Charlie McCreevy tłumaczył, że Bruksela, zgadzając się na finansowe wsparcie, musi zażądać ograniczenia produkcji, by konkurencja na unijnym rynku nie została zakłócona. Przekonywał, że redukcje mocy będą z korzyścią dla zakładu.
"To spowoduje, że stocznia będzie mniejsza, ale za to silniejsza i zdolna samodzielnie utrzymać się na rynku" - dodał komisarz do spraw rynku wewnętrznego.
W debacie poświęconej przyszłości Stoczni Gdańskiej wystąpili głównie polscy deputowani. Ich głos był wyjątkowo zjednoczony. Wszyscy - od prawej strony do lewej - zwracali uwagę na historyczne znaczenie stoczni, kolebki Solidarności.
Marcin Libicki z Prawa i Sprawiedliwości mówił, że gdyby nie Solidarność, nie byłoby wolnej Europy. "Stocznia jest symbolem przemian w Polsce, ale także w skali Europy i świata" - wtórował mu Bogusław Liberadzki z SLD. "I dlatego Stocznię Gdańską należy traktować wyjątkowo" - podkreślał Maciej Giertych z Ligi Polskich Rodzin, i dodał: "Byłoby bardzo źle, gdyby placówka, która broniła się przed komunistami, padła pod naporem unijnych dyrektyw". Janusz Lewandowski z Platfromy Obywatelskiej wyrażał nadzieję, że uda się znaleźć kompromisowe rozwiązanie problemu.
Debata w Parlamencie była jedynie symboliczna, bo los Stoczni nie zależy od deputowanych, a od Komisji Europejskiej. Ostatecznej decyzji Brukseli należy się spodziewać w ciągu kilku tygodni.
Jeśli Warszawa nie porozumie się z Komisją w sprawie ograniczenia produkcji, Bruksela zażąda od stoczni zwrotu pieniędzy przyznanych z budżetu państwa, po integracji z Unią. A to może oznaczać poważne kłopoty finansowe dla zakładu.