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa.

"Do sądu, który będzie rozpatrywał tę sprawę, akta trafiły w 2008 roku" - powiedział PAP Lasota. W tym czasie część oskarżonych zmieniła miejsca pobytu. Na wyznaczonych przez sąd posiedzeniach pojednawczych nie pojawił się żaden z oskarżonych.

"Niedawno sąd zwrócił się do mnie, bym ustalił miejsce pobytu jednej z oskarżonych, która pisała na temat Kobylańskiego w +GW+. Redakcja jednak utrzymuje, że taka osoba nigdy tam nie pracowała" - powiedział PAP Lew-Mirski. Jeśli nie uda się ustalić personaliów dziennikarki, proces i tak się zacznie. "Najwyżej oskarżonych będzie 18 a nie 19" - powiedział mecenas.

Akt oskarżenia złożono po publikacjach dotyczących Kobylańskiego. Jego pełnomocnik twierdzi, że zgromadził ponad dwa tysiące artykułów na jego temat. "Zastanawiające jest to, jak to się stało, że zupełnie nikomu nieznany człowiek, mieszkający gdzieś w Ameryce Południowej, nagle stał się bohaterem większej liczby artykułów niż niejeden minister" - powiedział Lew-Mirski.

W 2007 r. pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej odmówił wszczęcia śledztwa w sprawie domniemanego wydania podczas wojny ukrywających się Żydów w ręce gestapo przez 85-letniego dziś Kobylańskiego. IPN nie udało się bowiem ustalić ponad wszelką wątpliwość, by był on tym samym Januszem Kobylańskim, który w latach 40. był podejrzany w Polsce o szmalcownictwo.

Od wiosny 2005 r. IPN prowadził postępowanie sprawdzające w tej sprawie. "W jego toku nie zdołano potwierdzić, z uwagi na niepełne dane osobowe sprawcy, żeby były konsul honorowy RP Jan Kobylański był tą samą osobą, która jako Janusz Kobylański była podejrzaną w latach 40." - mówił PAP prok. Paweł Karolak z pionu śledczego IPN w Warszawie. Dodał, że poszukiwania informacji w tej sprawie prowadzono nie tylko w Polsce (archiwa, Muzeum w Oświęcimiu, MSZ), ale także w Niemczech.

Wiadomo, że w latach 1947-1948 prowadzono w Polsce postępowanie przeciw Stanisławowi Kobylańskiemu i jego synowi Januszowi, m.in. o wymuszenie świadczeń od ukrywających się Żydów. Z akt tego postępowania wynikało, że pewna kobieta zeznała, iż na przełomie 1942-1943 r. Janusz Kobylański obiecał żydowskiej rodzinie Szenkerów wyrobienie - za pewną sumę pieniędzy - fałszywych dokumentów. Wkrótce w kryjówce Szenkerów pojawiło się gestapo, dysponujące m.in. danymi, które Żydzi przekazali Januszowi Kobylańskiemu w celu wyrobienia tych dokumentów. Okazało się jednak, że polski policjant, któremu gestapo przekazało Żydów w celu odprowadzenia ich do getta, został przez nich przekupiony obietnicą otrzymania pieniędzy i ich zwolnił. Rodzina Szenkerów uznała, że wydał ich właśnie Janusz Kobylański.

Postępowanie wobec Janusza Kobylańskiego najpierw zawieszono w 1948 r., a umorzono w 1955 r. - akta jego sprawy zaginęły. IPN ustalił, że Stanisław Kobylański (wobec którego śledztwo umorzono w latach 40. z powodu braku dowodów winy) miał trzech synów - imiona dwóch ustalono, w tym Jana, b. konsula honorowego RP w Ameryce Płd.

Formalną podstawą odmowy śledztwa były argumenty prawne - że nie można dwa razy prowadzić śledztwa wobec tych samych osób o ten sam czyn oraz że taką formę szmalcownictwa wobec Żydów, która nie zakończyła się ich śmiercią, obejmuje amnestia z 1956 r. Pozwala ona ścigać tylko tych szmalcowników, którzy w efekcie spowodowali śmierć swych ofiar.

W czerwcu 2004 r. "Gazeta Wyborcza" opisała działalność dzisiejszego milionera Kobylańskiego, nazywanego przez "GW" "chorobliwym antysemitą". Według jednej z wersji jego życiorysu, w 1942 r. trafił na Pawiak i do obozów koncentracyjnych. Po wojnie znalazł się w Austrii, potem we Włoszech; dorobił się wielkich pieniędzy, a w 1952 r. wyjechał do Paragwaju; wiele wskazuje na to, że za pomocą siatki Odessa wspomagającej ucieczkę z Europy nazistów i ich współpracowników - twierdzi "GW". Według niej, nazwiska Kobylańskiego nie ma w obozowych dokumentacjach. "GW" sugeruje, że rola Kobylańskiego w obozach koncentracyjnych mogła nie być jednoznaczna, co miało być głównym powodem jego wyjazdu do Ameryki Łacińskiej.

W 2005 r. TVP ujawniła dokumenty, z których wynika, że w 1953 r. prokurator generalny Austrii ostrzegał przed Kobylańskim władze Paragwaju, dokąd ten początkowo wyemigrował (potem przeniósł się do Urugwaju). W tym dokumencie określono Kobylańskiego jako "niebezpiecznego agenta, prowokatora i sowieckiego szpiega" i osobę, która stanowi niebezpieczeństwo "dla wspólnych interesów Zachodu".

Kobylański w latach 80. zajął się działalnością polonijną. Przez dziesięć lat był nawet honorowym konsulem RP. Z funkcji tej usunął go w 2000 r. szef MSZ Władysław Bartoszewski. Powodem było m.in. atakowanie przez Kobylańskiego polskich ambasadorów w Ameryce Płd. Kobylański "zasłynął" też, przyłączając się do oszczerstw pod adresem Jana Nowaka-Jeziorańskiego, które rozpowszechniał prezes Kongresu Polonii w USA Edward Moskal.

"GW" podkreślała, że dzięki pieniądzom Kobylańskiego o. Tadeusz Rydzyk mógł budować w Toruniu nowe studio swojej telewizji Trwam. "Atak na pana Kobylańskiego, to nie jest na pana Kobylańskiego, tylko to jest uderzenie w Radio. Może wrócimy kiedyś do tego. Ja nie chcę w tej chwili się wypowiadać. Na człowieka, który ma wielkie zasługi uderzają, kłamią na niego" - mówił wtedy o. Rydzyk na antenie swego radia.

W 2005 r. minister sprawiedliwości w rządzie Marka Belki Andrzej Kalwas zapowiadał, że najprawdopodobniej wystąpi o ekstradycję Kobylańskiego. Ówczesny szef pionu śledczego IPN Witold Kulesza mówił, że denuncjowanie ukrywających się Żydów, ze świadomością, że oznacza to wydanie ich na śmierć, jest równoznaczne z udziałem w nieulegającej przedawnieniu zbrodni ludobójstwa.

Sam Kobylański oświadczył wówczas, że wszystkie informacje polskich mediów na jego temat są nieprawdziwe i obliczone na skompromitowanie go jako działacza polonijnego w Ameryce Południowej oraz na "odwrócenie uwagi społeczeństwa od rzeczywistej sytuacji w kraju". (PAP)

rbi/ sta/ pz/ jra/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)