Dowódca polskiego kontyngentu a Afganistanie mógł próbować tuszować sprawę ostrzału osady Nangar Khel. Wskazują na to dokumenty, do których dotarła "Rzeczpospolita".
Jak pisze gazeta, jeden z aresztowanych żołnierzy miał zeznać, że kilka dni po incydencie do bazy Wazi Kwa przyleciał generał Marek Tomaszycki. Spotkał się on z żołnierzami, którzy prowadzili ostrzał i mówił, by ci nie opowiadali o wydarzeniu i pilnowali, aby żaden z nich nie popełnił samobójstwa. Generał miał także obiecać żołnierzom, że zabierze ich do bazy w Bagram, gdzie spokojnie dokończą swoją służbę.
Tomaszycki w rozmowie z gazetą przyznał, że był wtedy w bazie, ale zaprzeczył, jakoby w jakikolwiek sposób próbował zatuszować sprawę. Jak zaznaczył, na miejscu pracował już wojskowy prokurator, a w takiej sytuacji nie byłoby możliwości wyciszenia sprawy.
Tomaszycki będzie niedługo zeznawał w tej sprawie jako świadek. Jednak jeszcze przed świętami minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski sugerował, że generał być może stawi się przed sądem nie jako świadek, ale jako podejrzany. **