Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Maciej Czujko
|

Niewielu Polaków nadaje się do gry na giełdzie

0
Podziel się:

Alfred Adamiec, ekonomista i wieloletni gracz giełdowy, radzi początkującym inwestorom, jak lokować pieniądze na giełdzie, gdy od kilku tygodni rosną giełdowe indeksy.

Niewielu Polaków nadaje się do gry na giełdzie
(PAP/Leszek Wdowiński)

Money.pl: Załóżmy taki schemat: nie jestem bogaty. Przed kryzysem inwestowałem trochę w fundusze, ale straciłem dużą zgromadzonej kwoty. Zgromadziłem nowe oszczędności i myślę o lokatach, ale maleje ich oprocentowanie i szukam innego sposobu na takie trochę oszczędzanie. Co Pan radzi?

Alfred Adamiec, ekonomista i wieloletni gracz giełdowy: Czy będzie Pan potrzebował tych pieniędzy w ciągu dwóch najbliższych lat?

Raczej nie. Coś na czarną godzinę, owszem. Ale znaczna część, to ma być zabezpieczenie na daleką przyszłość - dla dzieci, wnuków, czy kupno domu na starość.

Jasne. Na początku czeka pana trudność w postaci rachunku sumienia. Trzeba podzielić te pieniądze na trzy części. Pierwsza, ta z pieniędzmi na czarną godzinę, musi być dostępna w każdej chwili. Lokujemy ją więc w obligacje skarbu państwa, lokatę bankową czy fundusze rynku pieniężnego - ale takie przejrzyste, znane. I zapominamy o tej sumie, ona nie istnieje, choćby nie wiadomo, jak dobrze radziła sobie giełda. Broń Boże nie próbujemy jej inwestować w waluty.

Druga część naszej inwestycji, to pieniądze, które nie będą nam potrzebne w ciągu dwóch najbliższych lat, ale po tym czasie chcemy mieć możliwość ich podjęcia. One mają zarobić na siebie, ale bez większego ryzyka. Dla nich szukamy funduszy inwestycyjnych, lokat z funduszami i, ostatnio bardzo modnych, produktów strukturyzowanych - czyli takich, które gwarantują zwrot kapitału, ale zależnie od wyniku można na nich zyskać jeszcze kilka dodatkowych procent.

Trzecia część to ta w głównej mierze odpowiedzialna za przyrost naszych oszczędności. Z tych pieniędzy nie będziemy mogli skorzystać przez najbliższe pięć lat i lokujemy je w naprawdę ryzykowne instrumenty. Zakładamy bowiem, że w ciągu tych pięciu lat wszelkie rynkowe zawirowania skończą się pozytywnie i przyniosą zysk. Mam tu na myśli np. fundusze surowców czy akcji.

I jestem bezpieczny...

Ubezpieczony. Bo jak zepsuje się jeden silnik, to leci Pan na jeszcze dwóch.

W takim razie proszę o rady dla drugiego profilu. Załóżmy, że mam kolegę - początkującego, ale agresywnego inwestora, który stracił na giełdzie w czasie kryzysu 60 proc. swojego kapitału. Teraz chce się odkuć. Jak ma to zrobić?

Po pierwsze, jestem przeciwnikiem sformułowania _ odkuł _. Ten człowiek musi zapomnieć o tych 60 procentach, jakby ich nigdy nie było.

Dla zdrowia psychicznego?

Tak, ale nie troszczę się o jego zdrowie, tylko o strategię. A równowaga psychiczna na pewno na nią wpłynie. Bez tego obciążenia _ odkuwania _ będzie grał spokojniej i nie ulegnie niepotrzebnym emocjom. Podobnie jest, gdy uda się nam na giełdzie sporo wygrać. Nie można wtedy myśleć tak: miałem 100 proc., teraz mam 140, więc te 40 mam na stracenie. Nie, nie! Trzeba bronić całości, bo wtedy, gdy spadnie nam kapitał do 120, zaświeci nam się też w głowie lampka, która nakaże działanie i uchroni nas przed większa stratą.

To logiczne, ale dość psychologii. Co konkretnie ma zrobić poszkodowany, agresywny amator giełdy?

Moim zdaniem jest dobry czas, by rozejrzeć się za właśnie agresywnymi instrumentami: akcje, surowce. By jednak nie wpakować się znowu w kłopoty, trzeba tych agresywnych instrumentów używać bezpiecznie. Załóżmy więc pesymistycznie, że kryzys potrwa jeszcze rok. Dzielimy więc pieniądze, które mamy na 12 transz i sukcesywnie każdą z nich wydajemy w kolejnych miesiącach na kilka wybranych, stałych firm. Jeśli akcje którejś z nich spadają, to rekompensujemy tę stratę, kupując kolejne udziały po coraz niższych cenach. Jeśli rosną, to owszem za kolejne akcje płacimy drożej, ale przybywa nam pieniędzy, na tych, które już mamy.

Załóżmy jednak, że ktoś stracił przez kryzys zaufanie do wszystkich ekspertów, i Alfreda Adamca też nie chce słuchać. Chce tylko, by poradzić mu, na co sam ma zwracać uwagę, by dobrze wybrać spółki, w które ma zainwestować?

Jeśli chce zainwestować w akcje bezpośrednio, bez pośrednictwa funduszy, to musi znać albo poznać się trochę na rachunkowości. Zajrzeć w wyniki spółek, czy nie są one zadłużone, czy przynoszą zyski. Najważniejszy wskaźnik to zysk operacyjny, najlepiej jest, gdy on stopniowo przyrasta. Ważny jest też stosunek ceny akcji do zysku i ceny do wartości księgowej - to fundamentalne wskaźniki i mówią nam, jak spółka jest wyceniana.

Drugim ważnym elementem jest analiza techniczna. Trzeba nauczyć się ją przeprowadzać. To ona przynosi nam informacje statystyczne dotyczące prawdopodobieństwa sukcesu na wybranych akcjach. Nie daje gwarancji, ale daje szanse.

Oprócz tego musi też pewnie orientować się w tym, co dzieje się na świecie i w kraju. Bo przecież wydarzenia spoza giełdy mają na nią wpływ. Świńska grypa podniosła np. ceny akcji koncernów farmaceutycznych.

No i te wydarzenia trzeba wiązać z analizą techniczną. W niej zapisane jest, jak wrażliwa jest spółka na pewne wydarzenia. Więc nie wystarczy wiedzieć, że zapanowała świńska grypa, trzeba też sprawdzić, na czyje akcje będzie miała ona wpływ i jak poważny.

To potwornie skomplikowane zajęcie. Z tego, co rozumiem, polega na przewidywaniu tego, co zrobi giełda - czyli wszyscy inni gracze. Tylko pierwsi wygrywają.

Nie do końca. Dla tych wolniejszych pocieszeniem jest równie skuteczne granie z trendem. Czyli obserwowanie zachowań rynku i reagowanie z małym opóźnieniem na to, co się już dzieje. Trzeba tylko pamiętać o piekielnej konsekwencji: Nie wolno pod żadnym pozorem łączyć tych strategii! To przynosi fatalne konsekwencje, a wiem to z doświadczenia.

Pan się tak uczył giełdy - na błędach?

Właśnie tak. Gdy ja zaczynałem 18 lat temu, to nie było żadnych podręczników. Trzeba było zbierać wiedzę na zasadzie ekperymentów.

To kosztowny sposób?

No miałem to szczęście, że GPW na początku była łaskawa dla inwestorów. Sukcesywnie się rozwijała.

Właśnie, a propos szczęścia. Plany gracza giełdowego może pokrzyżować wielki kapitał, który szuka zysku poprzez manipulacje. Jak się ustrzec takiej fali? Albo lepiej: jak się na nią załapać?

Są tacy, którzy próbują. Najprościej ustrzec się konsekwencji tej fali można poprzez podział portfela na wiele spółek - im więcej ich jest, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że problem dotknie większości z nich. Trzeba też wiedzieć, że wielkie kapitały inwestują w duże spółki, bo w nie można szybko pieniądze włożyć i szybko z nich je wyjąć. Najszybciej wyjmuje się małe pieniądze, więc to nasza przewaga nad takimi zagrywkami wielkich inwestorów. Trzeba trzymać rękę na pulsie.

Jak się do fali podłączyć, bo to bardziej ekscytujące?

Zakładam, że nie mamy informacji poufnych...

Dlaczego?

Bo to nielegalne.

Owszem, nie mamy....

No to wracamy do analizy technicznej i poszukiwań pewnych anomalii, gwałtownych skoków i spadków, które wykazują znamiona zorganizowanych, przez co przewidywalnych akcji. Trzeba jednak uważać, by nie naciąć się na jakąś niekontrolowaną anomalię, która nas pogrąży.

To już chyba lepsze są zakłady bukmacherskie.

Ależ oczywiście. Ja się absolutnie zgadzam, że dla kogoś mogą być lepsze. Może to będzie jakaś herezja, co powiem, ale nie każdy się nadaje do grania na giełdzie. Nie każdy ma do tego predyspozycje psychiczne, a ogromna większość nie ma potrzebnej wiedzy matematycznej i ekonomicznej. Poziom wykształcenia w tych dziedzinach w naszym kraju jest bardzo niski i to widać na giełdzie. Jeśli więc nie giełda, to obstawianie piłki nożnej, carlingu, polityków wyborach albo np. inwestycje w nieruchomości.

To pewne, bezpieczne i sprawdzone.

To mit. Tutaj też można stracić. Wystarczy spojrzeć na rynek dziś.

Pan zostaje przy giełdzie i zbiera doświadczenie.

Tak jest.

Jak dużym doświadczeniem zawodowym był więc kryzys?

To nie było nic nadzwyczajnego. Owszem spadki były większe niż w 1994 roku, ale najważniejsze, że nie obawiam się już, że zabraknie kapitału w Polsce. To zagrożenie mamy za sobą, więc każdy kolejny kryzys, to jakaś tam większa lub mniejsza bessa, po której przyjdzie hossa. Więc po prostu trzeba trzymać się konsekwentnie swojej strategii - profity daje matematyka i statystyka.

giełda
poradnik
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)