Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Inflacyjny horror i reanimacja złotego

1
Podziel się:

Hiperinflacja winna jest temu, że dziś kostka masła nie kosztuje 62 grosze, a schab 3,23 zł.

Inflacyjny horror i reanimacja złotego
(PAP/Paweł Kopczyński)

Kostka masła kosztowała 62 grosze, kilogram schabu 3,23 zł, a butelka wódki 2,16 - to ceny z 1990 roku przeliczone na nowe złote. Dziś płacimy za wiele artykułów nawet dziesięć razy więcej. Winna temu jest hiperinflacja z początku lat 90.

Pieniądz tracił na wartości w zastraszającym tempie. Zakupy najlepiej było zrobić zaraz po otrzymaniu wypłaty, bo po kilku tygodniach pensja nie była już wiele warta. Jeśli ktoś miał oszczędności, to trzymał je w twardej walucie - najpopularniejsze były dolary oraz marki niemieckie.

Walka z hiperinflacją była jednym z ważniejszych wyzwań ekipy Leszka Balcerowicza. 20 lat po wprowadzeniu programu Balcerowicza wspominamy, jak złoty z nic nie wartej waluty zmienił się w wartościowy pieniądz.

[

Zachęcamy do głosowania na najlepszego ministra finansów minionego 20-lecia! ]( http://www.money.pl/plebiscyt/xx-latka/ )

Inflacja na przestrzeni ostatniego dwudziestolecia wyniosła prawie 2700 procent! Najgorszy był 1990 rok, kiedy ceny rosły z tygodnia na tydzień.

Rząd Tadeusza Mazowieckiego z wicepremierem Leszkiem Balcerowiczem z początkiem 1990 roku uwolnił ceny - państwo przestało ustalać, ile kosztuje chleb, mleko, czy buty.

Ceny większości artykułów stały się rynkowe, czyli były wypadkową podaży i popytu. A że podaż - ilość krajowych artykułów na rynku - była mała, a ceny importowanych bardzo wysokie, ceny gwałtownie rosły. Przed 90 rokiem często były niższe niż koszty produkcji. Ich urealnienie spowodowało szok.

Pod kontrolą państwa pozostały ceny gazu, węgla, energii elektrycznej, paliw czy biletów PKP i PKS. Mimo to też zostały radykalnie podniesione.

Źródło: GUS

Ustalono sztywny kurs dolara. Za amerykańską walutę płaciło się 9,5 tys zł, czyli obecne 95 groszy.

Walka z inflacją przynosiła efekty. Pięć lat po zapoczątkowaniu przemian spadła do poniżej 30 procent. Wtedy wydawało się to wartością przyzwoitą.

Z szalejącymi cenami walczono miedzy innymi kontrolując popyt. Obowiązywał wprowadzony jeszcze w latach 80. popiwek - podatek, który zakłady pracy płaciły, jeśli przyznały pracownikom pensje wyższe niż limit określony przez rząd. Podatek ten obowiązywał w państwowych przedsiębiorstwach do 1994 roku.

fot: fot: fot: [

Przypomnij sobie, jakie były banknoty przed denominacją ]( http://galerie.money.pl/polskie;banknoty;przed;denominacja,galeria,745,0.html )

Mimo że wtedy każdy był milionerem, nikt się z tego nie cieszył. Zarobione miliony szybko się wydawało płacąc w sklepach setki tysięcy złotych za drobne zakupy i miliony za większe. W połowie lat 90. najniższym nominałem było 100 złotych a najwyższym 2 mln.

Nadszedł czas na denominację - wprowadzono nowe złote. Wartość dotychczasowych zmniejszono 10 tysięcy razy, czyli obcięto cztery zera. I tak ze stu złotych zrobiono dzisiejszą groszówkę. Zamiast dwóch milionów mamy 200 złotych.

W rozmowie z Money.pl Hanna Gronkiewicz-Waltz, która od 1992 do 2000 roku kierowała Narodowym Bankiem Polskim, przyznała, że pomysł na denominację pojawił się dużo wcześniej. Jednak czekano, aż inflacja spadnie do akceptowalnego poziomu, żeby nowe złote dłużej zachowały przyzwoitą wartość. Pieniądze NBP zaczął wymieniać w 1995 roku. Starymi złotymi można było płacić jeszcze dwa lata.

Gdyby zostały stare złote, to dziś średnia pensja wynosiłaby ponad 35 mln złotych. Za bułkę płacilibyśmy 5 tysięcy.

Przez pierwsze osiem lat gospodarki rynkowej z inflacją walczył - regulując stopy procentowe - prezes NBP. Rada Polityki Pieniężnej to bowiem całkiem nowy wynalazek. 26 lutego 1998 roku na pierwszym swoim posiedzeniu ustaliła główną stopę na poziomie 24 procent. Rok później inflacja była już jednocyfrowa, co było naprawdę przełomowe dla osób, które pamiętały trzycyfrową.

Koniec z cinkciarzami

PRL-owska władza ze wszystkimi swoimi służbami nie mogła sobie poradzić z cinkciarzami. Handel walutami po cenach czarnorynkowych, czyli tak naprawdę realnych, rynkowych, kwitł w najlepsze przez ponad 40 lat, choć był karalny.

Legalnie wymieniać walutę można było tylko w banku po cenie ustalanej przez rząd. Jednak nie można było przyjść z ulicy i kupić twardej waluty. Taki przywilej przysługiwał tylko nielicznym skierowanym na delegację do kraju zza żelaznej kurtyny.

Polacy zaakceptowali zmianę waluty. Miesiąc po wprowadzeniu nowych złotych 87 proc. respondentów pytanych przez OBOP nie miało kłopotów w posługiwaniu się jednocześnie starymi i nowymi banknotami. Aż 72 procent uznało, że denominacja była potrzebna.

Natomiast osoby wracające z zagranicznych kontraktów miały obowiązek część zarobionych pieniędzy wymienić po nieopłacalnym rządowym kursie. Prawdziwy zarobek jednak pochodził ze sprzedaży cinkciarzom. Zarobioną legalnie na kontrakcie lub pracą na czarno walutę można też było spożytkować w Pewexach.

Za dolary można było w nich kupić nie tylko deficytowy papier toaletowy, ale też jeansy, kawę, żytnią, a nawet whisky. Tego wszystkiego po prostu nie było w normalnych sklepach. Za twardą walutę można też było kupić nowe samochody bez czekania kilkunastu lat w kolejce. Kto zarobił dolary lub stać go było na ich kupno na czarnym rynku, mógł się stać szczęśliwym posiadaczem na przykład wartburga.

A w latach 80. był to samochód z górnej półki. Zrywny dzięki dwusuwowemu silnikowi, przestronny, z dużym bagażnikiem, produkt NRD-owskiego przemysłu motoryzacyjnego nie tylko był praktyczny, ale określał właściciela. To była elita. Górą byli tylko posiadacze aut zachodnich. Ale tych można było nazwać arystokracją. Reszta jeździła maluchami, zaporożcami, czy trabantami. Jednak nawet te auta były dla wielu niespełnionym marzeniem.

A jak Balcerowicz zrobił to, czego nie udało się przez 45 lat milicji, SB i wszystkim innym służbom? Otóż handel walutą został zalegalizowany a oficjalny kurs wymiany był wyższy niż u cinkciarzy. Nowa władza skokowo urealniła wartość złotego - jego wartość z dnia na dzień spadła o blisko połowę względem dolara. Wspomniany kurs 9,5 tys. zł był o dwa tysiące wyższy niż czarnorynkowy. I cinkciarze zostali bez pracy.

Masowo zaczęły powstawać kantory i każdy - co wcześniej było nie do pomyślenia - mógł bez obawy, że parę lat spędzi w więzieniu, kupować i sprzedawać dolary, marki, franki. Złoty stał się waluta wymienialną.

Ustawienie kursu na takim poziomie miało zabezpieczyć rynek przed masowym wykupem dewiz. Wciąż rosnąca inflacja doprowadziła jednak do dalszego spadku wartości złotego. Od maja 1991 roku rewidowano jego wartość już nie tylko w oparciu o dolara, ale o koszyk walut.

Składał się on z dolara, który miał 45-procentowy udział, marki niemieckiej (35 procent), funta brytyjskiego (10 procent), a po pięć procent miały frank francuski i szwajcarski.

Całkiem wolny złoty

Choć można przyjąć, że gospodarkę rynkowa obchodzi dziś swoje 20 urodziny, to płynny kurs złotego wprowadzono dopiero 10 lat temu.

Złoty różnie znosił realną wycenę przez rynek. Drożał lub taniał wobec głównych światowych walut. Przez pierwsze 10 lat odbijało się to na cenach importowanych towarów, na kondycji polskich firm produkujących na eksport oraz na kosztach zagranicznych wyjazdów. Jednak w ostatnich latach przybyło zainteresowanych wartością złotego.

| Kurs złotego wobec dolara według średniego kursu NBP |
| --- |

Źródło: NBP

To osoby, które kupiły mieszkanie na kredyt denominowany w obcej walucie. Takie kredyty dostępne są od niedawna. Ich _ kariera _ zaczęła się dopiero w XXI wieku. Zresztą nawet złotowe kredyty hipoteczne przed 2000 rokiem były dla nielicznych. Ich oprocentowanie było bliskie 20 procent, czyli takie, jak dziś mają karty kredytowe i wyższe niż większość zwykłych kredytów konsumpcyjnych.

Poza tym, konkurencja rynku bankowym była niewielka, więc walka na kredyty, także walutowe, czy walka na lokaty, to _ nowe _ zjawisko, które istnieje w Polsce zaledwie niecałą dekadę.

Podobnie jak _ młode _ jest lokowanie oszczędności w bankach. Teraz oprocentowanie większości lokat jest wyższe od inflacji. Ponad 10 lat temu nie było to normą. Analogicznie, oprocentowanie kredytów na poziomie kilkudziesięciu, czy nawet kilkuset procent w skali roku odeszło w przeszłość razem z wysoką inflacją.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(1)
mar
5 lata temu
stały kurs dolara i inflacja na poziomie 500 % podobnie lokata po roku z polski wywożono 5 razy tyle dolarów ile zamieniono na PLN wcześniej i wpłacono na lokatę:) normalnie sukces:(