Tylko sto tysięcy Polaków zadeklarowało dotąd chęć zostania w OFE. Pozostali albo czekają do ostatniej chwili, idąc w ślady ministrów Szczurka, Trzaskowskiego, Bieńkowskiej i Karpińskiego, albo zrobią to, czego oczekuje rząd. Czyli nic. I nic dziwnego.
Wygląda na to, że fundusze już pogodziły się ze swoim losem. Jeśli na początku zmian mówiło się nawet o połowie Polaków, którzy postanowią część składki emerytalnej nadal powierzać OFE, to teraz sukcesem będzie już wynik dziesięciokrotnie niższy. Zostaną chyba tylko ci, którzy będą chcieli dla zasady zrobić na złość ekipie Donalda Tuska.
Bo innych argumentów brak. Fundusze mają zakaz reklamy, ale - prawdę mówiąc - nie miałyby się dziś czym chwalić. Efekty inwestycji na giełdzie, borykającej się ze zgubnym wpływem sytuacji na Ukrainie, raczej zniechęcają niż zachwycają. Groźba, że bez OFE nasz rynek kapitałowy ucierpi jeszcze bardziej przyszłych emerytów jak widać niewiele obchodzi. Zresztą same OFE ich w tym utwierdzają, uciekając z pieniędzmi z GPW na zagraniczne rynki.
Kampania reklamowa "Zostaję z OFE" nie zadziałała. Być może jej odbiorcy uznali, że lepszym pomysłem na wydanie zarobionych na nas 8 milionów złotych byłoby przeznaczenie ich na emerytury, niż na układanie i burzenie klocków na wizji.
Jest jeszcze rzut na taśmę. Część uczestników OFE dostała już, a reszta zapewne wkrótce dostanie, przesyłki od swoich funduszy. Jest w nich najczęściej wniosek, który trzeba wysłać do ZUS, żeby w OFE zostać i nawet zaadresowana koperta. Prawdopodobnie i z tego nic nie będzie. Bo skoro już eksperci z funduszy uznali, że wezmą nas pod włos metodą "na leniucha", to powinni wysyłać wnioski już wypełnione, które wystarczy tylko podpisać. Wszystkie potrzebne dane już przecież mają. Ale największym niedopatrzeniem jest to, że koperta zwrotna nie ma znaczka.
autor felietonu jest redaktorem Money.pl
Czytaj więcej w Money.pl