Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Ostrożne byki powinny się dzisiaj umocnić

0
Podziel się:

Złoty rozpoczął dzień od osłabienia do obu głównych walut. Nie zareagował na nocny, bardzo silny wzrost kursu EUR/USD, bo osłabił go spadek kursu USD/JPY.

Ostrożne byki powinny się dzisiaj umocnić

Złoty rozpoczął dzień od osłabienia do obu głównych walut. Nie zareagował na nocny, bardzo silny wzrost kursu EUR/USD, bo osłabił go spadek kursu USD/JPY.

Już po godzinie porannego handlu, kiedy trendy na rynkach światowych się odwróciły, nasza waluta zaczęła się w stosunku do euro wzmacniać, ale w stosunku do dolara nadal traciła (wynik spadku kursu EUR/USD), a po południa zaczęła też tracić w stosunku do euro. Dane o inflacji bazowej niczego w obrazie rynku nie zmieniły, chociaż trzeba odnotować, że była wyższa od oczekiwań (wzrost z 1,2 do 1,4 proc). Koniec dnia przyniósł zwrot kursu EUR/USD i neutralne zamknięcie, a to przełożyło się na podobne zakończenia dnia par EUR/PLN i USD/PLN.

Dzisiaj dowiemy się, jaka w Polsce była w październiku sprzedaż detaliczna i stopa bezrobocia. Zapowiadane jest znaczne (ponad 15 procent) zwiększenie sprzedaży i spadek bezrobocia i należy zakładać, że prognozy się potwierdzą. Jeśli tak będzie to może nieco wzmocnić złotego i pomóc akcjom, ale nie przeceniałbym ich wpływu na zachowanie graczy. Również dane słabe nie będą miały znaczącego wpływu na rynek. Walutowy będzie się wpatrywał w ruchy kursu EUR/USD, które dzisiaj nie powinny być znaczne. Warto jednak te raporty analizować, bo im wyższa jest sprzedaż tym lepiej dla gospodarki, ale prawdopodobieństwo podwyżki stóp rośnie.

GPW rozpoczęła sesję wzrostem indeksów (znowu najmocniejszy był MWIG40), ale bardzo szybko na rynku zapanował marazm. Gracze naśladowali zachowanie innych giełd europejskich. Expose premiera Donalda Tuska zostało całkowicie zlekceważone.

Słusznie, bo nie było w nim konkretów, a na obietnice bez konkretów rynki nie mają w zwyczaju reagować. Od początku sesji indeks WIG20 zaczął się jednak osuwać i w końcu, po 4 godzinach handlu, wrócił do poziomu czwartkowego zamknięcia. Wydawało się, że była to tylko pułapka, bo wystarczyło, że przed otwarciem sesji w USA indeksy europejskie ruszyły na północ, a nasze natychmiast do nich doszlusowały, ale w ostatniej godzinie handlu chęć do kupna akcji dużych spółek wygasła i sesja zakończyła się mizernym 0,2 procentowym wzrostem WIG20.

Zakładam, że gracze byli po prostu ostrożni, bo nie wiedzieli, jakie będą dzisiaj nastroje Amerykanów. Jak widać komentarza dotyczącego rynku amerykańskiego nastroje będą dobre, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nasze indeksy dzisiaj rosły. Jeśli coś nieoczekiwanego nie zmieni dzisiaj ,,byczego" nastroju na rynkach światowych to WIG20 może całkiem wyraźnie wzrosnąć, a to doprowadziłoby do wygenerowanie krótkoterminowego sygnału kupna.

Udany początek sezonu świątecznego pomoże dzisiaj bykom

W piątek od rana na giełdach europejskich walczyły ze sobą chęć uczestniczenia w bardzo prawdopodobnych amerykańskich wzrostach z obawą o to, co działo się w nocy na rynkach walutowych. Dlatego też początek sesji był bardzo niepewny. Jednak, zgodnie z oczekiwaniami, kurs EUR/USD szybko zanurkował niwelując nocne zyski, a kurs USD/JPY ruszył na północ redukując straty. Tego tylko było potrzeba graczom na rynku akcji. Indeksy ruszyły na północ. Wzrosty były jednak z początku niewielkie.

Przeważała ostrożność, której nie zmieniła publikacja danych makro. Wstępny odczyt indeksów PMI pokazujących jak rozwija się sektor usług i produkcyjny w strefie euro nie nastrajał optymistycznie. Co prawda strefa produkcyjna oddaliła się nieco od granicy recesji, ale sektor usług zwolnił zdecydowanie mocniej niż tego oczekiwano, a przecież to usługi tworzą w ponad 70 procentach gospodarkę strefy euro. Na godzinę przed rozpoczęciem sesji w USA europejskie indeksy ruszyły na północ i sesja zakończyła się sporymi zwyżkami.

W piątek w USA z założenia można było oczekiwać odbicia, bo po dziwnym przedświątecznym spadku pewne było, że gracze będą kupować przecenione akcje, co w warunkach krótkiej sesji (krótszej o 3 godziny) i na małym obrocie doprowadzić powinno do sporego wzrostu indeksów. Nastroje poprawiały kolejki przed sklepami. Amerykanie nie przejmowali się chłodem poranka i tłoczyli się w celu zakupu promocyjnie wycenianych artykułów. Tak jest zawsze i trudno było oczekiwać, że tym razem będzie inaczej. Pewne jednak też było, że na wyobraźnię graczy to musiało podziałać, chociaż uważam, że te kolejki nic nie mówią o całym sezonie.

W czasie tego weekendu były liczne i olbrzymie promocje. Potem będzie dużo gorzej. Gracze kupowali przecenione akcje, a liderami były spółki sektora sprzedaży detalicznej (Wal-Mart, J.C. Penney, Target). Indeksy mocno wzrosły, ale obrót był żałosny. Sesja trwała o 45 procent krócej niż zwykle, a wolumen spadł o blisko 65 procent. Nie zmienia to postaci rzeczy, że wynik poszedł w świat i jest to dobra zaliczka na przyszły tydzień.

Generalnie można powiedzieć, że jaki dzień taki i handel, bo w piątek na niektórych rynkach żadne normalne zależności nie obowiązywały i mijałyby się z celem próby wyjaśnienie, dlaczego poszczególne aktywa zachowywały się tak a nie inaczej. Można jednak napisać o pretekstach. W miarę normalnie zachował się rynek walutowy. Po nocnym dużym wzroście i dziennym spadku kurs EUR/USD wrócił do poziomu bardzo zbliżonego do czwartkowego zamknięcia.

Takie ruchy nie powinny mieć żadnego znaczenia dla rynku surowców, ale wszystkie zdrożały. Ropa nieznacznie, ale miedź bardzo mocno (3,7 proc.) pretekstem dla tego wzrostu był spadek zapasów w Chinach. Tak naprawdę chodziło jedynie o wyprzedanie techniczne rynku. Najbardziej dziwić może dwuprocentowy wzrost ceny złota, które przecież jest mocno ujemnie skorelowane z dolarem. Najwidoczniej gracze nadrabiają zaległości, bo złoto miał za sobą spadek nieuzasadniony zachowaniem walut.

Dzisiaj najważniejsze powinny być informacje o amerykańskim handlu podczas minionego tygodnia. Traktowany on jest jako oficjalny początek sezonu świątecznego i wszyscy wpatrują się w statystyki pokazujące jak chętnie Amerykanie sięgali do portfeli. Amerykańscy konsumenci są znani z optymizmu, a ich chęć kupowania właśnie w ten szczególny weekend jest olbrzymia, wiec nic dziwnego, że statystyki martwić nie mogły. ,,Czarny Piątek", według firmy ShopperTrak RCT, przyniósł wzrost sprzedaży o 8,3 procent w stosunku do zeszłego roku.

To dużo powyżej oczekiwań. Twierdzi się, że sprzedaż w ,,Czarny Piątek" stanowi 4,5 - 5 procent całej sprzedaży świątecznej. Między innymi na tej podstawie firma ta prognozuje, że cała sprzedaż świąteczna wzrośnie o 3,6 proc. (w zeszłym roku 4,8 proc.). Z kolei badanie National Retail Federation (sprzedaż od piątku do soboty i prognoza na niedzielę) pokazuje, że przeciętny kupujący wydał o 3,5 proc. mniej niż rok temu, ale ilość odwiedzających sklepy (co nie znaczy, że kupujących) wzrosła o 4,8 proc.

Mam co do tych szacunków olbrzymie wątpliwości. Po pierwsze uważam, że tym razem Amerykanie rzucili się do sklepów w czasie tego weekendu, a potem ich zapał wygaśnie i tradycyjny udział procentowy ,,Czarnego Piątku" znacznie się zwiększy. Po drugie bardzo słaba sprzedaż detaliczna w październiku i listopadzie wynikała w dużej części z oczekiwania na promocje minionego weekendu, więc na dłuższą metę te ,,dobre" dane nic nie znaczą.

Jednak gracze włosa na czworo dzielić nie będą. Wezmą dane za dobrą monetę, co powinno zapewnić bardzo dobry początek sesji. Patrząc przez pryzmat kalendarium nie bardzo widać, co mogłoby ten wzrost powstrzymać, bo nie ma w nim ani raportów makroekonomicznych ani raportów kwartalnych spółek. Tylko jedno każe zachować ostrożność: to wszystko było zbyt łatwe do przewidzenia, z czego wynika, że reakcja może być mocna, ale jednodniowa.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)