Pierwsze barcie powstały w puszczy nad Pilicą. W ponadstuletniej sośnie wydrążyli je mistrzowie Rais Galin i Anthyam Isanamanow - pracownicy Parku Narodowego Szulgan Tasz w Baszkirii. Przyjechali do Polski specjalnie po to, by przekazać tajemnice swojego fachu entuzjastom, którzy chcą zostać bartnikami. Ci już zapowiadają, że Spała zasłynie z niepowtarzalnego na skalę europejską produktu regionalnego - bartnego miodu.
Barcie to dziuple dla pszczół. Dzieje się je - czyli drąży - w starych drzewach iglastych, kilka metrów nad ziemią. Chodzi o utrudnienie dostępu największym amatorom miodu: niedźwiedziom i kunom, które w trakcie uczty niszczą gniazdo pszczół. Zagrożeniem dla owadów są również dzięcioły, które potrafią pożreć cały rój. W jednej barci rocznie powstaje nawet sto kilogramów miodu. Opróżnia się tylko jej trzecią część, by zostawić pszczołom zapasy na przetrwanie zimy - pisze "Gazeta Wyborcza".
Bartny miód wygląda i smakuje inaczej niż ten z ula. Aromatem przypomina miód wielokwiatowy, ale jest nieco ostrzejszy. Ma ciemnobrązowy kolor, nie jest tak przejrzysty jak substancja, którą kupujemy od pszczelarzy. Wszystko dlatego, że miód z barci nie jest odwirowywany oraz zawiera pyłki i kawałki plastra. Produkt dzikich pszczół ma więcej mikroelementów i substancji aktywnych niż to, co powstaje w ulu.
"Gazeta Wyborcza"/ arturu/kal