Gazeta pisze, że historia rozpoczęła się w pierwszych dniach maja, gdy patrol policji przywiózł go gmachu prokuratury rejonowej na Ochocie młodą kobietę podejrzaną o kradzież w sklepie. Podczas przesłuchania prokurator zaczął flirtować z podejrzaną. Złożył jej propozycję wprost: seks w zamian za umorzenie sprawy i wycofanie zarzutów.
"Dziennik Gazeta Prawna" dodaje, że ofiara zgodziła się na taki układ, a w rzeczywistości zgłosiła się do prokuratury wyższego szczebla. Tam zapadła decyzja o wciągnięciu do współpracy policjantów ze stołecznego wydziału antykorupcyjnego - tłumaczy informator gazety.
W ten sposób rozpoczęła się "operacja kontrolowanego wręczenia korzyści osobistej". Po zdobyciu oficjalnych zgód policjanci w gabinecie prokuratora Konrada P. zainstalowali kamery i mikrofony. Zgodnie z umową 12 maja po godzinach pracy pojawiła się tam podejrzana. Policjanci i prowadząca sprawę pani prokurator mieli transmisję live wydarzeń w gabinecie prokuratora. Wkroczyli do akcji, gdy oskarżyciel był już w samych slipach - czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/"Dziennik Gazeta Prawna"/kry/dyd