Pięćdziesiąt dolarów za baryłkę - to ostatnio dość stabilna cena ropy. W ubiegłym tygodnia notowania surowca typu Brent osiągnęły poziom 52 dolarów za baryłkę, co jest najlepszym wynikiem od października ubiegłego roku.
Od początku roku ceny rosły: w styczniu baryłka kosztowała nawet poniżej 30 dolarów. Teraz kosztuje około pięćdziesięciu. Ale nie ma pewności, że będzie jeszcze drożej, chociażby dlatego, że Kanadyjczycy odbudowują instalacje naftowe zniszczone w ostatnich pożarach. Więcej ropy może popłynąć także z Libii i z Nigerii.
O stabilizacji cen mówił też kilka dni temu Rafael Correa, prezydent Ekwadoru, który należy do naftowego kartelu OPEC: "Myślę, że można oczekiwać, iż pięćdziesiąt dolarów za baryłkę to cena, która utrzyma się do końca roku".
Tygodnik "The Economist" uważa, że więcej ropy może popłynąć ze Stanów Zjednoczonych, gdzie w przemyśle naftowym pojawiły się ostatnio niewielkie oznaki ożywienia. A więcej surowca na rynku to powód do stabilizacji lub spadku jego cen.