Olszowiec pracuje u boku Lecha Kaczyńskiego od 1991 roku i jest jednym z niewielu ludzi, do których prezydent ma pełne zaufanie. Może on wchodzić do prywatnych apartamentów w Pałacu Prezydenckim. Tego zaszczytu nie dostępują nawet niektórzy prezydenccy ministrowie - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Dziennik pisze, że odpowiedzialne za ochronę głowy państwa Biuro Ochrony Rządu podlega formalnie MSWiA. Teoretycznie rząd mógłby zwolnić Olszowca, który towarzyszył prezydentowi w Gruzji, ale nie było go przy Kaczyńskim w momencie oddawania strzałów. Wraz z innymi oficerami BOR utknął na końcu kolumny aut. W czasie incydentu podobno próbował dodzwonić się do głowy państwa, ale ten nie mógł odebrać.
"Incydent w Gruzji to nie jego wina" - mówią o Olszowcu źródła z otoczenia prezydenta. Ich zdaniem za wszystko, co się działo podczas wizyty za granicą, w 95 procentach odpowiadają miejscowi.
"Gazeta Wyborcza"/kry/dyd