Gazeta pisze, że jedyna logiczna odpowiedź na pytanie po co śledczym te informacje jest taka, że badają oni bilingi autorów tekstów w "Dzienniku". Analizują, do kogo dzwonili i z kim mieli kontakt przed publikacją tekstów.
"Dziennik" dodaje, że na śledzenie tego, z jakimi numerami łączą się dziennikarze, prokuratorzy nie muszą mieć zgody sądu. Prawo pozwala im również sprawdzać, w jakich stacjach przekaźnikowych logowały się telefony komórkowe dziennikarzy. Mogą więc bez trudu, i nie oglądając się na zgodę sądu, ustalić, jak poruszali się po mieście, zanim powstały artykuły. Śledzenie dziennikarzy ma doprowadzić do znalezienia naszego informatora - obawia się "Dziennik".
"Dziennik"/kry/IAR/jp/jurczynski