Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Coraz większa zmienność przed posiedzeniem FOMC

0
Podziel się:

W Polsce czwartek rozpoczął się standardowo. Złoty szybko się wzmacniał idąc za zwyżkami kursu EUR/USD, ale po nieudanym teście linii szyi, kiedy dolar zaczął się do innych walut wzmacniać i u nas nastąpił zwrot powodujące osłabienie naszej waluty.

W Polsce czwartek rozpoczął się standardowo. Złoty szybko się wzmacniał idąc za zwyżkami kursu EUR/USD, ale po nieudanym teście linii szyi, kiedy dolar zaczął się do innych walut wzmacniać i u nas nastąpił zwrot powodujące osłabienie naszej waluty. Dobiła naszą walutę opinia agencji ratingowej Standard&Poor’s, według której wejście Polski i Węgier do strefy euro może się opóźnić z powodu "rozszerzającego się deficytu fiskalnego i stagnacji politycznej". Prawdę mówiąc nic nowego w tej opinii nie było, ale wystarczyło, żeby postawić kropkę nad i.

Już po 16.00 naszej walucie niewątpliwi zaszkodziła (zdementowana) opublikowana przez pb.pl informacja, zgodnie z którą wicepremier Zyta Gilowska mogła się podać w czwartek do dymisji. Nieobecność pani premier na spotkaniu Komisji Trójstronnej, na której miał być omawiany budżet, uwiarygodniała tę pogłoskę. Mam wrażenie, że ktoś „próbkuje” rynek puszczając takie pogłoski, po to, żeby, kiedy rzeczywiście dymisja stanie się faktem (uważam, że tak się w tym roku stanie) reakcja rynku była osłabiona. Niewątpliwie dzięki tej pogłosce kurs złotego do dolara i euro zakończył czwartek na najwyższym w czasie dnia poziomie.

Wydawałoby się, że skoro dymisja nie nastąpiła to dzisiaj powinno nastąpić korekcyjne wzmocnienie naszej waluty, ale sprawa prosta nie jest. Dzisiaj na pierwszej stronie „Gazeta Wyborcza” pisze, że „Jak się dowiadujemy z dwóch niezależnych źródeł, te nerwowe ruchy mają uprzedzić ewentualną dymisję wicepremier Gilowskiej. Może do niej dojść, ponieważ sędzia Włodzimierz Olszewski, rzecznik interesu publicznego, zamierza wystąpić do sądu lustracyjnego z oskarżeniem, że Gilowska złożyła fałszywe oświadczenie lustracyjne”. Podobno szykowany jest już następca, którym jest doradca premiera Paweł Wojciechowski (były prezes PTE Allianz Polska i Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych PBK Atut.). Zawsze przypominam, że (w dłuższym terminie) jedna osoba nie ma żadnego znaczenia dla rynków. Czekanie na dymisję i sama dymisja będą źle przyjęte przez rynki finansowe. Najważniejsze w tej sytuacji jest, żeby decyzje zostały podjęte błyskawicznie i jeśli do dymisji dojdzie to, żeby miejsce pani minister zajął natychmiast ktoś
poważany przez rynki. Wtedy sprzedający akcje i złotego bardzo by tego żałowali.

Na GPW na początku czwartkowej sesji też zaskoczenia nie było. Dobra atmosfera panująca na świecie i wzrost węgierskiego indeksu BUX o ponad 3 procent musiały wywołać zwyżkę indeksów. Szczególnie mocny był sektor surowcowy pod wodzą KGHM. Jednak tuż po otwarciu apetyt na akcje znacznie się zmniejszył i indeks zaczął się osuwać. To był efekt, o którym pisałem we wczorajszym komentarzu. Przed południem, po wyrysowaniu podwójnego dna, rynek ruszył na północ nie wytrzymując ciśnienia wynikającego z ponad już czteroprocentowego wzrostu węgierskiego indeksu BUX, ale i ten atak byków spalił na panewce, a WIG20 w ostatniej godzinie testował poziom środowego zamknięcia. Zupełnie fatalny był fixing, na którym WIG20 stracił jeden procent. Nie jest wykluczone, że część graczy znała pogłoskę o dymisji wicepremier i na nią reagowała. Ostrzegałem w czwartek rano, że WGPW nie lubi oczywistych rozwiązań, więc trzeba się wstrzymać z kupowaniem akcji przynajmniej w pierwszej godzinie, ale prawdę mówiąc nie przypuszczałem, że
będzie to wyglądało aż tak źle.

Dzisiaj, 30 minut po rozpoczęciu sesji giełdowej, GUS opublikuje raporty o sprzedaży detalicznej, stopie bezrobocia i koniunkturze gospodarczej w maju. Bardzo dobre dane o dynamice produkcji przemysłowej zaostrzyły apetyt graczy, więc nic dziwnego, że czekamy na kolejne dobre informacje. Rynek zazwyczaj lekceważy raporty o stopie bezrobocia i koniunkturze gospodarczej, a zwraca szczególną uwagę na sprzedaż detaliczną. Skoro płace rosną to powinna ona być bardzo dobra. Gdyby taka rzeczywiście były to wzmocniłyby fundamenty, na których może być zbudowany wzrost indeksów. Słabe dane byłyby rozczarowaniem, które mogłoby się przełożyć na osłabienie rynku. Nie będą jednak z całą pewnością decydujące – najbardziej istotna będzie sytuacja panująca na rynkach światowych oraz (a może przede wszystkim) problem minister Gilowskiej. W tej sytuacji początek sesji prawie na pewno będzie spadkowy, a potem bardzo dużo zależy od rozwiązań politycznych. Nie radziłbym jednak w panice pozbywać się akcji.

Pisałem wczoraj, że co prawda nie twierdzę, że w USA zmienność się zmniejszy, a indeksy będą już tylko rosły, ale obawa o przełamanie w ciągu najbliższych sesji wsparcia na linii ponad dwuletniego trendu wzrostowego znacznie zmalała. Doprawdy nie miałem jednak na myśli takiej zmienności, jaką zafundowała graczom czwartkowa sesja. Po dużym wzroście przejście do zbliżonych wielkością spadków świadczy o kompletnym rozchwianiu rynków. Popatrzmy, co (według mnie) stało za tak nerwowym zachowaniem rynków. Piszę w liczbie mnogiej, bo nerwowe ruchy dały się zaobserwować na wszystkich rynkach.

Od rana bardzo ciekawie zachowywał się rynek walutowy. Kurs EUR/USD kontynuował rano środowe wzrosty, ale już przed południem zaczął gwałtownie spadać. Dosyć zabawne były niektóre tłumaczenia takiego zachowania rynku. Mówiono na przykład, że jen mocno stracił wzmacniając dolara, bo szpiegowski samolot USA rozbił się w Korei Północnej (tyle tylko, że zostało to natychmiast zdementowane). Twierdzono też, że zapowiadany przez Koreę Północną test rakiety balistycznej wywołuje napięcia geopolityczne, a to skutkuje ucieczką do dolara. Ta zależność od 2001 roku jednak nie obowiązuję. Od momentu uderzenia terrorystów w wieże WTC istnieje zależność odwrotna: dolar traci, kiedy napięcia rosną. Co się więc takiego stało? Zadziałała technika. Rano EUR/USD usiłował zaatakować linię szyi podwójnego szczytu (1,2725 USD), ale jak oparzony od niej odskoczył, a to musiało wywołać stadną reakcję techników, który zaczęli dolara kupować. Cała reszta tłumaczeń to tylko szum informacyjny.

Rynek towarowy dopasował się z pewnym ociąganiem do zachowania walut. Od rana surowce wyraźnie drożały. Na przykład kontrakty na miedź rosły o ponad 4 procent. Pretekstem do zwyżki był niski poziom zapasów (najniższy od 4 miesięcy). Jednak po wejściu Amerykanów do gry wszystko się zmieniło. Staniało zarówno złoto jak i miedź (o 2 procent – zmienność sześcioprocentowa w czasie dnia sygnalizuje, jaki nerwowy jest rynek). Jedynie cena ropy lekko wzrosła, ale ropa to już jest rynek sam w sobie.

Rynek akcji ruszył na południe z podobną siłą, z jaką w środę rósł. W komentarzach wini się za takie zachowanie dane makro, ale mogły one służyć jedynie za pretekst do wywołania spadków. Tygodniowa zmiana bezrobocia w USA nie powinna była wpłynąć na zachowanie rynków, bo bezrobocie zgodnie z prognozami nieznacznie wzrosło. Publikacja indeksu wskaźników wyprzedających koniunkturę (LEI) mogła rzeczywiście trochę zaszkodzić, bo indeks spadł o 0,6 proc. (oczekiwano 0,4 proc.), ale w hossie LEI spadały nawet siedem razy z rzędu i niczym to zwyżkom nie przeszkadzało. Teoretycznie spadek LEI sygnalizuje nadchodzące spowolnienie gospodarcze, ale mimo to rentowość obligacji wyraźnie wzrosła pokonując szczyt z maja. Być może był to wpływ krążącej po rynku pogłoski, zgodnie z którą Fed w przyszłym miesiącu podniesie stopy o 50 pb. (uważam, że to jest niemożliwe).

Szkodziły rynkowi tym razem informacje ze spółek. Traciły akcje Johnson & Johnson z powodu raportu kwestionującego bezpieczeństwo jednego z jego produktów. Indeksowi NASDAQ zaszkodziła informacja o zrezygnowaniu przez Nokię ze standardu opracowanego przez Qualcomm. Poza tym Bear Stearns obniżył rekomendację dla Bed Bath & Beyond. Reasumując widać było, że gracze nie bardzo wiedzieli, czego się trzymać i niektórzy z byle powodu sprzedawali akcje. W ostatniej godzinie byki usiłowały kontratakować i co prawda nie udało się im zamknąć sesji wzrostem, ale skala spadku została zredukowana. Dzięki temu obraz rynku nie zmienił się i nadal większa jest szansa na wzrost indeksów.

Koniec tygodnia widziany przez pryzmat kalendarium wygląda bardzo ubogo. Czekamy na dane o zamówieniach na dobra trwałego użytku w USA. Po dużym spadku w kwietniu prognozy mówią o niewielkim wzroście i to byłaby informacja neutralna dla rynków. Gdyby zamówienia wzrosły o więcej niż jeden procent to byłby to pozytywny sygnał dla akcji. W sytuacji, kiedy inwestorzy boją się nie tylko o inflację, ale i o wzrost gospodarczy, a podwyżka stóp jest już zdyskontowana, dane pokazujące, że ożywienie gospodarcze nie jest zagrożone powinny pomagać posiadaczom akcji i dolarowi. Dane słabe (kolejny spadek zamówień) zaszkodziłyby zarówno akcjom jak i dolarowi.

dziś w money
wiadomości
komentarz
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)