Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Mateusz Ratajczak
Mateusz Ratajczak
|

Fundusz Walki z Rakiem to ostatnia szansa dla chorych? Polacy zdrowie muszą sobie finansować sami

0
Podziel się:

Money.pl sprawdza, jak miałoby to działać i czy służbę zdrowia musimy uzdrowić na własną rękę.

Fundusz Walki z Rakiem to ostatnia szansa dla chorych? Polacy zdrowie muszą sobie finansować sami
(Pixabay.com/Domena publiczna)

Chorzy na raka w Polsce wciąż mają bardzo ograniczony dostęp do nowoczesnych leków i metod, które na Zachodzie są normą. Pacjenci - według wstępnych analiz lekarzy - nie mogą liczyć na co najmniej 256 leków i 1000 tak zwanych technologii nielekowych. W ciągu piętnastu lat liczba chorych ma się podwoić, a politycy i Ministerstwo Zdrowia nie myślą, jak w tak krótkim czasie znaleźć dodatkowe pieniądze i ratować życie. Pomóc może zewnętrzny Fundusz Walki z Rakiem, który zasilą sami Polacy. Money.pl sprawdza, jak miałoby to działać i czy służbę zdrowia musimy uzdrowić na własną rękę.

Postawmy sprawę jasno. W budżecie Narodowego Funduszu Zdrowia nie ma więcej pieniędzy, a potrzeby leczenia Polaków nieustannie rosną. O tym, jak ograniczony jest budżet NFZ, przekonaliśmy się już przy okazji konfliktu resortu zdrowia z lekarzami Porozumienia Zielonogórskiego pod koniec ubiegłego roku. Negocjacje każdej dodatkowej złotówki toczyły się w nerwowej atmosferze, bo towarzyszyło im widmo zamkniętych gabinetów i pacjentów bez dostępu do swoich lekarzy.

O limitach budżetowych wie doskonale środowisko lekarskie i dlatego ma swój własny pomysł - dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne i specjalny Fundusz Walki z Rakiem. Jeżeli chcemy być leczeni najnowszymi lekami, to... musimy zapewnić to sobie sami. Taki wniosek płynie z analizy najnowszego pomysłu pozabudżetowego wsparcia szpitali i lekarzy. O co dokładnie chodzi?

"Fundusz Walki z Rakiem" to wciąż powstający projekt doktora Krzysztofa Łandy i stowarzyszenia Watch Health Care. Pomysł jest prosty. Każdy chętny mógłby za niewielką kwotę wykupić tak zwane zdrowotne ubezpieczenie komplementarne, którego w Polsce jeszcze nie mamy. Z pieniędzy finansowane byłoby leczenie za pomocą najnowszych technologii i leków, których w gwarantowanym przez NFZ koszyku po prostu nie ma. Dlaczego? Oczywiście chodzi o finanse. Narodowy Fundusz Zdrowia od dawna przyjął regułę, że leczy jak najwięcej chorób, ale - niestety dla pacjentów - ogranicza metody tego leczenia tylko do tych, na które stać państwo. Dlatego pacjenci nie mają dostępu do niektórych terapii.

To mogłyby zmienić właśnie dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne. Takie polisy wciąż mają u nas charakter suplementarny, czyli wykupujemy pakiet u prywatnego ubezpieczyciela, a jednocześnie opłacamy składki zdrowotne z pensji. Dzięki zewnętrznemu ubezpieczeniu mamy co prawda szybszy dostęp do niektórych świadczeń, ale oferta leczenia pokrywa się z publicznym pakietem, czyli tak zwanym podstawowym. Może jest szybciej i wygodniej dla pacjenta, ale w gruncie rzeczy tak samo. Z kolei ubezpieczenia komplementarne miałyby obejmować właśnie wszystkie te świadczenia, których nie oferuje gwarantowany pakiet. A tych, według wyliczeń Watch Health Care, jest naprawdę dużo. - Już w 2012 roku poza koszykiem gwarantowanym było 256 leków i ponad 1000 technologii nielekowych - tłumaczy money.pl dr Krzysztof Łandy.

Projekt ma dwa filary. Pierwszy to zachęcenie firm ubezpieczeniowych i ustawodawcy to otwarcia drogi dla nowego rodzaju ubezpieczeń w Polsce. Drugi - wsparcie onkologii. Podobne pomysły dodatkowego finansowania służby zdrowia pojawiały się również w innych krajach. W Wielkiej Brytanii działa program wspierający walkę z nowotworami, jednak z istotną różnicą. Onkologia jest tam wspomagana ze środków budżetowych, a pieniądze idą wyłącznie na środki farmakologiczne. W Polsce miałoby być zupełnie inaczej. Pieniądze spoza budżetu wędrują na wsparcie całej gałęzi medycyny.

Ile w takim razie kosztowałoby takie ubezpieczenie? - Zakładamy, że cena takiej polisy wahałaby się od 50 do maksymalnie 80 złotych w zależności od wieku ubezpieczającego się - tłumaczy w rozmowie z money.pl dr Krzysztof Łandy. Wstępny projekt zakłada, że 18-latkowie płaciliby 54 złote. Najwięcej musieliby dać 55-latkowie, którzy znajdują się w grupie ryzyka. Pakiet kosztowałby ich 73 złote.

Co w zamian otrzymywałby ubezpieczony? Miałby zapewnione ponad 88 terapii, w tym między innymi przeciwko malarii, schizofrenii, różnym odmianom raka, żółtaczce czy chorobom serca. Do tego pakiet szczepionek.

Efekt? Przy założeniu, że po taki pakiet sięgnęłoby przynajmniej siedem milionów Polaków, w ciągu pięciu lat na koncie funduszu pojawiłaby się przynajmniej 17-miliardowa nadwyżka wolnych pieniędzy. - Ubezpieczający się nie chorują przecież natychmiast. Choroba dotknęłaby część wiele lat później. Stąd wolne środki, które warto przeznaczyć na walkę z rakiem i wsparcie Funduszu. To pewien wkład ubezpieczonych dla dobra społeczeństwa. Mieliby nie tylko pewność leczenia, ale również wspomagaliby rozwój nowych technologii leczniczych w Polsce - tłumaczy dr Łandy.

Część pieniędzy szłaby nie tylko na leki dla ubezpieczonych, ale również na rozwój krajowej diagnostyki czy nowoczesne techniki lecznicze. - Od decyzji politycznej zależy, czy pieniądze z dodatkowego ubezpieczenia wędrowałyby również na finansowanie podstawowego pakietu zabiegów dla ubezpieczonych - mówi dr Łandy i nie wyklucza, że tak mogłoby się stać. - Niebawem przedstawimy plusy i minusy takiego rozwiązania - zapewnia.

Kto miałby zarządzać tymi pieniędzmi? - Nie zakładamy, żeby te pieniądze miały trafić do Narodowego Funduszu Zdrowia. Dlaczego? To proste. Mam obawę, że składki byłyby natychmiast zmarnotrawione - tłumaczy pomysłodawca. - Przez pewien czas ubezpieczenia powinna oferować tylko i wyłącznie jedna z instytucji państwa. Przez okres trzech lub pięciu lat państwo miałoby w tym zakresie monopol - mówi ekspert. Później taka instytucja miałaby przekształcić się w spółkę, a na końcu zostać sprywatyzowana. Jak przekonuje dr Łandy, dałoby to państwu podwójną korzyść. Po pierwsze - lepszą służbę zdrowia, po drugie - pieniądze ze sprzedaży spółki. W tym czasie na rynek z dodatkowymi ubezpieczeniami mieliby wejść również prywatni ubezpieczyciele. Ci konkurowaliby nie tylko ofertą, ale również ceną pakietów.

Co najważniejsze ubezpieczenia komplementarne to nie tylko ewentualna walka z rakiem. - Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby powstał jeden pakiet dla innych chorób. Najważniejsze, żeby ten rynek w ogóle w Polsce uruchomić - mówi dr Łandy.

Efekt prac zespołu dr. Łandy zostanie zaprezentowany w połowie września. Co z pomysłem zrobi Ministerstwo Zdrowia? Do naszych pytań resort się nie odniósł, jednak rewolucji przed wyborami nie można się spodziewać. - Od dawna przedstawiamy naszą koncepcję politykom i urzędnikom. Wszyscy są zainteresowani, co nas oczywiście cieszy. Teraz przydałoby się to zainteresowanie przekuć na konkretne działania i ustawy - mówi dr Łandy.

Inna możliwość?

Wśród często spotykanych pomysłów, jak wyraźnie zwiększyć środki na leczenie, jest podniesienie składki zdrowotnej. W końcu to właśnie z niej pochodzą pieniądze na budżet Narodowego Funduszu Zdrowia.

Dziś od każdej umowy o pracę do budżetu wędruje 9 procent jej wartości (przy liczeniu należy odjąć wartość opłaconych składek na ubezpieczenia społeczne). Przy płacy brutto w wysokości 1900 złotych jest to 147 złotych, z kolei przy płacy 2900 złotych jest to już 225 złotych.

Gdyby wartość składki zdrowotnej podnieść tylko o jeden punkt procentowy - do 10 procent - płacilibyśmy 15 złotych więcej przy umowie na 1900 brutto. Z kolei przy umowie na 2900 złotych brutto z portfeli zniknęłoby przynajmniej 25 złotych. Dla zarabiających najwięcej nie są to ogromne stawki, ale dla budżetu byłoby to już prawie 5 miliardów złotych więcej. Nie wszyscy jednak wierzą w zbawczą siłę podnoszenia składek. - Wydaje nam się, że dla obywateli to są małe kwoty, jednak obawiam się, że najuboższa część osób mogłaby po prostu przejść do szarej strefy. Podwyżka skutkowałaby odwrotnym efektem od zamiarów - tłumaczy dr Łandy.

Inny pomysł na dofinansowanie służby zdrowia? Mogłoby nim być na przykład współfinansowanie przez pacjentów niektórych świadczeń. Eksperci nie mają jednak wątpliwości, że drobne opłaty za wizytę u lekarza czy hospitalizację to droga donikąd. Po pierwsze - pozyskane w ten sposób pieniądze są tylko kroplą w morzu potrzeb, po drugie - taka reforma jest niesłychanie trudna do przeprowadzenia. Fundacja Watch Health Care przypomina opór społeczny, który pojawił się w Czechach, kiedy taka propozycja była wprowadzana.

I znów wracamy do ewentualnych dodatkowych ubezpieczeń komplementarnych. Według niektórych badań, przywołanych przez fundację Watch Health Care, już 72 procent Polaków jest gotowa zapłacić, by mieć zagwarantowaną terapię, której NFZ nie oferuje.

giełda
gospodarka
raport
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)