Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Mateusz Ratajczak
Mateusz Ratajczak
|

Węgierskie podatki w Polsce oznaczają tylko kłopoty. Miliardy wyparują z firm, w sklepach będzie drożej

0
Podziel się:

Jak wynika z raportu PwC i Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji wprowadzenie węgierskich rozwiązań podatkowych w Polsce kosztowałoby sieci handlowe prawie 2,5 miliarda złotych rocznie. Na straty przygotować musieliby się przygotować klienci tych sklepów, czyli wszyscy Polacy.

Węgierskie podatki w Polsce oznaczają tylko kłopoty. Miliardy wyparują z firm, w sklepach będzie drożej
(Parlament Europejski)

- Niekonwencjonalne i krytykowane niegdyś decyzje premiera Węgier Viktora Orbana okazały się korzystne dla węgierskiej gospodarki - mówili kilka dni temu eksperci podczas konwencji Prawa i Sprawiedliwości i przekonywali, że część takich rozwiązań doskonale sprawdziłaby się w Polsce. Eksperci niezwiązani z partią Jarosława Kaczyńskiego mają jednak bardzo duże wątpliwości. Jak wynika z raportu PwC i Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji wprowadzenie węgierskich rozwiązań podatkowych w Polsce kosztowałoby sieci handlowe prawie 2,5 miliarda złotych rocznie. Na straty przygotować musieliby się również klienci tych sklepów, czyli wszyscy Polacy.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości nie kryją uznania wobec działań Victora Orbana na Węgrzech, który od początku kryzysu ekonomicznego w Unii Europejskiej prowadzi politykę ochronną wobec krajowych producentów i sklepów, polegającą na ograniczeniu napływu towarów, usług i firm zagranicznych. Przedstawione na sobotniej konwencji PiS przez kandydatkę na premiera Beatę Szydło podatki na banki czy supermarkety są inspirowane właśnie tym, co zrobili u siebie Węgrzy. Główne postulaty Beaty Szydło to opodatkowanie sklepów wielkopowierzchniowych, co powinno przynieść dodatkowe 3 miliardy złotych, a także wprowadzenie podatku bankowego. Tutaj w grę ma wchodzić nawet dodatkowe 5 miliardów złotych dla budżetu.

Jak wyglądały inspirujące Prawo i Sprawiedliwość działania Victora Orbana na jego podwórku? Węgierski handel wielkopowierzchniowy, z reguły kontrolowany przez firmy zagraniczne, mierzy się od kilku lat z licznymi dodatkowymi podatkami. Jakimi? Na przykład obowiązującym od 2013 roku podatkiem kryzysowym, podatkiem od przychodów z reklam oraz opłatą za kontrolę żywności. A to tylko część zrealizowanych pomysłów premiera Węgier. Zagraniczne sieci handlowe nie mają lekkiego podatkowego życia. Dodatkowo od marca obowiązuje zakaz handlu w niedzielę oraz restrykcyjne ograniczenie wydawanych pozwoleń na budowę dużych sklepów w niektórych miejscach. Na próżno szukać nowych, dużych sklepów w okolicach zabytkowych części miasta.

Co, gdyby rozwiązania na wzór węgierski, wprowadzić w Polsce? Jak się okazuje korzyści mogłyby być zdecydowanie mniejsze niż potencjalne straty. "Przewidywane dla Polski skutki rozwiązań węgierskich pociągają poważne reperkusje" - czytamy w komunikacie Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, która wyraża zaniepokojenie pomysłami rodem z Węgier. Tych w ostatnim czasie coraz więcej jest nie tylko w Polsce.

Stracimy na tym wszyscy

Węgierskie podatki w Polsce to nie tylko spadek zysków sieci handlowych - jak wskazują i chwalą pomysłodawcy tych rozwiązań - ale również spory wzrost wydatków każdego Polaka. Jak wskazuje PwC "podatek kryzysowy, podatek od reklam i opłata za urzędową kontrolę żywności spowodowałyby w Polsce wzrost wydatków przeciętnego gospodarstwa domowego o średnio 70 złotych rocznie".

Jak wynika z analizy ekspertów wzrost cen najbardziej dotyczy segmentu handlu odwiedzanego przez najbiedniejszych Polaków. Cena przeciętnego koszyka zakupów np. w najpopularniejszych w Polsce dyskontach wzrośnie aż o 9 złotych. Warto pamiętać, że straty 70 złotych biorą pod uwagę obciążenia finansowe zarówno najbogatszych, jak i najbiedniejszych Polaków.

Gdyby wziąć pod uwagę tylko tych ostatnich, wzrost cen w porównaniu z możliwościami finansowymi, byłby zdecydowanie bardziej odczuwalny. - Średni wzrost obciążenia najbiedniejszych gospodarstw urósłby o 409 złotych rocznie - ostrzega Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji. Warto zauważyć, że ewentualne węgierskie rozwiązania spowodują obciążenie dochodu rodzin najbiedniejszych o 2,1 procent, podczas gdy najbogatsi stracą zaledwie 0,11 procent.

Jak wskazuje PwC i POHiD pomysły Victora Orbana na polskim gruncie to nie tylko straty dla portfeli Polaków w sklepach. Części grozi po prostu bezrobocie. "Zakaz handlu w niedzielę skutkować może 7-procentowym spadkiem zatrudnienia w branży, co oznacza, że ogólna utrata miejsc pracy dotknie od 62 do 85,5 tysiąca osób" - ostrzegają autorzy raportu. Ograniczenie handlu w obszarach zabytkowych, jak ma to miejsce na Węgrzech, to nawet 10 tysięcy miejsc pracy mniej. - Łączna liczba utraty miejsc pracy szacowana jest na prawie 100 tysięcy osób - czytamy w raporcie. W połączeniu z rosnącymi kosztami życia mogłoby to pociągnąć za sobą lawinowy wzrost poziomu ubóstwa w Polsce.

Eksperci wskazują, że opisane przez nich skutki mogą nie być jedynymi. Spadek sprzedaży, redukcje etatów i nakładów inwestycyjnych mogą dotyczyć również branż mocno związanych z sektorem handlu detalicznego, np. transportu.

Zyski firm spadną niemal do zera?

Węgierskie podatki są uderzeniem głównie w zagraniczny kapitał. Opłaty i podatki pobrane na zasadach węgierskich w Polsce to prawie 2,5 miliarda złotych mniej w kasach takich firm. Jak wyliczają analitycy PwC to oznacza, że kwota zysku 17 największych (czyli sprzedających za więcej niż 500 milionów złotych rocznie) sieci spadłaby do 31 milionów złotych.

Jak wskazują eksperci PwC to z kolei pociągnie za sobą obniżenie wpływów z podatku CIT o co najmniej 400 milionów złotych od branży handlu wielkopowierzchniowego. Z kolei spadek sprzedaży przez niedzielny zakaz handlu spowoduje, że branża zapłaci o 1,5 miliarda złotych mniej z tytułu podatku VAT. Jak wskazują eksperci, takie działanie obniżyłoby atrakcyjność inwestycyjną Polski.

Zagraniczne sieci w Polsce są traktowane ulgowo?

Temat dodatkowego opodatkowania sieci handlowych z istotnym kapitałem zagranicznym pojawił się już podczas wyborów prezydenckich. W pierwszej debacie telewizyjnej Andrzej Duda zapowiedział, że będzie zabiegał w Sejmie o mocniejsze opodatkowanie wielkich zagranicznych sieci handlowych. Dzisiejszy prezydent elekt sugerował wtedy również, że zagraniczne sieci handlowe nie tylko unikają płacenia podatków w Polsce, ale również w dużej mierze uciekają z wypracowanym zyskiem za granicę. Głos zabrała natychmiast Konfederacja Lewiatan, która tłumaczyła, że oskarżenia polityków Prawa i Sprawiedliwości mijają się z rzeczywistością.

- Zagraniczne sieci handlowe zapłaciły w 2014 roku około 4 miliardy złotych podatku CIT i około 5 miliardów złotych PIT. Prawie 24 miliardy złotych pochodziło z VAT. Przeczy to więc tezie, że unikają one płacenia podatków - tłumaczyła podczas prezydenckiej kampanii wyborczej Maria Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.

Jak wskazuje Konfederacja Lewiatan "podatek dochodowy zapłacony w 2013 roku przez podmioty z kapitałem zagranicznym i bez kapitału zagranicznego wyniósł ogółem 19,3 miliardów złotych". Dodatkowo przedstawiciele Lewiatana przypominają, że od 1995 roku zagraniczne sieci handlowe zainwestowały w Polsce 45 miliardów euro.

Nie oznacza to jednak, że zagraniczne podmioty płacą tyle samo podatków, co ich krajowy konkurenci. W ostatnim czasie dowodziliśmy na łamach Biztok.pl, że ogółem zagraniczne firmy płacą w Polsce mniejsze podatki niż polskie firmy. O sprawie można przeczytać tutaj.

Jak wynika z analizy Biztok.pl największe polskie przedsiębiorstwa płacą wyższy podatek zarówno w odniesieniu do przychodów, jak i zysków. Nasi przedsiębiorcy nie mają szans z zagranicznymi koncernami, które często wyspecjalizowały się w unikaniu podatków.

giełda
waluty
kraj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)