Kiedy wchodziliśmy do Unii Europejskiej wiele przepisów było na siłę zmieniane, żeby dostosować sie do wymogów Unii. W tym całym zamieszaniu ktoś "zapomniał", że wejście do Uni oznaczać powinno wolny przepływ siły roboczej i kapitału. Po to, aby Unia mogła swobodnie i nieskrępowanie się rozwijać, a konkurencja kwotnąć, dla dobra klientów. Niestety, w Polsce ktoś "zapomniał", że jak Polak wyjedzie za granicę i będzie chciał pracować uczciwie, to PRL-owskie prawo podatkowe mu na to nie pozwoli, żeby uczciwie konkurował z tubylcami w tymże krajo - bo on, jak tylk spróbuje wrócić, to będzie musiał dopłacać podatek na "polskich" zasadach. Bo PRL-owskie prawo po to było stworzone, że "te plusy nie przesłoniły nam minusów", a obywatel czuł się rozgrzeszony, że co parawda sobie tam popracował, ale w polsce podatek zapłacił - bo jak mówi bajka: "A to przepraszam, Każdy kilogram obywatela z wyższym wykształceniem najwyższym dobrem narodu - 70 złotych sie należy".
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Ta kwestia powinna być rozwiązana kompleksowo przed 1 maja 2004 i takie same, uproszczone umowy o unikaniu powójnego opodatkowania powinny były być podpisane ze wszystkimi krajami członkowskimi z Unii. I nikt nie robi łaski, że te nadpłaty będzie zwracał.
Warto też zauważyć, jak wielce niesprawiedliwe i cyniczne jest/było nalicznie tychże nadpłat podatkowych:
- w Polsce, zanim się zapłaci podatek można odliczyć wydatki na ZUS. W rozliczeniu dochodów z zagranicy nie można odliczyć kwoty, któr Państwo obce zabrało na ubezpieczenie społeczne. I chociaż pracownik nigdy nie widział tych pieniędzy, w Polsce wpadał w 40% próg i musiał dopłacać.
- Podatnik mógł wliczyć w koszty co najwyżej 50 diet i pomniejszyć o to podstawę do opodatkowania... nawet jeśli ktoś przebywał za granica 365 dni to mógł jedynie odliczyc te 50.
Dzięki Donek za naprawienie błędów poprzedników.
pozdrawiam.