Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Pięć lat po ataku

0
Podziel się:

Pięć lat po zamachach z 11 września wiemy już, że były one jak II wojna światowa i upadek komunizmu: wywróciły świat do góry nogami.

Pięć lat po ataku

Pięć lat po zamachach z 11 września wiemy już, że były one jak II wojna światowa i upadek komunizmu: wywróciły świat do góry nogami. Ale nie wiemy, dokąd nas te zmiany zaprowadzą.

Nowy porządek świata dopiero się wykuwa. Amerykanie nie radzą sobie w Azji, Rosja się umacnia, Chiny wyrastają na supermocarstwo. Ceny ropy rekordowo wzrosły. Swobody obywatelskie ustępują względom bezpieczeństwa. Ideologia praw człowieka przeżywa kryzys. Nie wiadomo, co stanie się z głównymi bohaterami 11 września – islamistami. Przegrają? A może przeciwnie – zbudują globalny kalifat? Dokąd zmierza świat?

Fronty wojny z terroryzmem

I

zraela wojującego z palestyńskim Hamasem i libańskim Hezbollahem, a od kilku miesięcy także Somalia, w której dominującą siłą stała się miejscowa mutacja talibów, kontrolująca stolicę kraju – Mogadiszu.

Brana pod uwagę jest możliwość ataku USA, a może i Izraela na szyicki Iran.
Od sierpnia 2005 r. rządzi tam prezydent Mahmud Ahmadineżad, populista i
radykał. Iran rozwija własny program nuklearny, którego celem – jak
podejrzewa Zachód – może być skonstruowanie bomby atomowej. W rękach Ahmadineżada taka broń może być niebezpieczna. Zresztą Iran ma czego się obawiać. Wszak od wschodu graniczy z Afganistanem, od zachodu z Irakiem. W obu tych krajach, w ramach „wojny z terroryzmem” stacjonują wojska USA.

USA: powrót do izolacjonizmu?

Przez pięć lat Amerykanie nie odnieśli ani jednego zdecydowanego zwycięstwa w wojnie z terroryzmem. Czasem można przeczytać, że „ugrzęźli” w Azji Środkowej i na Bliskim Wschodzie. I jest to chyba trafne określenie. Wygląda na to, że zarówno Irak, jak i Afganistan pogrążają się w chaosie walk etnicznych, religijnego fanatyzmu i zwykłego bandytyzmu. A Stany Zjednoczone nie potrafią sobie z tym problemem poradzić. Kto wie, może amerykańskie wojska wycofają się z islamskiej Azji. Tak jak wycofały się z Libanu w 1984 r. i z Somalii w 1995 r. (choć skala ówczesnych

operacji USA była nieporównywalnie mniejsza).

Warto pamiętać, że wśród opozycyjnych wobec administracji George’a W. Busha Demokratów coraz większe wpływy ma antywojenna lewica, która na początku sierpnia odniosła spektakularny sukces. W prawyborach Partii Demokratycznej w stanie Connecticut, jej kandydat Ned Lamont pokonał jednego z najbardziej znanych demokratycznych polityków, senatora Joe’a Liebermana (kandydata na wiceprezydenta USA w 2000 r.). „Trzęsienie ziemi w amerykańskiej polityce. Czołowy polityk Partii Demokratycznej został ukarany przez własnych wyborców za to, że popiera wojnę w Iraku” – napisała „Gazeta Wyborcza”.

Zwycięstwo Lamonta jest tym bardziej znamienne, że jesienią w USA odbędą się wybory parlamentarne. „Gdyby Demokraci przejęli władzę w Senacie lub Izbie Reprezentantów (to drugie jest bardziej prawdopodobne), to oznaczać to będzie poważne zmiany w amerykańskiej polityce zagranicznej. To Demokraci są dziś siłą izolacjonistyczną w USA i będą domagać mniejszego zaangażowania się Ameryki na świecie. Dla ludzi, którzy wierzą w sens wojny z terroryzmem, nadejdą może nie ciężkie, ale z pewnością trudne czasy” - komentuje Bartosz Węglarczyk, wieloletni korespondent "Gazety Wyborczej" w Waszyngtonie .

Z drugiej strony Amerykanie zwiększyli w ostatnich dniach wydatki na operacje w Iraku i Afganistanie w 2007 r. o 13 mld dolarów (co daje 63 mld dolarów, wobec początkowo planowanych 50 mld).

Jak pokonać islamistów

organizacjami. Wolą montować doraźne „koalicje chętnych” do prowadzenia operacji wojskowych. W ten sposób słabnie rola

Nie oznacza to końca świata dyplomacji czy zmierzchu organizacji międzynarodowych jako takich. Mocarstwa wciąż potrafią ze sobą współpracować. Tak jest choćby w wypadku prób rozwiązania kryzysów wywołanych przez programy nuklearne Korei Północnej i Iranu.

Ataki z 11 września radykalnie zmieniły nasze wyobrażenie o wojnie. Oto przeciwko dużemu państwu wystąpiło nie inne państwo, czy grupa państw, a luźna siatka terrorystów, których głównym spoiwem jest religijny fanatyzm. Walka z nimi nie polega na ataku na konkretne terytorium, bo dla terrorystów granice nie istnieją.

Z punktu widzenia Zachodu, wojna z terroryzmem to przede wszystkim wielka operacja wywiadowcza. Ale nie wystarczy sam pościg za islamskimi radykałami. Problemem jest ich ideologia, która sprzyja ciągłemu odradzaniu się siatek terrorystycznych. To nowa mutacja globalizmu, którego celem jest światowy kalifat islamski.
Jak osłabić tę ideologię? Zwalczać ją inną? Uznać, że jej źródłem jest bieda – i zwalczać biedę? A może panaceum na frustrację Bliskiego Wschodu jest eksport demokracji? A jeśli w demokratycznych wyborach wygrywają islamiści – tak jak niedawno w Palestynie i po części też w Egipcie? Oto pytania, przed którym stoi dzisiaj Zachód.

Rosja marzy o imperium

Wojnie z terroryzmem towarzyszy niespotykany wzrost cen ropy. Jeszcze w
2001 r. kosztowała ok. 30 dolarów za baryłkę. Dziś ponad 65 dolarów. I choć w ostatnich tygodniach ceny ropy spadają, kwota 100 dolarów za baryłkę przestała brzmieć jak rojenie czarnowidza – jest wciąż całkiem realną prognozą.

Jednym z głównych beneficjentów jest Rosja. „W ciągu ostatnich sześciu lat wzrost cen ropy naftowej przyczynił się do wzrostu PKB Rosji o 15 proc.” - zauważa Bartosz Musiałowicz w kwartalniku „Bezpieczeństwo Narodowe”. Drugim ważnym filarem rosyjskiej gospodarki jest eksport gazu. W sytuacji rosnącego zapotrzebowania na energię, Moskwa otwarcie prowadzi politykę odbudowy swoich wpływów poprzez różnego rodzaju „szantaże energetyczne”, nie zaś zapomocą siły wojskowej, jak to było w czasach ZSRR. Jednak pozycja Rosji jest zagrożona. "Na skutek braku koniecznych inwestycji w sektorze energetycznym, Rosja stanęła w obliczu niebezpieczeństwa zahamowania wzrostu produkcji i eksportu surowców energetycznych” - zaznacza Musiałowicz.

Dlatego Rosja próbuje odbudować swoją imperialną potęgę. Obszernie opowiadała o tym Liah Greenfeld, badaczka nacjonalizmów, pracownik naukowy Uniwersytetu Bostońskiego. Tłumaczyła: „W krótkiej perspektywie, 10-20 lat, Rosja umocni się jako druga militarna potęga świata i będzie usiłowała kontestować politykę amerykańską w każdy możliwy sposób” - pisała w tygodniku „Europa” dodawanym do "Dziennika" .

Już teraz – jak wskazuje indyjski dyplomata i publicysta M K Bhadrakumar, znany z interesujących analiz dla portalu „The Asia Times” – widać symptomy powrotu zimnej wojny między USA i Rosją. Przykłady? Waszyngton nakłada sankcje na rosyjską agendę kontrolującą eksport broni i likwiduje ulgi dla towarów z Rosji.

Czeka nas najazd Chińczyków?

Na wielkie światowe mocarstwo wyrastają dynamicznie rozwijające się Chiny. To zresztą leitmotiv światowej publicystyki politycznej: Chiny w ciągu

pół wieku mają szansę stać się supermocarstwem. Co więcej, ze względu na sytuację demograficzną tego kraju - ogromna przewaga liczby młodych mężczyzn nad liczbą kobiet - może to być potęga ekspansywna także militarnie. „W dłuższej perspektywie Rosja zupełnie straci na znaczeniu. Dziś ma 150 milionów mieszkańców, a liczba ta stale spada” zauważa Liah Greenfeld, politolog z Uniwersytetu w Bostonie. "Co zaś zrobią owe miliony młodych chińskich mężczyzn pozbawionych szansy na znalezienie partnerki? Prawdopodobnie ruszą na zachód – przez Rosję. Rezultatem może być nowa inwazja, przy której zbledną te dokonane przez Hunów i Mongołów w poprzednich tysiącleciach” przestrzega Greenfeld.

| W SKRÓCIE SYTUACJA NA ŚWIECIE WYGLĄDA WIĘC TAK: |
| --- |
| - Amerykanie ugrzęźli na Bliskim Wschodzie i w Azji Środkowej, prowadząc dość beznadziejną wojnę z islamistami. Myślą o wycofaniu się stamtąd. - Stojące z boku Rosja i Chiny wykorzystują tę sytuację, by budować własną potęgę. Rosja coraz częściej „ścina się” z USA. - W dalszej perspektywie światowym supermocarstwem mogą stać się Chiny. |

Wygląda na to, że centrum światowej polityki nieodwołalnie przesuwa się ku Azji. Zwłaszcza, że w czas dynamicznego rozwoju weszły też Indie – największa demokracja świata.

Cudowna broń: korupcja

Ale gdzie podziali się islamiści? Greenfeld wieszczy ich upadek: „Kraje islamskie są niczym więcej niż peryferiami Zachodu i wraz z Zachodem zejdą ze sceny. Pod koniec XXI wieku nie będą stanowić globalnego problemu. Arabskie peryferia będą toczyć peryferyjne wojny z peryferyjnym Zachodem, a Chiny i Indie będą się temu przyglądać. I czasami interweniować w roli negocjatorów i rozjemców. Islamski fundamentalizm będzie zaledwie przypisem w książkach historycznych

zajmujących się początkiem XXI wieku”.

Upadek islamizmu przewiduje także austriacka dyplomatka i publicystka Karin Kneissl związana z Akademią Dyplomatyczną w Wiedniu. Jej zdaniem muzułmanów pokona korupcja. „Oni również będą któregoś dnia skorumpowani. I mogą wówczas stracić władzę” – mówiła mi w rozmowie o Hamasie. – „Rewolucja Islamska w Iranie była wymierzona przeciw autokratycznemu szachowi, ale i ona zaczęła pożerać własne dzieci. Obecny reżim islamski w Iranie jest wyjątkowo skorumpowany. Wszystkie rewolucje w końcu degenerują się”.

Kto będzie islamskim Leninem?

Może jednak warto przyjąć także odwrotny scenariusz: dalszego wzrostu
potęgi islamizmu. Skłania do tego ciekawa historyczna analogia.

Oto islamizm jest na podobnym etapie rozwoju, na jakim była skrajna lewica (komuniści i anarchiści) na przełomie 19. i 20. wieku. Zwróćmy uwagę: miała ona już wówczas swoją ideologię. Dla komunistów były nią przede wszystkim pisma Karola Marksa i Fryderyka Engelsa, dla anarchistów – Michała Bakunina i Piotra Kropotkina. Działała w skali światowej (dwie pierwsze międzynarodówki), miała swoje epizody militarne (Wiosna Ludów, Komuna Paryska), a jej najbardziej

radykalni zwolennicy dokonywali spektakularnych zamachów terrorystycznych.

Co ciekawe, zamachy z 11 września zostały dokonane niemal równo w setną rocznicę zabójstwa prezydenta USA Williama McKinleya. Zabił go polski anarchista Leon Czołgosz. Postrzelił prezydenta 6 września 1901 r.
McKinley zmarł w wyniku odniesionych ran kilka dni później - 14 września.

Inny spektakularny lewacki zamach to zabójstwo cara Aleksandra II w 1881 r.
Także i jego zabił Polak, Ignacy Hryniewiecki, działacz Narodnej Woli. Ale skrajna lewica rozwinęła skrzydła dopiero w następnym pokoleniu. Trzeba było determinacji Włodzimierza Lenina i grupy jego współpracowników z Partii Bolszewickiej, by w 1917 r. przejąć władzę w Rosji, a w ciągu kolejnych 30 lat zawojować pół świata. Krajem komunistycznym wciąż nominalnie są Chiny.

Z islamistami jest niemal identycznie: mają swoją ideologię (za klasyków
uchodzi dwóch Egipcjan: Hassan al-Banna, który w latach 20. założył Bractwo Muzułmańskie oraz zmarły w 1966 r. Said Qutb, guru islamskich fundamentalistów), działają w skali światowej, mają swoje tradycje bojowe
(Afganistan), dokonują spektakularnych zamachów terrorystycznych.

Wciąż jednak nie przejęli władzy nad żadnym ważnym państwem. Za takie

nie mogą uchodzić ani Afganistan, ani Somalia. Nie zbudowali nawet zrębów kalifatu. Można rzec, że islamizm wciąż czeka na swojego Lenina i bolszewików. A może islamskim Leninem chce być Mahmud Ahmadeniżad w Iranie?

A może islamistom uda się w końcu przejąć władzę w Pakistanie, który ma broń atomową, lub w Arabii Saudyjskiej, która ma ropę? Jeśli tak, to może to być odpowiednik przejęcia władzy przez bolszewików w Rosji.

Islamskim Leninem zapewne nie będzie Osama bin Laden. To chyba raczej terrorystyczny watażka, partyzant w typie Che Guevary, niż potencjalny lider dużego państwa.

Kryzys praw człowieka i demokracji

Świat po 11 września wciąż jest w fazie chaotycznych przetasowań w układzie sił. Zmienia się nasze myślenie o polityce. Za sprawą islamizmu, Chin,a ostatnio i Rosji zaczynamy na powrót doceniać wpływ lokalnych tradycji kulturalnych na ustroje i polityczne ambicje poszczególnych państw i ruchów.

Kłopoty Amerykanów z Irakiem i Afganistanem oraz zwycięstwo Hamasu w

Palestynie pokazują, że demokracji w stylu zachodnim nie da się wprowadzić wszędzie. Nie da się jej po prostu zadekretować, jak to sobie wymarzyli amerykańscy neokonserwatyści w odniesieniu do Bliskiego Wschodu.

A jeśli już wprowadzamy demokrację – to wyświadczamy przysługę islamistom (casus Hamasu). Z kolei przykład Chin pokazuje, że brak demokracji nie oznacza słabości państwa.

Dotychczasową zachodnią ideologię praw człowieka, zakładającą jedność i równość wszystkich ludzi może zastąpić pogląd o nadrzędnej roli wielości kultur. Z tego punktu widzenia, ludzie nie są tacy sami i równi. Kluczowe staje się to, z jakich tradycji się wywodzą. To zaś oznacza, że nie da się wprowadzić jednego ustroju politycznego na całym świecie. Geopolityka nabiera wymiaru kulturowo-religijnego.

Czyżby kryzys demokracji? Być może tak. Bo kryzys wolności i swobód
obywatelskich na Zachodzie już mamy. Są ograniczane w ramach wojny z
terroryzmem. Ustępują względom bezpieczeństwa. Skrajnym przejawem tego trendu jest ciche przyzwolenie na torturowanie aresztowanych islamistów oraz ich bezterminowe przetrzymywanie w miejscach takich jak baza Guantanamo na Kubie czy słynne „tajne więzienia CIA”.

Europa w kropce

We wszystkich prognozach blado wypada Unia Europejska. Pogrążająca się w kryzysie własnej tożsamości Europa najwyraźniej musi znaleźć pomysł na swoją rolę w zmieniającym się porządku światowym.

Na razie sama ma problem z islamem. Liczbę muzułmanów w Europie (wraz z europejską częścią Rosji) szacuje się już na ok. 40 mln ludzi. Wśród nich

są także i fanatycy, o czym boleśnie przekonali się m.in. mieszkańcy Londynu i Madrytu, podczas krwawych zamachów na te miasta w 2004 i 2005 r.

Członkiem UE chce zostać islamska Turcja. Unia znacząco wspiera też finansowo Palestynę. Ma jednak problem: jak podtrzymać wsparcie, nie umacniając zarazem Hamasu. Europa szuka zarazem balansu pomiędzy USA i Rosją. Z Amerykanami łączy ją sojusz wojskowy i związki polityczne. Od Rosji uzależniają ją dostawy surowców. Prawdziwa łamigłówka. Ciekawe czy polscy stratedzy polityczni biorą pod uwagę możliwość wchłonięcia naszego kraju przez islamski kalifat, tudzież zbrojnego najazdu młodych Chińczyków.

Autor jest zastępcą reaktora naczelnego miesięcznika „Panorama Dolnośląska” i współautorem bloga „Piąta Władza”

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)