Eurodeputowany podkreślił w rozmowie z Polskim Radiem, że problem staje się coraz poważniejszy, ponieważ do jego komisji trafiło już około 80 petycji. Na działalność niemieckich urzędów ds. młodzieży, czyli tzw. Jugendamtów, skarżą się nie tylko Polacy, ale także Francuzi, Belgowie czy Amerykanie z rozwiedzionych małżeństw mieszanych.
W rozmowach uczestniczyła też Beata Pokrzeptowicz-Meyer, która czuje się szykanowana przez Jugendamty. Tłumaczka i nauczycielka polskiego z Bielefeldu mówi, że w jej przypadku wystarczyła deklaracja, że chce z dzieckiem rozmawiać po polsku, aby niemieccy urzędnicy zabronili jej spotykać się z nim. Polka nie widziała swojego dziecka już pół roku. Wcześniej wychowywała je samotnie i dwujęzycznie przez pięć lat.
Beata Pokrzeptowicz-Meyer stara się dochodzić swoich praw przed instytucjami europejskimi. Pod koniec stycznia Komisja Europejska rozpatrywała jej skargę na dyskryminację przez niemieckie instytucje.
Bruksela zapowiedziała, że jeśli w działaniach niemieckich urzędów dopatrzy się znamion dyskryminacji ze względu na narodowość, może skierować sprawę do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu.