Generał zdradza, że dostał wstrząsającą relację z Afganistanu od doświadczonych w wielu bojowych misjach żołnierzy. Twierdzą, że opinia publiczna nadal nie zna wszystkich okoliczności śmierci kapitana Ambrozińskiego.
Według informatorów generała Petelickiego wśród 12 polskich żołnierzy, którzy 10 sierpnia wyruszyli z bazy Sangar, znajdowali się szeregowi o niewielkim stażu w armii. Zostali dobrani przypadkowo, nie stanowili zgranej grupy. Zaledwie trzy kilometry od bazy wpadli w zasadzkę zorganizowaną przez talibów. Żołnierze nie mieli odpowiedniego rozpoznania, wysłano ich bez wsparcia śmigłowów, nie mogli ich też wezwać, gdy znaleźli się w zasadzce - mówi Sławomir Petelicki "Dziennikowi".
Zdaniem generała do tragedii mogłoby nie dojść, gdyby armia wyciągnęła wnioski ze zdarzenia sprzed pięciu lat w Iraku, gdzie zginęło trzech oficerów. Wówczas oddział Polaków wpadł w zasadzkę, a nie mógł pomóc im śmigłowiec, gdyż jego załoga nie dostała pozwolenia na otwarcie ognia.
"Dziennik"/IAR/kl/kry