Politycy opozycji uważają, że rząd powinien zabiegać o pozostawienie w Polsce obecnych stawek VAT. Jeśli tak się nie stanie, to od przyszłego roku więcej zapłacimy za żywność, książki i mieszkania - przypomina "Rzeczpospolita". Na wyższych podatkach może skorzystać budżet państwa, który boryka się z deficytem.
Szefowa klubu parlamentarnego PiS Grażyna Gęsicka uważa, że nie warto jednak obniżać poziomu materialnego obywateli. Jej zdaniem niższe podatki to bardziej zamożne rodziny, które stać na wyższą konsumpcję. To z kolei wzmaga popyt wewnętrzny, który był głównym elementem ratującym Polskę przed skutkami kryzysu światowego - uważa Grażyna Gęsicka.
Szef SLD Grzegorz Napieralski podejrzewa, że mimo wyborów rząd będzie próbował podwyższyć podatki, tyle, że nie te od dochodów osobistych, ale te pośrednie. Według Grzegorza Napieralskiego podwyżka VAT wcale nie zwiększy wpływów do budżetu. Większe podatki spowodują pogorszenie sytuacji finansowej obywateli, a to odbije się na popycie. Mniejsze obroty to mniejsze wpływy budżetowe - przekonuje Grzegorz Napieralski. Szef SLD przypomniał, że obniżenie przez Leszka Millera podatku dla przedsiębiorców CIT zwiększyło znacząco wpływy budżetowe.
Zdaniem szefa klubu parlamentarnego PSL Stanisława Żelichowskiego polski rząd może negocjować z Unią pozostawienie stawek VAT, powołując się na kryzys. Na razie według posła nad tym, jaką podjąć decyzję, zastanawia się minister finansów ze swoimi analitykami. Tak czy tak jesteśmy pod ścianą - ocenia polityk PSL. Zdaniem Żelichowskiego decyzję w sprawie VAT należy dobrze rozważyć. Na przykład ciągle nie wiadomo, ile budżet państwa może otrzymać z zysku NBP - przypomniał Żelichowski.
Według "Rzeczposplolitej" podwyżka stawek VAT na podstawowe artykuły żywnościowe może oznaczać dla rodzin wzrost wydatków o 15 procent. Gdyby konsumenci mimo wzrostu cen nie ograniczyli zakupów, to budżet mógłby zyskać dodatkowo 25-35 miliardów złotych.
