Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Miniona rozrzutna dekada zmieniła łódzkie finanse w pole minowe

0
Podziel się:

240 milionów złotych na spłatę i obsługę łódzkiego zadłużenia. 40 milionów na pokrycie strat miejskich, fatalnie zarządzanych spółek.

Miniona rozrzutna dekada zmieniła łódzkie finanse w pole minowe

Nieznana na razie, a nadal wisząca nad gwarantującym obligacje MPK łódzkim budżetem kwota, wynikająca z prawdopodobnej konieczności zwrotu przez MPK części unijnych dotacji na ŁTR (od 7 do nawet kilkudziesięciu milionów). Od 33 do nawet 100 milionów złotych potencjalnych odszkodowań, które Łódź może w najbliższych latach zapłacić z tytułu spraw prowadzonych przeciw niej przez mieszkańców i inwestorów. A przy tym szybko spadające wpływy Łodzi z podatku dochodowego i innych obciążeń fiskalnych, związane z demograficznym i ekonomicznym zapadaniem się naszego miasta na gospodarczej mapie Polski. Takie są największe już widoczne miny, które tkwią pod łódzkimi finansami i tym samym politykami, pragnącymi realizować swoje ambitne programy rozwoju Łodzi. Ale to nie wszystko. Sęk w tym, że nowe programy rewitalizacji centrum, niezbędny Łodzi projekt pozyskiwania gruntów dla nowych inwestorów, szybsza budowa infrastruktury cywilizacyjnej, w tym wokółkolejowej, drogowej i tramwajowej - muszą kosztować już na starcie od
130 do 250 milionów złotych. Lekko licząc. A przy tym znaczną część tych środków musi wyłożyć sama Łódź. Dodatkowy kłopot polega na tym, że te programy (plus projekt lepszego ściągania czynszów komunalnych) mogą zaowocować dodatkowymi wpływami do budżetu Łodzi najwcześniej za 2-3 lata. A już przyszłoroczny jej budżet- i to bez uwzględnienia owych programów i min - zwyczajnie się nie domyka. Ewidentnie (znacznie) przeszacowano wpływy. I mocno nie doszacowano wydatków. Z tego równania wynikają konkretne zadania dla magistrackich urzędników i radnych, jeśli nie chcą za dwa-trzy lata bankructwa Łodzi. Tomasz Sadzyński, były komisarz Łodzi, przygotowujący projekt jej budżetu na 2011 rok, choć ewidentnie sobie z nim nie poradził, to jednak, moim zdaniem - zdawał sobie z tego sprawę. W strukturę wydatków i przychodów budżetowych włączono więc tzw. AN-y, czyli administracje nieruchomościami komunalnymi z ich wydatkami i dochodami, co o około 200 mln zł podniosło budżetowe dochody i wydatki Łodzi na 2011 rok. Po
drugie - Sadzyński mocno (za mocno!) wyśrubował (włączając w to kredyty) dochody Łodzi na rok 2011. A zatem automatycznie zmniejszył w budżecie Łodzi procentowy poziom zadłużenia miasta i wydatków na obsługę długu. Ot, taka nasza kreatywna księgowość i jej sztuczki, oddalające koszmar plajty miasta. Ale oprócz tego, Sadzyński w istocie zaczął przygotowywać cięcia wydatków bieżących oraz przede wszystkim zamykać z hukiem drzwi przed niektórymi najkosztowniejszymi dla miasta, a planowanymi dawniej inwestycjami. Cóż... na terenie Nowego Centrum Łodzi zabrakło już przecież miastu nawet na wykup gruntu pod słynne CŁC projektu Gehry'ego. Głupia sprawa - kilkadziesiąt milionów złotych odszkodowania dla fabryki materacy Enkev. Także i dlatego dziś już nie ma mowy o powrocie do planu budowy CŁC za pół miliarda. I dlatego dziś także - w istocie nie ma już moim zdaniem mowy (cokolwiek obiecywaliby nam politycy) o dotacji i przyszłej budowie tzw. Specjalnej Strefy Sztuki. Jakkolwiek oceniać przydatność tych inwestycji
dla łodzian, Łodzi nie stać już na gigantyczny wkład własny w te... piramidy. Na skutek rozrzutnego kierowania Łodzią przez ostatnie kilka lat, obecnie stan miejskich finansów jest już bowiem tak opłakany, że nawet jeśli nie wybuchnie żadna mina, wskazana na wstępie tego artykułu, przed radnymi stają dziś dramatyczne budżetowe wybory. Np. dalsze stawianie przez nich na Nowe Centrum Łodzi, rozumiane jako cokolwiek więcej niż Kolej Dużych Prędkości i dworzec pod-ziemny PKP (z tunelem pod centrum i węzłem multimodalnym), w warunkach zapaści finansowej miasta oznaczałoby w rezultacie BRAK pieniędzy na nowoczesną infrastrukturę i rewitalizację. Na pozyskiwanie inwestorów i miejsc pracy. Na sieć tramwajową i łączniki drogowe. A w końcu na wydatki bieżące. Na razie zadłużeniu Łodzi brakuje 8-9 punktów procentowych do osiągnięcia progu ustawowego, powyżej którego miastem z urzędu zaczyna władać rządowy komisarz. Na razie Łódź wykłada na spłatę swego zadłużenia sporo mniej od ustawowego progu 15 proc. budżetu. Na
razie budżet miasta wydaje się większy od tego z 2010 r. W 2011 r. dochody Łodzi mają wynieść 2 mld 858 mln zł. Wydatki - 3 mld 210 mln zł. Kredytowanie deficytu - 351 mln zł. Zadłużenie Łodzi - 1,3 mld zł (w 2002 r. - ok. 400 mln zł). Wzrost budżetu to sztuczki księgowych, za to jego długi są realne. J. Kropiwnicki pocieszał, że na mieszkańca Łodzi przypada dziś zadłużenie dwukrotnie mniejsze niż na mieszkańca Wrocławia czy Poznania. Ale w tamtych miastach PKB na głowę jest już prawie dwukrotnie większy niż w Łodzi ! Nadszedł więc u nas czas liczenia w budżecie miasta już nie setek milionów, a tysięcy złotych. Największy z tym problem? Łódzki budżet jest sztywny. Aż 80 proc. to tzw. wydatki bieżące: na oświatę, transport, pomoc społeczną, gospodarkę komunalną, kulturę. Zanim nie zmieni się budżetu na zadaniowy - można tu ciąć niewiele. Bo inaczej miasto stanie. W dodatku na tę część wydatków Łodzi nie da się już zaciągać kredytów. Bo od 2011 roku zmieniają się przepisy. Co więc pozostaje? Jedynie 20 procent
budżetu Łodzi to wydatki, przy których można ostro ciąć lub przesuwać środki - czyli inwestycje. W roku 2011 sięgną one 642 mln zł. Nie wolno tu jednak (podobnie jak w Wieloletnim Planie Inwestycyjnym), moim zdaniem, ruszać głównych projektów infrastrukturalnych (warte są w 2011 r. w sumie 133 mln zł). Ale trzeba przyjrzeć się np. Centrum Dialogu (6,2 mln zł) i Parkowi Ocalałych. Parkingom wielopoziomowym. Dublującym się inwestycjom drogowym, tunelom dla tramwaju na Olechów, ZOO (to na kolejne lata), stadionowi Widzewa, "starym" projektom rewitalizacyjnym. Promocji. A już bezwzględnie "kulturze" w NCŁ. W tym Strefie Sztuki. I koszmar takich decyzji staje dziś przed radnymi i Hanną Zdanowską. Bo NCŁ, z jego budowlami dla kultury za miliardy, to fajna sprawa. Podobnie jak odnowione ZOO. Pod warunkiem, że po ich zbudowaniu... wokół pozostanie jeszcze w ogóle jakaś Łódź.

wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)