Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Klient lojalny znaczy naiwny, czyli jak wykorzystują nas sklepy

0
Podziel się:

Frytkownica kosztuje 40 tys. zł. Za zestaw słuchawkowy trzeba zapłacić "jedyne" 11 tys. zł. Zakup nawigacji samochodowej to wydatek rzędu 78 tys. zł. W jakim sklepie obowiązują tak horrendalne ceny? Okazuje się, że takich sklepów jest wiele, a klienci wręcz się do nich pchają.

Klient lojalny znaczy naiwny, czyli jak wykorzystują nas sklepy

Niemożliwe? Wystarczy bliżej przyjrzeć się programom lojalnościowym, które proponują sieci sklepów, stacje benzynowe, banki i inne instytucje. We wrześniu miną 2 lata odkąd zadebiutował Payback. Punkty za zakupy można zbierać w sklepach i wymieniać je na nagrody, które oferuje przynajmniej kilka firm. Karty Payback posiada 8 mln Polaków, którzy odebrali ponad 1,5 miliona nagród. Punkty zbiera się, okazując kartę przy kasie lub podając jej numer przy transakcjach internetowych. Skala jest różna, na stacji za 2 litry benzyny otrzymuje się 3 punkty, w markecie każde wydane 2 złote wymienia się na 1 punkt. Przyjmując średnio przelicznik 1 punkt za 2 złote, aby odebrać frytkownicę Philips, trzeba wydać blisko 40 tys. zł. Nowe urządzenie kosztuje poniżej 200 zł. Ile, by zostać właścicielem zestawu słuchawkowego Logitech? Kosztuje poniżej 40 zł, ale w programie ponad 11 tysięcy zł! - Duża liczba partnerów i ciągłe aktywności promocyjne, podczas których można zebrać punkty promocyjne i tym samym powiększyć znacznie
stan swojego konta, sprawiają, że zbieranie punktów odbywa się bardzo szybko - tłumaczy Piotr Lipiński, senior marketing & PR manager w firmie Loyalty Partner Polska, właściciel programu. - Około 60 proc. punktów uczestnicy zdobywają w czasie promocji, więc nie trzeba wydawać dużo, aby zebrać punkty i wymienić je na nagrody. Ciekawe podejście do rachunków proponuje też Tesco, które wprowadziło program Clubcard. Robiąc zakupy nie tylko zdobywamy punkty, ale i kupony rabatowe na zakupy. Wydając 600 zł, otrzymujemy rabat w wysokości 3 zł, a także kilka kuponów, np. zniżka 4 zł przy zakupie herbaty określonej marki za 20 zł. Każde dwa złote zostawione w kasie oznaczają 1 punkt na karcie. - Ten program to kpiny - irytuje się Marek Janiszewski, klient Tesco z Łodzi. - Kupuję w tej sieci, gdyż mieszkam w pobliżu sklepu, ale odmówiłem udziału w programie lojalnościowym. Jest on tak skonstruowany, że muszę wiele zainwestować, zebrać dużo punktów, by otrzymać cokolwiek. Jest to kompletnie niewspółmierne. - Program nie
służy zbieraniu punktów - ripostuje Jakub Jaremko z biura prasowego Tesco. - Tak naprawdę chodzi o dostosowanie naszej oferty do potrzeb klientów. Otrzymują kupony rabatowe na te towary, po które najczęściej sięgają. Jeden punkt za 10 zł proponują markety Alma, które prowadzą program Klub Konesera. Aby odebrać męską koszulę marki Lambert, która w sklepie kosztuje średnio 150 zł, trzeba wydać 8.400 zł. Niewiele lepiej jest w programie Vitay, który proponują stacje paliw Orlen. Każdy litr benzyny jest wyceniony na 6 punktów, żeby więc odebrać ekspres ciśnieniowy do kawy, który w sklepie kosztuje ok. 300 zł, na Orlenie trzeba zostawić ponad 73 tysiące zł. Jeszcze gorzej jest z nawigacją samochodową firmy MIO. W sklepie kupimy ją za ok. 600 zł, na Orlenie dostaniemy po zatankowaniu za prawie 78 tysięcy zł.

wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)