O 14:00 w Brukseli rozpoczyna się demonstracja, której uczestnicy mają apelować o szybkie rozwiązanie kryzysu politycznego i utworzenie nowego rządu. Od wyborów parlamentarnych, które odbyły się w połowie czerwca partie z Flandrii i Walonii nie potrafią się porozumieć.
Do rozstrzygnięcia są kwestie kluczowe - reforma państwa, większa autonomia dla regionów, źródła ich finansowania, a także prawa językowe i wyborcze frankofonów mieszkających we flamandzkich gminach. W związku z brakiem porozumienia obecnie obowiązki pełni rząd przejściowy.
Manifestację zorganizowali ludzie młodzi niezwiązani ze światem politycznym, którzy są rozczarowani sytuacją w kraju i skłóconymi politykami, co powoduje, że każde kolejne propozycje rozwiązania kryzysu są odrzucane. I choć na razie kraj funkcjonuje, to jest oczywiste, że rząd tymczasowy nie może podejmować strategicznych decyzji. A Belgia, z rosnącym długiem publicznym sięgającym 100 procent już jest na celowniku agencji ratingowych, które zagroziły, że obniżą ocenę jej wiarygodności jeśli do kryzys polityczny nie zostanie szybko rozwiązany.
Sytuacja jest patowa z powodu zadawnionych sporów między Flamandami i frankofonami oraz pogłębiającej się przepaści między dwoma regionami. Nie ma wielkiej przesady w złośliwym stwierdzeniu, że obie społeczności językowe dzieli prawie wszystko, a łączy jedynie król, drużyna piłkarska, frytki i dobre piwo.
IAR
