Klimatyzacja, radio z CD, podgrzewane lusterka i regulowana kierownica. A silnik koniecznie z turbodoładowaniem. Takimi super autami będą jeździć funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
CBA to oczko w głowie obecnego rządu. Decyzję o utworzeniu tej kolejnej służby specjalnej parlament podjął w maju i niemal od razu zgłosiły się setki chętnych do pracy. Nic dziwnego. Zadania CBA są szczytne. Agenci mają walczyć z korupcją i to najwyższych szczeblach władzy.
Co ważne, choć CBA jeszcze nie pochwaliło się niczym, to przyszłe warunki pracy agentów są godne pozazdroszczenia. Wysokie pensje, nowoczesne komputery, laptopy, komórki to podstawa. A do tego superlimuzyny, które pochłoną dobrych kilka milionów złotych ze 120 mln przeznaczonych na funkcjonowanie biura w przyszłym roku. Z ogłoszonego przetargu na ich zakup wynika bowiem, że agenci nie mogą jeździć byle czym, pisze "Metro".
CBA dostanie więc 52 auta, które koniecznie muszą być wyprodukowane w tym roku. Limuzyny będą też wyposażone w duże silniki z turbodoładowaniem, klimatyzację, elektryczne podgrzewane lusterka, centralne zamki, regulowaną kolumnę kierownicy, a nawet fabryczne radia z odtwarzaczem CD.
Tomasz Frątczak, dyrektor gabinetu szefa CBA, mówi, że kupno nowych aut jest konieczne, bo obecnie CBA ma 16 wysłużonych, ok. 10 letnich samochodów, które przejęło od Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Biura Ochrony Rządu. Zapewnia przy tym, że nowe limuzyny będą przeznaczone dla funkcjonariuszy, a nie dla szefów.