Białoruskie władze mają czas do jutra aby spłacić dług, bo inaczej Rosja ograniczy dostawy błękitnego paliwa aż o 85 procent.
Rozmowy białorusko - rosyjskie trwają od ponad 2 tygodni. Nie pomogło osobiste spotkanie Aleksandra Łukaszenki z prezydentem Miedwiediewem i premierem Putinem. Moskwa twardo domaga się zwrotu długu. Również wczorajsze rozmowy przedstawicieli białoruskiego rządu z kierownictwem "Gazpromu" zakończyły się fiaskiem.
Mińsk nie zamierza płacić, bo- jak twierdzi Aleksander Łukaszenka- dług wynika jedynie z nieporozumień związanych z jednostkową ceną za gaz. Białoruś płaci po 150 dolarów za tysiąc metrów sześciennych a Rosja domaga się ponad 160 dolarów.
Urzędnicy z białoruskiego ministerstwa energetyki twierdzą, że jeśli Rosja wprowadzi ograniczenia to Białoruś z powodów technicznych nie będzie w stanie kontynuować tranzytowego przepływu gazu do odbiorców w Europie.
Niezależni eksperci uważają, że to szantaż i przypominają, że Mińsk oskarżył "Gazprom" o zaległości w opłatach za tranzyt gazu. Ich zdaniem dziwnym trafem żądania Białorusi dotyczą kwoty niemal identycznej jak ta, której zwrotu domagają się Rosjanie.