Protesty wybuchły po ujawnieniu wypowiedzi premiera z maja, nagranej podczas zamkniętego spotkania partyjnego, w której przyznał, że rząd nie ma żadnych osiągnięć i oszukiwał społeczeństwo przed kwietniowymi wyborami.
Premier Węgier mówił: "Nie ma szans, ponieważ wszystko zepsuliśmy. To jest poważna sprawa. W Europie żaden kraj nie zrobił takiej głupoty jak my. W ciągu ostatniego półtora roku-dwóch lat cały czas kłamaliśmy. To było oczywiste, że nie mówiliśmy prawdy".
Premier Gyurcsany przyznał też wówczas, że rząd nić poważnego nie osiągnął.
"Nie zrobiliśmy nic przez cztery lata. Nie można wymienić żadnego ważnego dokonania rządu, z którego możemy być dumni, poza tym, że wyciągnęliśmy go na koniec z tego bałaganu. Jak będziemy mieli podsumować nasze dokonania przed narodem, to co mu powiemy?"
Koalicja socjalistów i liberałów z łatwością wygrała wybory, głównie dzięki podwyżkom płac. Rząd stracił jednak znaczną część poparcia, gdy po naciskach ze strony Brukeseli musiał podjąć decyzje o podwyższeniu podatków i zmniejszeniu dotacji, aby zmniejszyć deficyt budżetowy.
ZOBACZ TAKŻE