Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Zamiast badać jakość żywności, wolą leczyć koty. Lekarze weterynarii masowo odchodzą z państwowych inspekcji

57
Podziel się:

Po sześcioletnich studiach dostają na rękę niecałe 2 tysiące złotych. Muszą być gotowi do pracy przez całą dobę. Lekarze weterynarii z państwowych inspekcji masowo odchodzą z pracy. Ci, którzy zostali, apelują o podwyżki.

Inspektorzy weterynarii chcą znaczących podwyżek
Inspektorzy weterynarii chcą znaczących podwyżek (Fotolia)

Po sześcioletnich studiach dostają na rękę niecałe 2 tys. zł. Muszą być gotowi do pracy przez całą dobę. Lekarze weterynarii z państwowych inspekcji masowo odchodzą z pracy. Ci, którzy zostali, apelują o podwyżki.

Weterynarze z państwowych instytucji wystosowali list otwarty. Zwracają w nim uwagę na dramatyczną sytuację. Piszą, że mają za dużo obowiązków, nikt nie chce zatrudniać się w inspektoratach, a pensje są wręcz głodowe. A wszystko to zbiega się z rozprzestrzeniającym się w Polsce wirusem Afrykańskiego Pomoru Świń.

Zarobki na poziomie płacy minimalnej

W rozmowie z money.pl prezes Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej Jacek Łukaszewicz podkreśla, że zarobki inspektorów są "żenująco niskie". Wahają się w granicach 2,5-3 tys. zł brutto. Prezes dodaje, że są powiaty, w których zarobki wynoszą 2,2 tys. zł, czyli niewiele więcej od płacy minimalnej.

- Nie posiadamy danych, ile lekarze weterynarii zarabiają w prywatnych firmach, ale w porównaniu z zarobkami w inspekcji, to jest spokojnie trzy, cztery razy więcej. W dobrych klinikach nawet pięć - podlicza Jacek Łukaszewicz i stwierdza, że wobec tak niskich zarobków naturalny jest odpływ wykształconej kadry. Według jego informacji w ostatnich dwóch latach z inspekcji weterynaryjnej odeszło kilkuset pracowników.

Chętnych brak

W całej Polsce jest około 17 tysięcy lekarzy weterynarii. Prezes Łukaszewicz szacuje, że w inspekcji pracuje około 5 tysięcy pracowników, z czego 2 tysiące to weterynarze. Pozostali to pracownicy pomocniczy - księgowi czy kierowcy. Rekrutacja nowych inspektorów stanowi olbrzymi problem. W 106 tegorocznych naborach wybrano tylko 29 kandydatów. W 63 przypadkach nie wpłynęła żadna oferta.

Weterynarze, którzy podejmą pracę w inspekcji, szybko rezygnują. - Młodzi absolwenci, dobrze przygotowani do wykonywania zawodu, ale bez doświadczenia, szukają pracy i się zatrudniają. Są szkoleni na koszt państwa. Po czym po roku, po dwóch, widząc mizerię finansową i brak możliwości awansu jakiegokolwiek, po prostu odchodzą - przyznaje Jacek Łukaszewicz.

Zobacz także: Zobacz: Władysław Kosiniak-Kamysz: rzadko używam takich słów, ale to jest głupota

Nawał pracy

Inspektorzy w liście otwartym piszą, że zadań, jakie mają do wykonania jest dużo, a pracowników - mało. I ciągle im się tej pracy dokłada. Zwracają uwagę na sytuacje, w których prace nie są wykonywane z należytą starannością, a obowiązki muszą wykonywać osoby bez odpowiedniego wykształcenia i doświadczenia. Albo inspektorzy. Dzień i noc.

- Jeżeli coś się dzieje - na przykład jakieś ognisko choroby ASF, to jest praca i w sobotę i niedzielę i popołudniami. Poza tym cały czas prowadzimy monitoringi. Dostajemy telefony także w nocy. Chodzi na przykład o potrącone dziki. Trzeba jechać, pobierać próby. 24 godziny na dobę musimy być dyspozycyjni - opisuje w rozmowie z money.pl jeden z powiatowych lekarzy weterynarii, który chce pozostać anonimowy.

Pół miliona kontroli

Sytuacja w inspektoratach jest teraz wyjątkowo trudna, ponieważ to weterynarze w całym kraju mają powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa Afrykańskiego Pomoru Świń. Mają sprawdzać rolników, którzy hodują trzodę, czy przestrzegają zasad bioasekuracji.

- 260 tysięcy gospodarstw musi przejść kontrole - w większości dwukrotnie, ponieważ będą zalecenia do poprawy sytuacji i potem znów kontrole. Czyli mamy około 500 tysięcy kontroli, które muszą być przeprowadzone przez lekarzy weterynarii - wylicza prezes Łukaszewicz. Szacuje też, że przy obecnym zatrudnieniu zajmie to 4-5 lat, a by skutecznie walczyć z wirusem ASF powinno to zająć nie dłużej niż rok. A to jedynie dodatkowe obowiązki pracowników inspekcji.

- Wydaje mi się, że społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z roli, jaką odgrywamy. Wszystko to, co jemy, to co jest pochodzenia zwierzęcego, jest pod naszym nadzorem. Trzeba działać bardzo skrupulatnie. Jest bardzo dużo przepisów - krajowe i Unijne. Badamy zwierzęta, mięso, ryby, jaja, mleko i wszystkie produkty, które z tego pochodzą. To jest bardzo szeroka gama - wylicza lekarz weterynarii.

Koniec eksportu

Inspektorzy podkreślają, jak ważna jest branża mięsna dla polskiej gospodarki. Zaznaczają, że rynek wieprzowiny w naszym kraju jest wart 18 mld zł. Rozprzestrzeniający się wirus ASF, pomimo nawet skutecznej bioasekuracji, może odstraszać zagranicznych partnerów. Gdy nie będzie rynków eksportowych, zaczną znikać też polscy hodowcy, którzy nie będą mieli gdzie sprzedawać.

Prezes Jacek Łukaszewicz stwierdza, że w obliczu tych potencjalnych strat, podwyżki dla kilku tysięcy osób, to dla budżetu niewielki wydatek.

Znaczne podwyżki i więcej etatów

Lepsze wynagrodzenia - to główny postulat inspektorów. W liście otwartym piszą, że sprowadzono ich do roli urzędników - "niewolników", którym nie należy się nawet podwyżka pensji o wskaźnik inflacji. Chcą wynagrodzenia na poziomie 1,5 średniej krajowej dla doświadczonych pracowników, czyli ponad 6,5 tys. zł brutto. Wynagrodzenie nowych pracowników miałoby się kształtować na poziomie średniej krajowej.

Inspektorzy domagają się także dodatków w postaci nagród, odpraw emerytalnych, czy gwarancji stałego wzrostu płac, a także zwiększenia liczby etatów zgodnie ze wskazaniami powiatowych i wojewódzkich lekarzy weterynarii.

Prezes Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej zaznacza, że minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel, na spotkaniu z radą, przystał na podwyżki dla inspektorów. Wysłaliśmy w tej sprawie zapytanie do Ministerstwa Rolnictwa. Jak na razie odpowiedzi nie otrzymaliśmy.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(57)
serio?
6 lat temu
chyba nie myśleliście, że ktoś idzie na weterynarię, żeby badać jakieś żarcie posyłane do sklepów?
ryjek
6 lat temu
Nie mogą podpisać klauzuli sumienia że np. wieprzowina ich nie obchodzi?
bogdan19734
6 lat temu
Nie błysnołem swoim rozumem? Ze na Owsiaka macie na różne fundacje też macie kasę Nie starcza od 1 do 1.Jest róznica Dla mojego ojca zawsze starczało za PRL ,A było nas 12 osób w domu.Jak to robili w tamtych czasach Nie starczy to za ocenę tamtego okresu,?Tylko bzdury piszecie
Mieczysław
6 lat temu
Przyczyną takiego stanu rzeczy jest nadmierna ilość inspekcji, których zadania niejednokrotnie się nakładają. Cierpią przedsiębiorcy i kontrolujący, cieszy się tylko "CZAPA" która dobrze zarabia nic nie robiąc. Widać to tylko od środka lecz ustawodawca nie chce lub udaje że tego nie widzi. Dyrektorzy w tych służbach to klika polityczna nic nie robią tylko pobierają wysokie pensje. Kierownicy wydziałów ogrom prac zrzucają na pracowników i liczą się tylko słupki z efektywności często robione wyniki na siłę tzn. wynajduje się ofiarę najczęściej przedsiębiorcę bez zaplecza prawniczego i ciągnie z niego tyle ile tylko da radę, Dużych omija się szerokim łukiem lub uprzedza przed wizytą i wszystko jest cacy. W każdej takiej inspekcji podległej wojewodzie jest jeszcze pion administracyjny (do lokowania na ciepłe posadki ludzi od opcji rządzącej). Jest to kolosalna armia ludzi wykonujących niby pracę a przecież u wojewodów są kadry, księgowe, płace itp...
Mariusz
6 lat temu
Kolejny artykuł nagonka. Niemieckim mediom nie wyszło z lekarzami to teraz na tapecie są weterynarze. Żenada.
...
Następna strona