Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Bilans Money.pl: Polityczny alfabet AD 2005

0
Podziel się:

To był rok wyborów. I to wyjątkowych, bo podwójnych. Przy urnach decydowaliśmy, kto zasiądzie w ławach parlamentarnych i kto zostanie prezydentem kraju. Ostatnie dwanaście miesięcy to czas kilku spektakularnych sukcesów, czas moherowych beretów, komisji śledczych i zamieszania wokół teczek. Przedstawimy polityczny alfabet AD 2005.

Bilans Money.pl: Polityczny alfabet AD 2005

To był rok wyborów. I to wyjątkowych, bo podwójnych. Przy urnach decydowaliśmy, kto zasiądzie w ławach parlamentarnych i kto zostanie prezydentem kraju. Ostatnie dwanaście miesięcy to czas kilku spektakularnych sukcesów, czas moherowych beretów, komisji śledczych i zamieszania wokół teczek. Przedstawimy polityczny alfabet AD 2005.

A*leksander Kwaśniewski, czyli pożegnanie z pałacem*
Po dwóch kadencjach i dziesięciu latach rządów prezydent Kwaśniewski pożegnał się z fotelem pierwszej osoby w państwie. Dekada Kwaśniewskiego to z jednej strony wejście do NATO i Unii Europejskiej, pozytywna rola podczas ukraińskiej Pomarańczowej Rewolucji w czym ustępujący prezydent ma niewątpliwie swoje zasługi. Z drugiej jednak, wiele racji mają też krytycy rządów Kwaśniewskiego. Zarzucają mu konserwowanie postkomunistycznego układu w polityce i biznesie oraz małą aktywność. Sam Aleksander Kwaśniewski w ostatnich dniach urzędowania dał swoim krytykom kolejny argument do ręki (patrz „łaska”)

B*liźniacy, czyli rok braci Kaczyńskich*

Rok 2005 niewątpliwe należał do braci Jarosława i Lecha Kaczyńskich. Na tak spektakularne zwycięstwo bliźniacy czekali od wielu lat, część z nich spędzając w politycznym niebycie, zepchnięci na margines życia publicznego. Rok 2005 przyniósł jednak podwójne wyborcze zwycięstwo - kierowane przez Jarosława Kaczyńskiego PiS zdobyło najlepszy wynik w wyborach parlamentarnych, a Lech Kaczyński wygrał rywalizację o fotel prezydenta państwa.

C*zwarta RP, czyli gdzie ten przełom?*

W krajowej polityce żadne inne hasło w kończącym się roku nie zrobiło takiej kariery, jak zapowiadane przez polityków PiS nadejście IV RP. Symboliczna zamiana numeracji miała oznaczać ostateczne zerwanie z postkomunistycznym układem w polityce i biznesie, z oczyszczeniem moralnym życia publicznego. Czy IV RP już nastała? Po tym, jak Jarosław Kaczyński zaczął nieoczekiwanie obdarzać sympatią Andrzeja Leppera, a Samoobrona weszła do parlamentarnej koalicji z PiS, złośliwi twierdzą, że póki co mamy RP III i pół.

D*onald Tusk, czyli największy przegrany roku *

Apetyty były ogromne. Kierowana przez Donalda Tuska Platforma Obywatelska pewnie szła po władzę w kraju, zaś on sam wydawał się być faworytem wyścigu prezydenckiego. Pierwszy zimny prysznic ostudził PO we wrześniu – po wyborach większość w Sejmie przypadła Prawu i Sprawiedliwości. Ostateczny cios Tusk i PO otrzymali w drugiej turze wyborów prezydenckich. Kandydata PO pokonał Lech Kaczyński z PiS. Później, w burzy wzajemnych oskarżeń, nie doszło do oczekiwanej przez wielu koalicji z PiS. Dziś obolałe wyborczymi porażkami PO z trudem szuka swego miejsca w opozycji, a w partii poszukiwani są winni podwójnej przegranej.

E*-*partia, czyli Partia Demokratyczna-Demokraci.pl

Klęską zakończyła się próba powrotu do dużej polityki środowisk związanych z Unią Demokratyczną i Unią Wolności, z których na początku rok powstała Partia Demokratyczna-Demokraci.pl. Szanse na wejście do gry okazały się równie wirtualne, jak nazwa ugrupowania. Nowe ugrupowanie miało być ostatnią próbą ratunku dla politycznych środowisk skupionych m.in. wokół Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka czy Władysława Frasyniuka. Skończyło się na wyborczej katastrofie. W wyborach do Sejmu PD zdobyła zaledwie 2,45 procent głosów. Porażkę odniosła także kandydatka tej partii na prezydenta Henryka Bochniarz uzyskując 1,26 procent poparcia.

F*iasko lewicy, czyli SdPl wypadł z gry, a SLD ledwo ratuje skórę*

Nie wyszło. Przede wszystkim Markowi Borowskiemu, liderowi SdPl. Były marszałek Sejmu uciekł z grupą sprzymierzeńców z targanego aferami SLD, ale ten manewr na nic się nie zdał. Jego Socjaldemokraci znaleźli się poza Sejmem. Miejsca w polskich ławach uratowało natomiast SLD, choć biorąc pod uwagę poparcie sprzed czterech lat, to 11 procen trudno uznać za sukces. Przy okazji nowy szef Sojuszu Wojciech Olejniczak pozbył się z list wyborczych Leszka Millera, Józefa Oleksego i Marka Dyducha.

G*orzów, czyli premier Kazimierz Marcinkiewicz*

Przez niemal rok Polacy przygotowywali się na premiera z Krakowa, ale to nie Jan Maria Rokita wprowadził się do siedziby rady ministrów. Zupełnie nieoczekiwanie zamiast premiera z Krakowa dostaliśmy premiera z Gorzowa. Nieoczekiwanie, bo Kazimierz Marcinkiewicz w zwycięskim PiS nigdy nie grał roli pierwszoplanowej. Jego nominacja została potraktowana jako taktyczny wybieg Jarosława Kaczyńskiego. Kandydaturę premiera z Gorzowa lider PiS wysunął po zwycięstwie w wyborach parlamentarnych, a przed rozstrzygnięciem prezydenckich. Chodziło o zwiększenie szans na prezydenturę Lecha Kaczyńskiego. Jarosław zrozumiał, że bliźniaków w roli premiera i prezydenta naród by nie zniósł.

H*enryka Bochniarz, czyli walka z progiem*

Całkowicie nie udał się pomysł PD, która w wyborach prezydenckich wystawiał kandydaturę Henryki Bochniarz, prezesa Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Niemal przez całą kampanię wyborczą kandydatka zmagała się z 1 procentowym progiem poparcia. Wybory zakończyły się sukcesem – próg procenta został przekroczony.

I*PN, czyli strażnicy teczek*

Gry teczkami było w minionym roku sporo. Wszystko zaczęło się na początku roku od tzw. listy Wildsteina, czyli ujawnienia katalogu nazwisk rzekomych współpracowników SB. Wtedy to cała Polska szukała agentów. W tym zamieszaniu dotychczasowy szef IPN prof. Leon Kieres stracił szanse na ubieganie się o kolejną kadencję, a później z gry o fotel prezesa Instytutu wypadł Andrzej Przewoźnik, który został – niesłusznie jak się okazało – oskarżony o współpracę ze służbami specjalnymi PRL.

J*arucka Anna, czyli zabójcza broń*

Była asystentka Włodzimierza Cimoszewicza z czasów, kiedy był ministrem spraw zagranicznych uważana jest za osobę, która zmieniła bieg historii w 2005 rok. To Jarucka zeznała, że na polecenie szefa sfałszowała jego oświadczenie majątkowe. Choć opisywane przez nią okoliczności okazały się luźno związane z prawdą, wystąpienie Jaruckiej wystarczyło, aby Cimoszewicz wypadł z gry o prezydenturę, w której był liczącym się uczestnikiem.

K*urski Jacek, czyli bulterier Kaczyńskich*

Być może nieco na wyrost Jacek Kurski (PiS) został uznany za głównego sprawcę przegranej Donalda Tuska (PO) w walce o fotel prezydenta. W jednym z wywiadów polityk PiS sugerował, że dziadek Tuska podczas drugiej wojny światowej zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu. Prawda o tych wydarzeniach okazała się zupełnie inna, a Jacek Kurski dorobił się etykiety specjalisty od brudnej i brutalnej kampanii wyborczej. Początkowo wyrzucony z PiS, powrócił do partii po wygranych wyborach. Czyżby w ten sposób doceniono jego zasługi?

L*odówka, czyli jak wykończyć liberałów*

Izolowana cieplnie szafka służąca do przechowywania łatwo psujących się produktów żywnościowych, ale także – za sprawą telewizyjnych reklamówek wyborczych PiS – jeden z najważniejszych symboli tegorocznej kampanii. W wersji PiS z lodówki, która stoi w każdym polskim domu nagle zaczęło znikać jedzenie. Dlaczego? Wszystko przez liberałów z PO, którzy zamierzali wprowadzić podatek liniowy. Ten – według PiS – miał ugodzić najbiedniejszych. Proporcjonalnie do znikającego z lodówki jedzenia znikało poparcie dla Platformy Obywatelskiej. Lodówka PiS-u skutecznie zamroziła PO.

Ł*aska, czyli sztuka odchodzenia z urzędu*

Łaski dostąpił skazany w tzw. aferze starachowickiej Zbigniew Sobotka, były wiceminister MSWiA z czasów rządu Leszka Millera. Z prawa łaski skorzystał prezydent Aleksander Kwaśniewski w ostatnich dniach swojego urzędowania. Morał z tego taki, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie…

M*oherowe berety, czyli odzieżowo-polityczny hit roku*

Nakrycie głowy z moheru stało się znakiem rozpoznawczym słuchaczy Radia Maryja, o których na wyścigi zabiegały PiS, LPR i Samoobrona. W tych staraniach kluczem było zdobycie sympatii dyrektora rozgłośni ojca Tadeusza Rydzyka. Najszybciej w Toruniu byli działacze PiS. Później, po nieudanej próbie zawiązania koalicji PO-PiS, partia Jarosława Kaczyńskiego uśmiechnęła się do Andrzeja Leppera i Romana Giertycha. To porozumienie lider PO Donald Tusk nazwał moherową koalicją.

Nowi w polityce, czyli wszechpolacy i nie tylko

Życie partyjne, zarówno wśród części ugrupowań prawicowych i lewicowych, upłynęło w ubiegłym rok pod hasłem wprowadzania nowej jakości tzw. „odmładzania” (nie mylić ze zdzecinnieniem). Odmłodziło się kierownictwo SLD, które zgrane twarze części starych działaczy wysłało na emeryturę. Próbę odmłodzenia, bez większych skutków, próbowały podjąć SdPl i PD. Największą furorę zrobiły natomiast zastępy młodych i wiernych Romanowi Giertychowi działaczy Młodzieży Wszechpolskiej. Oddanie i lojalność zostałydocenione – wszechpolacy dostali atrakcyjne miejsca na listach wyborczych i dziś zasiadają w sejmowych ławach.
O*pozycja, czyli kto za, kto przeciw*

Miniony rok przyniósł nową definicję pojęcia opozycja. Zaczęło się od gabinetu premiera Marka Belki. Okazało się, że w Sejmie, Belka (który sympatyzował już z PD) miał zapewniony tylko jeden głos – Jerzego Hausnera (który w PD był już oficjalnie). Tu warto zaznaczyć, że PD była poza parlamentem, ale z tego układu wynikało, że ma swojego premiera. Tymczasem SLD, który teoretycznie powinien popierać Belkę, nie wiedział, czy jest jeszcze w koalicji, czy w opozycji. W zdecydowanej opozycji była SdPl, ale rząd popierała. Na to wszystko patrzyli posłowie PO oraz PiS, którzy już wtedy tworzyli koalicję, której do dziś nie ma.

Premier z Krakowa, czyli zgasła gwiazda Jana Marii Rokity
Chyba nikt tak boleśnie nie będzie wspominał kończącego się roku jak Jan Maria Rokita. W polityce jest nieprzerwanie od roku 1989 nie licząc wcześniejszej działalności opozycyjnej. Ale jeszcze nigdy nie był tak blisko władzy jak w roku 2005. Długo i konsekwentnie przygotowywał się do roli premiera. Nie ukrywał tego, że chce być szefem rządu. Był pewniakiem. Bolesne rozczarowanie przyszło po przegranych przez PO wyborach. Takiej szansy jak w roku 2005 Rokita może już nie dostać.

R*adio Maryja, czyli koncern medialny ojca dyrektora*

Rozgłośnia radiowa, własna telewizja i kontrolowany dziennik. To wszystko znajduję się dziś w rękach kontrowersyjnego księdza i dyrektora Radia Maryja Tadeusza Rydzyka. Jednocześnie nigdy media dyrektora Rydzyka nie były tak blisko władzy. Radio Maryja postawiło w kampanii wyborczej na PiS rzucając hasło zatopienia liberałów z PO. Opłaciło się. Po wyborczym zwycięstwie do Torunia pielgrzymowali nie tylko ministrowie nowego rządu, marszałek Sejmu, ale i premier. * *

Ś*ledczy, czyli trampoliny politycznych karier*

Kończący się rok to finisz działalności dwóch sejmowych komisji śledczych: orlenowskiej i do sprawy prywatyzacji PZU. Zwłaszcza w tej pierwszej trwał nieustający polityczny show. W rolach głównych obsadzono posłów Zbigniewa Wassermanna, Konstantego Miodowicza i Romana Giertycha. Grali nieźle, a każdy z nich wypracował własny niepowtarzalny styl.

U*stawowe rozdawnictwo, czyli wspaniałomyślni posłowie*

Próby przypodobania się opinii publicznej nie są w polityce niczym nowym. Pół biedy, gdy chodzi tylko o składanie nierealnych obietnic. Gorzej – i o tym trzeba przypominać – gdy przekraczają granice odpowiedzialności. Bo niczym innym są decyzje, których realizacja nijak ma się do budżetowych możliwości. Symbolem stała się tzw. ustawa o emeryturach górniczych, wywalczona (dosłownie) pod Sejmem przez przedstawicieli tej grupy zawodowej. W roku 2005 Sejm poprzedniej kadencji przegłosował m.in. ustawę o zwiększeniu płacy minimalnej. Przy panującym w kraju bezrobociu było to nić innego, jak kolejne obciążenie dla przedsiębiorców. * *

W*ybory, czyli podwójne święto demokracji*

Biorąc pod uwagę obowiązujące w Polsce prawo wyborcze rok 2005 był wyjątkowy. Sytuacja, w której w tym samym roku wybieramy zarówno prezydenta jak i parlament zdarza się raz na 20 lat (oczywiście, jeśli nie dochodzi do przyspieszonych wyborów i wszystko odbywa się zgodnie z cztero i pięcioletnimi kadencjami parlamentu i prezydenta). Niestety Polacy niezbyt chętnie w tym podwójnym święcie demokracji wzięli udział. W wyborach do Sejmu i Senatu do urn wyborczych poszło 40,5 procent uprawnionych, a frekwencja wyborcza podczas wyborów prezydenckich wyniosła odpowiednio – 49,7 procent w I oraz 50,9 w II turze wyborów.

Y*es, yes, yes!!!, czyli trochę optymizmu na nowy rok*

Tak w grudniu na szczycie w Brukseli głośno cieszył się premier Kazimierz Marcinkiewicz. Twarde negocjacje z Brytyjczykami opłaciły się, bo choć Polska w unijnym budżecie na lata 2007-2013 dostała mniej niż wcześniej zakładano, to jednak więcej niż proponował premier Wielkiej Brytanii Tony Blair. Obyśmy obserwując w roku 2006 poczynania rządzących sami mogli nie raz zakrzyknąć yes, yes, yes!!!

Z*amach na życie Wassermanna, czyli zabójcza wanna*

Nadzwyczajny upór z jakim poseł Zbigniew Wassermann (obecnie minister-koordynator służb specjalnych) tropił ekipę budowlaną pracującą w jego willi przeszedł do historii 2005 roku. Zupełnie poważnie polityk PiS twierdził, że pracownicy firmy źle zainstalowali mu wannę po to, aby zagrażała życiu jego i rodziny. Nie zawahał się nawet użyć fatalnego i niefortunnego porównania tego „spisku” do śmierci księdza Jerzego Popiełuszki. Sprawa trwa. A Wassermann potwierdził swoje śledcze talenty...

ZOBACZ TAKŻE INNE PODSUMOWANIA MONEY.PL:

giełda
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)