Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Mateusz Ratajczak
Mateusz Ratajczak
|

PKO BP przegrał z mieszkańcami podwarszawskiego osiedla. "Skrajnie oszukani" nie muszą płacić 12 mln zł za dewelopera

50
Podziel się:

Osiedle stanęło za ich pieniądze, kredyt dewelopera był na zupełnie inną inwestycję, a oni mieli pisemną obietnicę banku, że mieszkania są bezpieczne i wolne od obciążeń. Bank zmienił zdanie i wystawił grupie mieszkańców wezwanie do zapłaty... na 12 mln zł. Sąd uznał, że bank nie ma racji.

PKO BP przegrał z mieszkańcami podwarszawskiego osiedla. "Skrajnie oszukani" nie muszą płacić 12 mln zł za dewelopera

Osiedle stanęło za ich pieniądze, kredyt dewelopera był na zupełnie inną inwestycję, a oni mieli pisemną obietnicę banku, że mieszkania są bezpieczne i wolne od obciążeń. Bank ostatecznie zmienił zdanie i wystawił grupie mieszkańców wezwanie do zapłaty 12 milionów złotych. Sąd Okręgowy w Warszawie właśnie uznał, że nie ma racji.

O co poszło? O kredyt, który bank udzielił deweloperowi. Gdy deweloper splajtował, bank ustawił się w kolejce po pieniądze od mieszkańców osiedla. Nie chcieli płacić, bo budujący osiedle nie pożyczał pieniędzy na ich inwestycję, a na dodatek oni już raz zapłacili za swoje mieszkania. PKO BP składał propozycje mniejszych spłat, ale nie zgodzili się. Po stronie mieszkańców stanęła miejska rzecznik konsumentów Małgorzata Rothert i pomogła założyć w sądzie sprawę. W piątek zapadła pierwsza decyzja.

Sąd do ogłoszenia wyroku potrzebował aż ośmiu rozpraw. Poprzednie siedem skończyło się przesunięciem ogłoszenia decyzji, sądowa batalia trwała rok. Do piątku, kiedy sąd w Warszawie zdecydował, że hipoteka na mieszkania "Skrajnie oszukanych" (bo tak nazwali się poszkodowani mieszkańcy) jest nieważna.

- Sąd długo rozstrzygał jak powinna wyglądać umowa o ustanowienie hipoteki w oparciu o obowiązujące wtedy przepisy. Zdaniem sądu umowa łamała te zapisy, bo przede wszystkim nie uwzględniała podziału hipoteki. Na tej zasadzie sąd uznał ją po prostu za nieistniejącą. Jeżeli wyrok się utrzyma, to hipoteka zniknie z lokali i w końcu wieloletni bój będzie zakończony - tłumaczy Tomasz Pogoda z kancelari MyLo, która reprezentowała mieszkańców.

Wyrok jest nieprawomocny, obie strony już czekają na pisemne uzasadnienie. Jak wynika z naszych informacji - PKO BP rozważa apelację.

Jak to wszystko się zaczęło?

Sprawę mieszkańców osiedla opisywaliśmy już prawie rok temu. W 2006 roku tuż pod Warszawą deweloper MAC Plast Korczak & Korczak rozpoczął inwestycję i sprzedaż mieszkań. Firma miała dobre opinie - klientów urzekły złote serduszka Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, które wisiały na ścianie siedziby firmy.

- Pierwsze osoby kupiły mieszkania na przełomie lat 2006-2007, bo chciały zdążyć przed zmianą przepisów dotyczącą ulg. Gdy podpisaliśmy umowy, to nawet nie była dziura w ziemi, tylko łąka. Tak wtedy wyglądały wszystkie transakcje, ale czuliśmy się bezpiecznie, bo osiedle miało być wybudowane w całości z naszych wpłat. Deweloper nie zaciągał na nie kredytu - tłumaczyła nam Monika Stanny, mieszkanka osiedla i pomysłodawczyni grupy "Skrajnie oszukani".

MAC Plast - chociaż jeszcze nie ukończył jednej inwestycji - wziął kredyt na kolejne, przyległe osiedle. I wtedy zaczęły się kłopoty finansowe i niewypłacalność. Inwestycja w Ząbkach w zasadzie stanęła w miejscu: niewykończone budynki, brak barierek na balkonach, piach zamiast drogi. A w mieszkaniach żadnego ogrzewania, zimna woda.

Tak jak i mieszkańcy, deweloper próbował wyjść z kryzysu. Doszedł do porozumienia z bankiem PKO BP, któremu powinien oddać 18 milionów złotych i zrestrukturyzował kredyt. Bank nie uwierzył tylko na słowo i zażądał kolejnego zabezpieczenia - padło właśnie na osiedle "Oszukanych", chociaż kredyt z ich budynkami nie miał nic wspólnego.

Mimo to, w umowie deweloper i bank zgodzili się, że wszyscy, którzy już zapłacili za mieszkania, będą bezpieczni i dostaną oświadczenia, że ich lokale nie są obciążone żadną hipoteką. Ani bank, ani deweloper mieszkańcom dwóch bloków przy ul. Skrajnej nie wspomniał, że oto właśnie ich mieszkania stały się zabezpieczeniem.

Część mieszkańców oświadczenia dostała, ale kiedy tylko sytuacja dewelopera się znacznie pogorszyła (długi przekroczyły 50 milionów złotych), PKO przestał wydawać dokumenty. W listach do mieszkańców bank wyjaśniał, że o szczegółach umowy z deweloperem mówić nie może, bo to tajemnica. Bank w niektórych swoich listach tłumaczył, że dokumentów nie wyda, bo klienci nie zapłacili za mieszkania w jego banku. Problem jednak w tym, że w momencie, gdy podpisywali umowy z deweloperem - PKO nie był jeszcze z nim w żaden sposób związany, a sam deweloper domagał się wpłat w innym banku.

- Dopiero, gdy wspólnymi siłami doprowadziliśmy do upadłości dewelopera, bank do nas przyszedł. I co powiedział? Teraz, kiedy deweloper upadł, musicie państwo pokryć jego długi. Przygotowaliśmy ofertę i to będzie mniej więcej 2000 złotych od każdego zakupionego metra kwadratowego - tłumaczyła Monika Stanny.

Mieszkańcy nie przyjęli propozycji, nie poddali się i zorganizowali. Stworzyli grupę "Skrajnie oszukani" i zaczęli pisać listy. Do KNF-u, do marszałek Ewy Kopacz, do NIK, do prokuratury, do posłów. - Wszyscy nas zbywali - mówią nam. Po ich stronie stanęła Małgorzata Rothert, miejski rzecznik konsumentów i poseł z Ząbek - Jacek Sasin z Prawa i Sprawiedliwości. Mediacje rzecznika na niewiele się zdały - bank składał propozycje mniejszych kwot, ale mieszkańcy nie mieli zamiaru spłacać długów dewelopera.

Co skrajnie oszukani zarzucali PKO BP?

- Przede wszystkim bank każe nam płacić dwa razy za to samo mieszkanie, a deweloper upadł nie z naszej winy. Po drugie PKO nigdy nie powinno zabezpieczać innych wierzytelności za oddzielną inwestycję na naszej nieruchomości. A po trzecie bank w ogóle nie monitorował sytuacji finansowej dewelopera, kiedy udzielał mu milionowej pożyczki. Łatwo było sprawdzić, że ma problemy i na pewno żadnego długu nie odda - tłumaczyli nam przedstawiciele poszkodowanych.

PKO Bank Polski z kolei odpowiadał, że nie jest prawdą, że bank domaga się spłaty zadłużenia nielegalnie. PKO podkreśla, że w całej sprawie też jest ofiarą, a wszystkie podejmowane przez bank działania są zgodne z prawem. "W czasie budowy osiedla właścicielem nieruchomości pozostawał deweloper, który posiadał pełne prawo do dysponowania nieruchomością, w tym obciążenia jej hipoteką" - wyjaśniał nam bank w oświadczeniu. Trzeba przyznać, że PKO BP nie było nieugięte w swoich żądaniach - z początkowych 2 tys. zł za metr bank zeszedł do kilkuset złotych - w ostatnim czasie było to 200 zł. Dla mieszkania 40-metrowego dopłata wyniosłaby więc 8 tys. zł.. "Skrajnie oszukani" i tej oferty nie przyjęli - licząc, że nie powinni płacić ani złotówki.

Warszawski sąd zdecydował jednak, że rację mają "Skrajnie Oszukani" i na tę chwilę nie można od nich żądać jakichkolwiek pieniędzy.

wiadomości
gospodarka
prawo
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(50)
Kama
rok temu
PKO BP to najbardziej krwiożercza instytucja bankowa w Polsce w bialch rękawiczkach niszczą ludzi przekazując dane firmom windykacyjnym mają po swojej stronie wszystkie instytucje państwowe potrafią zniszczyć życie niejednej rodziny
pragmatyk
8 lat temu
i tak PKO BP ma jedną z lepszych ofert kredytowych na rynku, więc to żaden wyznacznik... a tu deweloper święty nie był.
loodka
8 lat temu
a deweloper był w porządku? chyba niekoniecznie...
osa
8 lat temu
PKO BP to nie Polski bank,ale Amerykański,tak dla wiedzy.
GOSTEK766
8 lat temu
Aby sprawiedliwości stało się zadość to za tę próbę wyłudzenia pieniędzy od mieszkańców bank powinien automatycznie dostać nakaz do zapłaty tejże sumy na rzecz mieszkańców . Ilu cwaniaków by to odstraszyło taki wyrok dziłałby odstraszająco
...
Następna strona