Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
tłum. Robert Susło
|

USA: Rząd chce swojej działki od private equity

0
Podziel się:

Na Wall Street padł strach. Waszyngton zamierza podnieść podatki dla firm specjalizujących się w przejęciach.

USA: Rząd chce swojej działki od private equity
(PAP / EPA)

Na razie inwestorzy finansowi w USA prawie nie płacą podatków od zysków z handlu spółkami. Teraz ma się to zmienić. Na Wall Street padł strach. Rząd USA zamierza podnieść podatki dla firm specjalizujących się w przejęciach.

Trzy dni przed wielce spornym debiutem giełdowym funduszu Blackstone, szef firmy Stephen Schwarzman udał się do New York Public Library, gdzie odbywała się uroczystość na jego cześć. Wzięło w niej udział 400 gości ze świata polityki, gospodarki i High Society.

_ Na Wall Street padł już strach. Telewizyjny komentator giełdowy Larry Kudlow, który sam jest zdeklarowanym zwolennikiem kapitalizmu, mówi o war on wealth (wojnie z bogactwem). _

"Honorujemy go jako biznesmena, który odgrywa coraz większą rolę dla nowojorskich organizacji kulturalnych" wychwalał Schwarzmana Paul Leclerc, prezydent biblioteki. Uroczysta kolacja przyniosła instytucji 2,2 mln dolarów. W porównaniu do 3 mln dolarów, które Schwarzman wydał przed trzema miesiącami, by zaprosić na swoje 60. urodziny Roda Stewarda, datek ten prezentuje się raczej skromnie. Na marginesie odnotowuje się również posiadanie przez Schwarzmana 24 pokojowego apartamentu przy nowojorskiej Park Avenue, należącego niegdyś do Johna D. Rockefellera.

Finansista i showman

W minionym roku amerykańskie firmy private equity zebrały od inwestorów, przede wszystkim funduszy emerytalnych i ubezpieczycieli, 400 mld dolarów. Za zarządzanie kasują wysokie opłaty oraz 20 procent z osiągniętych zysków. Wzbudzają tym samym apetyt rządów, u których jest krucho z budżetem.

Role "Master of the Universe" Schwarzman, syn handlarza wyrobów pasmanteryjnych z Filadelfii, potrafi odgrywać jak żaden z innych inwestorów finansowych. Nic dziwnego, że debiut giełdowy Blackstone stał się takim spektaklem.

Za 12,3 procent udziałów firmy Blackstone zebrał od inwestorów 4,13 mld dolarów. Był to szósty co do wielkości debiut giełdowy w historii USA. Ze sprzedaży swoich akcji Schwarzman uzyskał 677 mln dolarów. Będące w jego posiadaniu 24 procent udziałów w przedsiębiorstwie stały się nagle warte prawie osiem miliardów.

Sukces debiutu na parkiecie sprawił jednak, że Schwarzman i Blackstone stali się celem rosnącej krytyki skupionej na spekulantach i inwestorach wykupujących firmy. Senatorowie Charles Grassley i Max Baucus żądają wprowadzenia wyraźnie wyższych podatków dla inwestorów finansowych.

Spekulanci na celowniku

Kilka dni przed debiutem giełdowym Blackstone przedstawili propozycję zmiany przepisów. Nowe prawo ma obowiązywać inwestorów finansowych, którzy są notowani na giełdzie i są równocześnie zorganizowani jako spółka cywilna - tak jak Blackstone.

Jak dotąd, firmy takie wykorzystują lukę prawną i zamiast płacić obowiązujący wszystkich notowanych na giełdach przedsiębiorstw podatek wysokości 35 procent, płacą tylko 15 procent od większej części swoich zakupów.ZOBACZ TAKŻE:

"Niesprawiedliwe jest, by notowanej na giełdzie firmie pozwalać występować jako spółka akcyjna, mimo, że nie płaci odpowiednich podatków.", argumentuje Grassley, członek wpływowego komitetu finansowego. Krótko po tym, Izba Reprezentantów przedstawiła propozycję podatkową wykraczającą dalece poza te Grassleya i Baucusa. Do tego senator Henry Waxman zażądał od nadzoru giełdowego wstrzymania debiutu giełdowego Blackstone. Przedsiębiorstwo jest zbyt mało przejrzyste.

**

A było tak miło**

Do tej pory spółkom private quity w USA szło jak po maśle. Dla łowców firm sezon w USA trwał dotychczas przez cały rok. Sytuacja była na tyle dobra, że nie uważały one za konieczne wysyłania do Waszyngtonu swoich lobbystów.

Dopiero przed kilkoma miesiącami jedenaście z nich, w tym Blackstone, KKR, TPG i Carlyle Group, założyły zrzeszenie pod nazwą Private Equity Council. "Jeszcze przed rokiem menadżerowie Private-Equity zadawaliby sobie pytanie, po co w ogóle rozmawiać z politykami", opisuje dotychczasową nonszalancję żonglerów finansowych David Snow, amerykański wydawca branżowego pisma Private Equity International.

Firmy znalazły się na celowniku z powodu boomu, jakiego do tej pory jeszcze nie było. Firmy te napędzają światowy rynek fuzji i przejęć, w tym również rynki akcji. Według obliczeń agencji Bloomberg, transakcje w zeszłym roku osiągnęły wartość 3600 mld dolarów, z czego duża część przypada na konto łowców firm.

Zbyt duże przejęcia, zbyt duży rozgłos

Kamienieniem milowym jest nabycie przez Blackstone firmy z branży nieruchomości, Equity Office Properties, za kwotę 39 mld dolarów. Zapowiedziane ale jeszcze niesfinalizowane jest przejęcie teksaskiego dostawcy energii TXU przez KKR i TPG za kwotę 45 mld dolarów.

Wydaje się że prawie żadne przedsiębiorstwo nie może się już czuć bezpieczne przed przejęciem: sama plotka, że największa na świecie sieć marketów budowlanych Home Depot została rzekomo kupiona za 100 mld dolarów przez inwestorów finansowych, nie została od razu uznana za śmieszną.

Pokazuje to, jaką opinią szczycą się obecnie inwestorzy finansowi, jak Blackstone. Według związków zawodowych, firmy te kontrolują w USA przedsiębiorstwa zatrudniające łącznie pięć milionów pracowników. Ich portfele są naprawdę dobrze wypełnione. W minionym roku firmy te zebrały od inwestorów, przede wszystkim funduszy emerytalnych, ubezpieczeń i fundacji, 400 mld dolarów. Za zarządzanie kasują wysokie opłaty oraz 20 procent z osiągniętych zysków. Wzbudzają tym samym apetyt rządów, u których jest krucho z budżetem.

Nieprzyzwoite zarobki menedżerów

Temat miliardowych dochodów managerów Private-Equity odbija się obecnie szerokim echem w politycznej debacie dotyczącej sprawiedliwości. Ponad 40 mln Amerykanów nie może sobie pozwolić na ubezpieczenie zdrowotne, coraz więcej emerytów obawia się o swoje emerytury zakładowe jako główne źródło dochodów a średnie płace rzeczywiste przeżywają od lat stagnację. Nic dziewnego, że niezaspokojona chciwość menedżera budzi gniew i gorycz.

Na Wall Street padł już strach. Telewizyjny komentator giełdowy Larry Kudlow, który sam jest zdeklarowanym zwolennikiem kapitalizmu, mówi o war on wealth (wojnie z bogactwem). Wall Street Journal obawia się nawet "Demonizacji gospodarki i wysoko opłacanych menedżerów".

Przedstawiciele Wall Street szkicują już czarne scenariusze, mówiące o ucieczce private equity i funduszy Hadge do rajów podatkowych. Regulacje i opodatkowanie branży wyrządziłyby wiele szkód na rynku finansowym. Nie wszyscy są tego zdania: Warren Buffett, multimiliarder i bynajmniej krytyczny obserwator nowych żonglerów finansowych, przyznał niedawno, że walka klas ma miejsce. "Jednak moja klasa wygra tę walkę", powiedział Buffett.

Oryginał artykułu opublikowano na stronach ZEIT online

giełda
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)