Słowacki rząd wprowadził od jutra stan wyjątkowy w 15 placówkach służby zdrowia z powodu _ zagrożenia życia obywateli _. Po zerwaniu negocjacji ze związkowcami rząd zaproponował dziś każdemu lekarzowi podpisanie dodatku do umowy, w którym gwarantował przyszłoroczną podwyżkę w granicach 300 euro. Jednak akcja spełzła na niczym. Rządowi udało się przekonać jedynie kilkudziesięciu z dwóch tysiecy protestujących lekarzy.
Słowacki rząd zwrócił się o pomoc do sąsiednich krajów zwłaszcza do lekarzy ukraińskich i czeskich. Brakuje chirurgów, anestezjologów, ortopedów.
Sytuacja kryzysowa w słowackiej służbie zdrowia i rozwiązanie proponowane przez tamtejszy rząd przypomina koniec roku 2005 roku w Polsce. Wtedy to w służbie zdrowia trwał konflikt związany z podpisywaniem kontraktów na następny - to jest 2006 - rok z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Lekarze nie byli zadowoleni ze stawek, które proponował NFZ. W związku z tym obawiano się, że od 1 stycznia około 10 milionów Polaków będzie miało problem z uzyskaniem podstawowej opieki medycznej. Minister spraw wewnętrznych i administracji Ludwik Dorn powiedział wówczas, że jeśli po nowym roku jakaś placówka będzie zamknięta, to będzie to złamanie prawa.
Minister Dorn zagroził _ braniem lekarzy w kamasze _. Na konferencji prasowej 31 grudnia powiedział, że - by zmusić lekarzy do wykonywania obowiązków - istnieje teoretyczna możliwość posłania do wojska tych, którzy po Nowym Roku odmówią otwarcia gabinetów. Szef MSWiA mówił, że żaden szpital ani gabinet nie może odmówić pacjentowi pomocy w przypadku zagrożenia życia.
O proteście słowackich lekarzy czytaj w Money.pl Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej