Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Rząd swoje, prąd swoje

0
Podziel się:

Szefowie części spółek energetycznych na przekór premierowi utrzymują, że jednak należy im się dziesięcioletnia nietykalność albo milionowe odprawy. "Gazeta Wyborcza" odkryła mechanizm, który wymyślili szefowie gdańskiego koncernu Energa, aby pozostać nietykalnymi, tak jak ich objęci umowami społecznymi pracownicy.

Rząd swoje, prąd swoje

Energa powstała z połączenia ośmiu zakładów energetycznych północnej Polski (dawna Grupa G-8). W skład zarządu koncernu weszli szefowie czterech z nich: Waldemar Bartelik (Gdańsk), Piotr Szynalski (Kalisz), Stanisław Kubacki (Słupsk) i Piotr Siennicki (Płock). Obejmując stanowiska w połączonym koncernie, nie zrezygnowali jednak z posad w macierzystych zakładach. Efekt jest taki, że np. Szynalski od tygodnia nie pojawia się w gdańskiej centrali, bo jako członek zarządu Energa przebywa na urlopie. W tym samym czasie pracuje jednak w najlepsze w Energetyce Kaliskiej jako dyrektor generalny.

Tak więc minister skarbu Jacek Socha tylko w połowie miał rację, mówiąc, że umowy społeczne gwarantujące dziesięcioletnie zatrudnienie w energetyce nie obejmują prezesów Energi. Jako prezesi rzeczywiście nie mają prawa do tych profitów, ale jako dyrektorzy generalni w pełni je zachowują. Są pracownikami koncernu, bo te zakłady wchodzą w jego skład.

Małgorzata Niebisz, dyrektor nadzoru właścicielskiego w ministerstwie, powiedziała "Gazecie": - Jeśli Szynalski utrzymuje, że jest dyrektorem generalnym w Kaliszu, to się myli. Nie jest i wszystkie decyzje, jakie podjął, podając się za dyrektora, zostaną unieważnione. Na poniedziałek minister Jacek Socha wzywa do siebie wszystkich prezesów spółek energetycznych z całego kraju, żeby przywołać ich do porządku i wytłumaczyć, że absolutnie nie mają prawa do profitów płynących z umów społecznych.

energetyka
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)